Przez zamęt wakacyjny z opóźnieniem dotarła do mnie informacja o śmierci Seamusa Heaneya, wybitnego poety, laureata literackiego Nobla. Jeżeli są artyści, będący uosobieniem ducha narodu, to Seamus Heaney był kwintesencją irlandzkości. Co nie przeszkadzało w uniwersalnym odbiorze jego wierszy.
W 2000 roku, gdy Kraków był Stolicą Kulturalną Europy, zorganizowano u nas wielkie spotkanie literackiego, nieoficjalnie zwane zlotem noblistów. Wisława Szymborska i Czesław Miłosz ściągnęli do Krakowa zarówno laureatów, jak i kandydatów do Nobla, m.in. Tomasza Venclovę czy koreańskiego poetę, Ko Una. Jednym z honorowych gości był irlandzki noblista, Seamus Heaney. Miałam przyjemność przeprowadzić z nim duży wywiad dla „Dziennika Polskiego”. Była to zaiste przyjemność bo potwierdziła się zasada, że ludzie wielcy są skromni.
Heaney, zarówno jako poeta jak i człowiek, był kwintesencją irlandzkości. Jego wiersze wyrastają z tradycji, ale i krajobrazu irlandzkiego. Jest w nich jakiś naturalny a jednocześnie nadprzyrodzony kontakt z ziemią, ziemią-matką, bagnami. Jest szczerość i czystość emocji, które nie są manierystycznie wydumane. Był erudytą, cenionym teoretykiem literatury, ale w wierszach nie epatował wiedzą. Był wierny prostocie.
Heaney przyjaźnił się z polskimi poetami, poza Szymborską i Miłoszem także z m.in. Adamem Zagajewskim czy Stanisławem Barańczakiem. Swojemu ulubionemu poecie poświęcił wiersz - „Cieniowi Zbigniewa Herberta . I fragment tego wiersza można też odnieść częściowo do samego Heaneya : „Byłeś jednym z mieszkańców krainy północniejszej nawet niż wiatr,/ Ale najbliższej sercu Apollina: to do niej powracał/ Każdej zimy. Dla wszystkich, którzy w krainie mieszkali,/ Byłeś jego heroldem, kiedy znowu unosił go szum/ Wichru i milkła kraina, i nadzieje lata pierzchały./ To on uczył cię gry na lirze, starannego strojenia jej strun". W przypadku irlandzkiego poety literackim mistrzem był – zdaniem wielu krytyków – jego wielki poprzednik, William Yeats.
Nie będę udawać, że przyjaźniłam się z Heaneyem. Spotkałam Go tylko raz w życiu, ale serdeczność, poczucie humoru, autoironia i mądrość, z jaką się zetknęłam w czasie godzinnej rozmowy zostały w mojej pamięci. Coraz częściej wracam myślami do tego krakowskiego spotkania literatów, bo niestety kolejni jego uczestnicy przechodzą na drugą stronę. Odejście Seamusa Heaneya odczułam jakoś szczególnie dotkliwie.
Inne tematy w dziale Kultura