Wróciłam właśnie z konferencji w Oświęcimiu "Jednostka wobec zbrodni ludobójstwa". I jak to bywa z dobrymi konferencjami/rozmowami po wydarzeniu mam więcej pytań niż przedtem. Główny problem, który mnie teraz nurtuje to pytanie, kto kim bardziej manipuluje - Tłum Przywódcą czy Przywódca Tłumem? I kto jest bardziej odpowiedzialny za zło?
Konferencja, którą zorganizował Międzynarodowy Dom Spotkań Młodych (zrobię może prywatę, ale dzięki Ali Bartuś i dyr. Zbigniewowi Szusterowi za pomysł) podjęła temat z różnych punktów widzenia. Ludobójstwo nie zostało zawężone do Holocaustu, lecz objęło też zbrodnie w Ruandzie, Kambodży, na Bałkanach... Razem z Jankiem Piekło mówiliśmy o Bałkanach w tym kontekście.
Wiele razy pisałam już o wojnach w byłej Jugosławii i pewnie jeszcze (nie)stety nieraz o tym napiszę, bo dla mnie to nie jest tylko tzw. fakt gazetowy i grzecznie zamknięyty rozdział.
Tym razem chciałam się cofnąć do genezy mordów i wojny. Momentu, w którym zaczyna się dopiero nakręcać machina przemocy. I interakcji między Przywódcą a Tłumem. Przykładem, który nie może mi wyjść z głowy jest wizyta Slobodana Miloszevicia w Kosowie w 1989 roku, od której zwykło się datować początek końca. Miloszević przyjechał do Kosowa jako komunista, wyjechał zaś jako nacjonalista. Piszę o wizerunku zewnętrznym, bo poza nim samym nikt nie wie, co naprawdę się działo w jego duszy i umyśle. Miloszević pojechał do Kosowa w 600-lecie bitwy na Kosowym Polu, delegowany przez ówczesnego prezydenta Ivana Stambolicia. Pojechał ze specjalnym komunikatem dla kosowskich Serbów. I podczas pierwszego dnia przekazał ten komunikat - Najważniejsza jest Jugosławia, Komunizm i Jedność. Nie możecie jątrzyć. Dogadajcie się jakoś z Albańczykami. Tak to brzmiało w skrócie. Został wygwizdany i wybuczany. Nie to chcieli usłyszeć Serbowie. Między nimi a Albańczykami dochodziło już do coraz częstszych incydentów. Miloszevicia ta negatywna reakcja zaskoczyła. Początkowo próbował jakoś wytłumaczyć Serbom, by się wyciszyli, by schowali problemy i dumę do kieszeni. Po dwóch dniach, kiedy ponownie się z nimi spotkał mówił już innym językiem. "Nikt więcej nie odważy się podnieść na Was ręki!" - krzyczał, wywołując entuzjazm. To właśnie chcieli usłyszeć, a Slobo był na tyle sprytny, że odgadnął ich oczekiwania. I na tyle słaby i tchórzliwy, że im uległ. Ten moment jest dla mnie kluczowy, bo dotyczy nie tylko Miloszevicia. Co zrobił, że sięgnę po tak daleką analogię, Piłat? Uległ w końcu żądaniom tłumu. I tu otwieram pytanie, kto kim bardziej manipuluje : Tłum Przywódcą czy Przywódca Tłumem? Można przypuszczać, że na takich - jak ten w Kosowie - wiecach pojawili się głównie zwolennicy jednej ideologii, mający określone oczekiwania. I polityk, który stawał naprzeciw nim miał dwie możliwości zachowania - albo odpowiedzieć pozytywnie na te oczekiwania albo sprzeciwić im się. Większość polityków w takiej sytuacji ulega - z większym lub mniejszym przekonaniem - presji Tłumu. Piłat (wiem, że analogia jest daleka) zrobił to pod przymusem, nie pozbywając się wątpliwości. I te wątpliwości pozwoliły mu zachować czyste sumienie, choć częściowo, zrzucając odpowiedzialność na Tłum. Miloszević natomiast nie tylko podchwycił oczekiwania Tłumu, ale wręcz je zradykalizował. Kto w tym momencie jest/był bardziej winien? Oczywiście polityk z definicji powinien wziąć odpowiedzialność, ale i Tłum nie jest bez winy. Trzeba by było wyjątkowo silnej osobowości, dojrzałej, odpowiedzialnej i odważnej, by nie ulec presji. Czy zatem to politycy wyzwalają w ludziach demony? Czy też dają się opanować demonom, drzemiącym w Tłumie? I jak sytuacja będzie się zmieniać wraz z rosnącą siłą rażenia internetu?
To są pytania, którymi się chciałam z Państwem podzielić. Pokazać, że białe nie jest takie białe, a czarne czarne. Ciąg dalszy nastąpi. A póki co udaję się na szczyt :)
Inne tematy w dziale Polityka