Rzeczywistość, w jakiej żyjemy, coraz bardziej przypomina surrealistyczny komiks. Ale gdzieś, między, a raczej poza kolorowymi obrazkami są obrazy z innej epoki, ludzie, którzy naprawdę mają coś do powiedzenia. Tacy jak profesor Jerzy Łukaszewski.
Obawiam się, że pomimo wieloletniej obecności w głównym nurcie europejskiej nauki i debaty, nazwisko prof. Łukaszewskiego nie jest zbyt wielu osobom znane. W największym skrócie mówiąc, to urodzony jeszcze przed wojną, na polskichh kresach wschodnich profesor prawa, wykładowca, wieloletni rektor Kolegium Europejskiego w Brugii, ojciec chrzestny Kolegium w Natolinie, były polski ambasador w Paryżu. Człowiek o pięknej karcie historycznej, najpierw jako młody chłopak stawiał opór hitlerowcom, potem jako nieco starszy już człowiek komunistom. Skończyło się w ten sposób, że od ponad 50 lat mieszka zagranicą.
Piszę o profesorze z dwóch powodów. Po pierwsze mam zaszczyt być zaprzyjaźniona z profesorem i jego wspaniałą małżonką (i najlepszym współpracownikiem), panią Colette. Nasza znajomość nie ma długiego stażu, poznałam ich niecałe dwa lata temu, gdy zbierałam materiały do mojej książki o polskiej drogi do UE. Ale od tamtej pory regularnie ich odwiedzam. I drugi powód, który łączy się z pierwszym. Profesor Łukaszewskim jest jednym z ostatnich apostołów myśli europejskiej. Przez wiele godzin rozmawialiśmy o Europie. Choć mam inny punkt widzenia niż profesor nie mogę być głucha na jego argumenty. I uświadamiam sobie, jak wyglądała kiedyś ta idea europejska, którą reprezentowali chociaż Ojcowie Europy - Schuman, Monnet czy Spaak. Wtedy wspólna Europa miała być remedium na wojny, sposobem na pojednanie dawnych wrogów i jednocześnie przeciwwagą dla bloku sowieckiego. Czym jest dzisiaj? Klubem krajów, które ducha solidarności znają tylko ze słyszenia. Tworem bez ducha i tożsamości. Kimś, kto przez lata dorobił się może i lepszego samochodu, ale kosztem swojej duszy. Już polityczni synowie Ojców Europy okazali się mniejsi pod każdym względem. Teraz rządzą wnuki, które są jeszcze większymi karłami. Profesor Łukaszewski dalej broni Unii, widząc jednocześnie jej stan obecny. Bo tylko tu widzi szansę na uniknięcie konfrontacji, może nie militarnej, ale przynajmniej ekonomicznej, która pogrążyłaby nas wszystkich.
Żałuję, że w dzisiejszej debacie o stanie Europy takich ludzi nie słychać i nie widać. Głos zabierają albo cyniczni politycy i politykierzy albo ekstremiści z obu stron barykady. A przecież i komiks może by(wa)ć sztuką...
Inne tematy w dziale Polityka