Wbrew temu, co głosi ludowa mądrość, to nie kobieta a polityk zmiennym jest. Tomislav Nikolić, przyszły prezydent Serbii był - nacjonalistą, populistą, antyeuropejskim, proeuropejskim, znów anty i znów za. Niczym, za przeproszeniem, Palikot Janusz.
Faktem jest - Serbowie po raz kolejny zdumieli Europę. Otwierano już butelki z szampanem, by uczcić kolejne zwycięstwo proeuropejskiego prezydenta, Borisa Tadicia, a tymczasem po raz pierwszy przedstawiciel radykałów wygrał. Stało się to zresztą przyczyną skandaliku dyplomatycznego w Brukseli - służbom prasowym panów Barroso i Van Rompuya pomylili się nieco kandydaci serbscy i dziś - ku konsternacji wszystkich obserwujących sytuację - wyrazili swoją wielkość radość ze zwycięstwa Nikolicia i nadzieję na kontynuację przez niego drogi ku Europie.
Była to pierwsza, pomyłkowa reakcja. Druga, obawiam się, będzie gorsza dla przyszłego serbskiego prezydenta. Czyli wpisanie go na listę tych złych. Bo wątpię, by zapomniano mu jego wcześniejsze, antyeuropejskie wypowiedzi.
I w tym momencie pojawia się problem kluczowy. Jakie właściwie są poglądy Nikolicia? Jest nacjonalistą czy nie jest? Chce do Unii czy nie chce? Chce walczyć o Kosowo czy nie chce? Tego nikt poza samym zainteresowanym chyba nie wie. Bo w ciągu ostatnich lat Nikolić zmieniał poglądy niczym wymieniony w leadzie polski polityk. Od tak do nie. Dużą zagadką jest jego kolejna metamorfoza. Wolałabym się nie zakładać, bo ostatnio przegrałam zbyt wiele zakładów, ale gdybym musiała, to obstawiam na ponowny proeuropejski kurs. Nikolić jest pragmatykiem, nie fanatykiem, zasmakował władzy i salonów, będzie zatem dryfować w stronę Unii. Aczkolwiek może być w tym kursie twardszym negocjatorem niż jego poprzednik. Bo nie będzie chciał calkowicie stracić twarzy przed Serbami.
Inne tematy w dziale Polityka
