Niemal bez echa przeszła wiadomość o śmierci prof. Andrzeja Szczeklika. Lekarza, człowieka renesansu i humanisty w tym dawnym, pozytywnym sensie.
W Krakowie nikomu nie trzeba mówić kim jest, kim był profesor Szczeklik. Tym bardziej, że rodzina Szczeklików medycyną i to na najwyższym poziomie zajmuje się od pokoleń i Andrzej Szczeklik pięknie wpisał się w tę tradycję. Pacjenci zawdzięczają mu bardzo wiele, a przede wszystkim (nie będę nawet wspominać o licznych publikacjach naukowych) jeden z najnowocześniejszych szpitali w Krakowie, jaką się dzięki niemu stała II Katedra Chorób Wewnętrznych Collegium Medicum UJ.
Mówiło się o profesorze czasami, że był nadwornym lekarzem artystycznego Krakówka, bo faktycznie jego pacjentami byli Piotr Skrzynecki, Andrzej Wajda, czy Czesław Miłosz i Wisława Szymborska. Ale był też oddanym, dobrym lekarzem także dla tak zwanych pacjentów z ulicy, bez znanego nazwiska i koneksji. Był lekarzem, który w pacjencie widział człowieka, a nie tylko wyniki i konieczność wypełniania rubryk i wypisywania recept.
I stąd się też wzięły jego znakomite książki "Kore" i "Katharzis", w których mamy połączenie erudycji, lekkości pióra i ważnego przesłania. Próby odpowiedzi na pytanie, czym jest lub czym powinna być medycyna. Czy lekarz ma zajmować się tylko i wyłącznie organizmem chorego czy też próbować zobaczyć coś więcej, i widząc to coś więcej łatwiej móc dokonać prawidłowej diagnozy, a później poprowadzić leczenie.
W Krakowie był już wspaniały lekarz, co prawda w innej dziedzinie, który na nowo definiował podejście do pacjenta, z większą empatią. Myślę o profesorze Antonim Kępińskim, wspaniałym psychiatrze, który odmienił spojrzenie na chorych psychicznie.
To właśnie jest to, połączenie lekarza-specjalisty i prawdziwego humanisty, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
A poza tym był też profesor Szczeklik człowiekiem renesansu, który świetnie grał na pianinie (nieraz zasiadał przy fortepianie w Piwnicy pod Baranami), znał się na sztuce, na literaturze, muzyce, który miał szerokie zainteresowania i talenty. Przy tym uroczym, wręcz urokliwym człowiekiem.
Na ironię losu zakrawa fakt, że zmarł wskutek chorób, którymi zawodowo się zajmował, połączenia zapalenia płuc i zawału serca...
Coraz pustszy robi się Kraków.
Inne tematy w dziale Rozmaitości