Dominika Ćosić Dominika Ćosić
31573
BLOG

Pożegnanie z Ojcem

Dominika Ćosić Dominika Ćosić Rozmaitości Obserwuj notkę 22

W sobotę zmarł mój Tata. Pozwalam sobie upubliczniać osobiste sprawy dlatego, że życie mojego Taty widzę w szerszym, historycznym kontekście. Jeśli ludzie dzielą się na cynicznych zwycięzców i szlachetnych przegranych, to mój Ojciec bezsprzecznie należał do tej drugiej kategorii.

Na losy chyba każdego z nas ma wpływ Historia. W przypadku niektórych ludzi odciska ona jednak głębiej swoje piętno. Mój Tata należał do tej grupy.

Piętno pierwsze - II wojna światowa

Urodził się w 1946 roku jako dziecko pogrobowe, jego ojciec-partyzant zginął w lasach w ostatnich już powojennych strzelaninach. Tatę wychowywała więc tylko jego matka, która całą wojnę także spędziła w partyzantce.

Piętno drugie - komunizm

Babcia wierzyła w Josipa Broz Tito (z którym była w jednym oddziale), komunizm i Jugosłowiańską Partię Koministyczną. I tej wierze podporządkowała całe swoje życie, także osobiste. Kosztem mojego Taty, który - mimo, że był jedynakiem - był dla niej na czwartym miejscu - po Jugosławii, Partii i Polityce, a przed piłką nożną. Tata kiedyś powiedział, że komunizm i partia zabrała mu matkę. I z tego powodu sam nigdy nie zapisał się do partii. W efekcie mimo, że był wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie (był wojskowym), nie doczekał się szlifów generalskich. Babcia  była chyba jedyną osobą w Jugosławii, tak mocno związaną z Partią, która niczego w życiu się nie dorobiła. Umarła w 1993 roku, w bardzo skromnych warunkach, gdy jej boga-Titę zrzucono z cokoła, w Chorwacji i Bośni trwały wojny, Jugosławia krwawo się rozpadała, a komunizm był już powszechnie znienawidzony. Wszystko, czemu poświęciła życie, okazało się złudą.

Piętno trzecie - rozpad Jugosławii i wojny

Tata z racji swojej pracy wiedział więcej i wcześniej niż inni ludzie. Wiedział, ku czemu zmierza Jugosławia, a potem Serbia i nie był  w stanie  w żaden sposób powstrzymać tej machiny.  Na swoje nieszczęście był wybitnie inteligentnym człowiekiem, z olbrzymią wiedzą i predyspozycjami zarówno analitycznymi, jak i syntetycznymi. Ta świadomość zatruła mu duszę, napełniła rozgoryczeniem i przedwcześnie zabiła radość życia. Pozbawiła resztki złudzeń.

Zarówno na II wojnie światowej, komuniźmie, jak i na ostatnich wojnach wiele ludzi zbiło dosłowny lub przynajmniej polityczny majątek. Mój Tata należał do tej grupy, chyba liczebniejszej, która straciła.

Zastanawiam się, jakie byłyby losy i Taty i Babci, gdyby urodzili się w innym kraju. Albo przynajmniej trzymali się dalej od pulsu Historii... Wierzę jednak w przeznaczenie i jakiś sens tego.

I cieszę się jedynie z dwóch rzeczy - że mój Tata zdążył umrzeć, zanim rak doszedł do najgorszej fazy. I że zdążyliśmy naprawdę szczerze porozmawiać, nie o głupotach, ale najważniejszych w życiu sprawach.

Na koniec w charakterze puenty wklejam piosenkę, o której mój Tata mówił, że jest kwintesencją ducha bałkańskiego (emocje i ból, jaki wywołuje można zdusić tylko bólem fizycznym) - "Djelem, djelem" w wykonaniu divy jugosłowiańskiej, Olivery Katariny i drugą, ulubioną piosenkę Taty, której tytuł jest dla mnie teraz bardziej symboliczny, "Tu t'en vas" Alaina Barriere'a.

 

http://www.youtube.com/watch?v=HFqsG0uh8D0

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Rozmaitości