Znany francuski intelektualista, Andre Glucksman uważa, że po Mubaraku i Kaddafim teraz czas na Putina, którego Rosjanie mają dość i w końcu obalą. Zapomina jednak dodać, że ani Kaddafi ani Mubarak nie zostaliby obaleni przez własne narody, gdyby nie interwencje krajów ościennych.
Postawa Glucksmana zasługuje na szacunek, należy do tych obrońców praw człowieka, którzy są konsekwentni. Jako jeden z nielicznych na Zachodzie dostrzega to, co się stało w Czeczenii. I co się z tym wiąże, a co jest bardzo rzadkie wśród Francuzów – jest sceptyczny w stosunku do Rosji. W rusofilskiej Francji, która Rosję wciąż postrzega przez pryzmat białych niedźwiedzi, Anny Kareniny, Puszkina i petersburskich białych nocy, to postawa bardzo rzadka.
Glucksman jest zdania, że rządy Putina zmierzają ku końcowi. Dowodem na to są protesty po sfałszowanych wyborach, największe od lat manifestacje. Filozof uważa, że Rosjanie mają już dosyć życia w przeżartym korupcją i tyranią kraju, gdzie rozwarstwienie społeczne sięga niebotycznych rozmiarów. Stąd właśnie protesty, które będą coraz silniejsze aż w końcu doprowadzą do obalenia Putina.
Zgadzam się z Glucksmanem co do oceny sytuacji w Rosji, bo nierówności społecznych nikt nie neguje, ani też rządów twardej ręki pułkownika Putina. Różnic między tymi dwoma pułkownikami: Kaddafim i Putinem nie ma aż tak dużo, to prawda.
Nie zgadzam się jednak z idealistyczną wizją przemian społecznych. Ani w Egipcie, ani w Tunezji (a wcześniej w Iraku) ani tym bardziej w Libii nie byłoby buntów na masową skalę i przewrotów, gdyby nie mniej lub bardziej bezpośrednie zaangażowanie krajów ościennych. Dopóki satrapowie nie stali się niewygodni dla partnerów z innych krajów, rządzili twardą ręką, a lud buntował się w stopniu ograniczonym. Popatrzmy na Libię. Gdyby powstańcy nie mieli najpierw politycznego, a potem militarnego poparcia z zagranicy sprawa skończyłaby się na zamieszkach na niewielkim obszarze kraju. Nie bronię Kaddafiego, który był terrorystą. Ale sytuacja po Kaddafim jest w Libii jeszcze gorsza niż za jego rządów. Naród został w sposób nieodwracalny podzielony. A takie podziały nie znikają jak w hollywoodzkiej komedii romantycznej wraz z happy endem.
Jak będzie w przypadku Rosji? Jeśli opozycja nie znajdzie silnego i zdecydowanego wsparcia ze strony zagranicy, skończy się na manifestacjach. A zdeklarowane wsparcie z zagranicy pojawi się wtedy, gdy zachodni sprzymierzeńcy Putina uznają, że nie warto w niego inwestować.
Wiem, że Ameryki nie odkryłam, ale dziwię się jednocześnie, że nawet tak cenione postaci jak Andre Glucksman tejże Ameryki jeszcze nie znaleźli.
Inne tematy w dziale Polityka