Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein
1026
BLOG

Odcinek drugi

Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein Polityka Obserwuj notkę 74

 

Papieros nad popielniczką w przykurczonych palcach Struny wzbija się równą, cienką nitką dymu prosto w sufit.

– Nie mówiłem o tym z nikim – duka ponuro, wypijając duszkiem pięćdziesiątkę – wiesz, jak zamknęli mnie...

– Nie mówiłeś o tym, co się stało, kiedy cię zamknęli? – Zauważa raczej niż pyta Return, z powątpiewaniem, właściwie tylko po to, aby przerwać ciszę, która zmienia się w papierosowy dym. Daniel podnosi twarz. Wpatruje się w niego i Return zaczyna czuć się niepewnie.

– Nigdy nie mówiłem o tym, co naprawdę się tam stało. Nikomu nie mówiłem o wszystkim, co tam zaszło – nieomal charczy Struna. – Na początku... był tam jeden, który podskakiwał mi. Pod celą. Pobiliśmy się. Rozdzielili nas, ale poszedłem za to do karceru. Potem przenieśli mnie do grypsujących. Czterech ponurych osiłków. W nocy rzucili się na mnie. Broniłem się. Nie miałem szans. Gwałcili mnie, jeden po drugim. Bili i pierdolili, bili i pierdolili. Rozumiesz?! – Daniel krzyknął nieomal. Return podskoczył na krześle.

– Uspokój się, tu są ludzie. Nie rób przedstawienia – powiedział pewnie, choć zbielały końce jego zaciśniętych na blacie palców. Para w średnim wieku dwa stoliki obok wyraźnie zaczęła zerkać w ich kierunku.

– Dobrze. Przepraszam. – Daniel przycichł i zwiesił głowę nad stolikiem. Długawe, skołtunione włosy dotykały blatu.

– Do teraz pamiętam... Budzę się z bólu. Najróżniejszego bólu. To byli specjaliści. Umieli sprawiać ból. Zgniatali mi jądra. Dusili. Nie wystarczało im, że jebią. Chcieli, żebym im obciągał. Zmuszali mnie...

– Bez tych szczegółów! Dobrze?! – Return zorientował się, że teraz to on nieomal krzyczy. Para gapiła się w ich kierunku prawie bezczelnie. Dwóch facetów nieco dalej również spojrzało z zainteresowaniem. Tylko grupa pogrążonych w szczebiocie dziewcząt nie zwracała na nich uwagi.

– Dobrze. Bez szczegółów... – zaklekotał czymś w rodzaju śmiechu Daniel.

– Sam nie pamiętam ich zbyt dobrze... To było kilka dni. Kilka dni i nocy... I to, co się działo, wspominam jak jakiś sen. Nawet zasypiałem, chociaż mogłem spać tylko na posadzce obok kibla, ale miałem wrażenie, że budzą mnie zaraz kopniakami albo szczają na mnie... Dobrze, bez szczegółów, tylko że bez szczegółów... nie zrozumiesz. Nikt nie zrozumie. Dobijałem się do drzwi, choć bili mnie za to. Gasili na mnie papierosy. Nikt nie odpowiadał. Wreszcie, kiedy przyszedł kalifaktor, narobiłem wrzasku. Dołożyli mi strażnicy. Wzięli na pasy, trzymali tyle godzin... myślałem, że zdechnę, a potem do kabaryny... no, wiesz, izolatki.

– Wiem. – Return starał się patrzeć obok głowy Daniela na rynek, ale widział niewiele.

– Potem wróciłem i zaczęło się znowu. Przestałem jeść i pić. Zmuszali mnie. Zmuszali, żebym pił z kibla i... Wrzeszczałem, usiłowałem się dobijać. Znowu to samo. Znowu pasy i kabaryna... A potem trafiłem na przesłuchanie. Było ich kilku. Oficer i paru po cywilnemu. Dobrze się bawili. Pytali, dlaczego tak wyglądam. Dlaczego tak śmierdzę, dlaczego się tak trzęsę... Dlaczego... Skąd mam te znaki... Potem przestali się bawić. Kazali podpisywać współpracę. Grozili, że inaczej wrócę pod tę samą celę. Że tamci wytatuują mi na twarzy... na pysku, że jestem cwel i kapuś... Cały czas mówili do mnie „cwelu”, „parówo”... Co jakiś czas śmiali się znowu. Opozycjonista jebany w dupę, zaśmiewali się. Szmata, którą gary wycierają podłogę. Ludzki kibel. Cwel, jak wy wszyscy, my wszyscy. Mówili, że nikt nie przeżyje takich trzech lat, takiego piekła, jakie mi zrobią pod każdą celą... – Daniel rzęził. Wypijał kolejne wódki, ale nie było widać, żeby robiły na nim wrażenie. Na chwilę przerwał.

– Daj spokój! – Return ujął go za ramię. – Po co to opowiadasz? Przecież nikt nie może mieć o to do ciebie pretensji. Spróbuj zapomnieć – mówił i zauważył, że trzęsie się mu głos. Daniel nie słyszał.

– Podpisałem. Kazali mi napisać wszystko, co pamiętam. Napisałem im... Nie, nie wszystko. Ale coś – tak. Kazali mi napisać, jak można was złamać. Każdego, po kolei. Powiedziałem, że nie wiem. Pisałem cokolwiek. Ale coś napisałem. Coś napisałem. Nie byli zadowoleni. Wrzeszczeli na mnie, dostałem po gębie, ale wtedy nic nie czułem. Zawlekli mnie pod tę celę, mimo że się zapierałem. Ale okazało się, że każą się pakować. Przenieśli gdzie indziej. Dochodziłem do siebie. Wzywali co jakiś czas. Kazali coś konsultować, coś pisać. Wykręcałem się, ale coś pisałem. Coś pisałem. Byli niezadowoleni. Wściekli. Zapodali pod celę, że jestem cwel. Zaczęło się piekło. Bicie i gwałcenie. Nie miałem siły się bronić. Ale próbowałem. Dobijałem się do drzwi. Krzyczałem. Znowu pasy, kabaryna. Znowu kazali coś pisać. Potem dali spokój.

Wyszedłem w marcu, w osiemdziesiątym. Po trzech latach. Prawie trzech latach. Zamknęli mnie 7 maja. Pamiętam dokładnie. Prawie trzy lata. Niedużo. Niektórzy siedzieli pięć razy tyle. Ale ja... Piłem, plątałem się po mieście, ale unikałem was. Pamiętasz?

– Pamiętam. Dobrze pamiętam.

– A pamiętasz Jolę?

Czy pamiętał? Oczy Joli błyszczą obok jego twarzy, jej palce dotykają jego ręki...

– Jola wyjechała, prawda? Wyemigrowała? To było chyba w osiemdziesiątym roku. To też moja wina. Chciała być daleko ode mnie...

Czy on się nie przecenia?! Return ze złością wpatrywał się w opadającą nad stolikiem głowę. Czy w ogóle coś jeszcze znaczył dla niej wtedy ten szmatławy alkoholik?

– Jola czekała na mnie. Usiłowała ratować od picia. Ale ja wiedziałem, że to tylko końcówka... Będzie tylko uciekanie. Przed wami, przed sobą. Przed nią.

– Dobrze. W porządku. Ale do pierdla trafiłeś poniekąd na własne zamówienie. Nie jako polityczny... – Return ze złością celuje tymi słowami w skołtunioną głowę pochylającą się przed nim, w tego wspaniałego Daniela, który nie wytrzymał próby, okazał się gnojkiem, a teraz podnosi twarz...

– Czemu to powtarzasz?! Przecież nie miałem nic wspólnego z tym skokiem! Nawet skazali mnie tylko za współudział. Tylko trzy lata. Przecież mnie wrobili... To była głupota, owszem, zadawanie się z tymi kryminalistami. Wiara, że mój dawny kumpel Beton jest tym Betonem, którego pamiętałem... Romantyczne urojenia, ale to wszystko, no, prawie...

– No właśnie. Prawie. Nikt nie może cię oskarżyć za to, co stało się w więzieniu, ale to pajacowanie wcześniej... Pomoc kryminalistom, szkice... – Twarz Daniela krzywi się, koniuszki ust opadają ku dołowi, drżą i Return żałuje już swoich słów. – Niepotrzebnie to powiedziałem, przepraszam...

– Może masz rację. Bawiłem się w pomoc romantycznym buntownikom, peerelowskim bandziorom... Nie to mam jednak sobie do wyrzucenia. Nie o to... Ja mogę, muszę oskarżyć się o to, co stało się w więzieniu. I ciągle to robię. Ciągle powtarzam, że nie byłem wystarczająco silny i odważny, ciągle przypominam sobie każdy moment i pytam się... Ciągle uświadamiam sobie, że zawsze jest coś do zrobienia i... I można mnie potępić za to, co zrobiłem potem. Może Jola... – Daniel wciąga głęboko alkohol i dym. Patrzy na Returna...

– Pobiłem ją. Pobiłem ją parę razy. I wreszcie zbiłem ją strasznie. Byłem pijany. Ona była kolejnym wyrzutem. Nienawidziłem jej, bo była taka szlachetna, taka piękna, kurwa, nie przeżyła takich prób, jakie miała prawo obnosić swoją nieskalaną urodę? Tłukłem ją, nie pamiętam, a właściwie pamiętam, jakbym chciał zniszczyć jej twarz... Kiedy ocknąłem się, uciekłem. Bo ja piłem, żeby uciec. Zanim wyszedłem, wezwali mnie. Powiedzieli, żebym wrócił do was, nawiązał kontakty, a potem raportował im. Że jeśli tego nie zrobię, poinformują was, że jestem kapuś. Przekażą moje raporty, moje oceny, moją deklarację współpracy, a potem zamkną mnie jak za pierwszym razem. I puszczą za mną wiadomość, że jestem kapuś i cwel. Powtarzali: parówo, nie ma dla ciebie życia, szmato, twoja jedyna szansa to my... Piłem, żeby być bezużyteczny. Raz złapali mnie. Szarpali: dlaczego tak mało się z wami kontaktuję? Kazali pisać. Pisałem brednie. Symulowałem delirkę. Grozili, wrzeszczeli, przyłożyli nawet kilka razy, ale miałem wrażenie, że już bez przekonania. Alkoholizm chronił mnie. Chronił mnie także przede mną samym, znieczulał. Uciekłem do Przemyśla. Chciałem daleko od Joli. Właściwie myślałem, że jestem tchórz, że ze sobą nie kończę. Myślałem o tym ciągle. Myślę. Może jestem tchórz, a może jakoś wiem, że mam tu jeszcze rachunki... Bo myślałem, że ktoś mnie przecież wystawił. Że może to nie tylko Beton, choć i jego chciałem znaleźć. W Przemyślu pracowałem na dworcu i piłem. A potem był sierpień. Wytrzeźwiałem. Myślałem, że wszystko się zmieni. Zacząłem organizować Solidarność. Zostałem nawet wybrany do zarządu w Przemyślu. Nie piłem dziewięćdziesiąt osiem dni. Wtedy się pojawili. Znowu straszyli. Ogłoszą, że jestem kapusiem, jeśli nie zacznę donosić. Pamiętam, siedziałem w takiej knajpie nad Sanem. Wyszedłem od nich jeszcze bardzo godnie. Powiedziałem, że muszę się zastanowić. Piłem kawę, choć tak bardzo chciałem napić się wódki. Piłem kawę i myślałem, że powiem w zarządzie. Powiem, że w więzieniu mnie złamali. Podpisałem, ale to koniec. Nigdy więcej nie odpowiem na żadne pytanie ubeka. Ci, którzy mnie wybrali, moi koledzy, mogą na mnie liczyć. Wyobrażałem to sobie i prawie przestawało mi się chcieć pić. Ale potem zrozumiałem, że będę musiał powiedzieć im, jak mnie złamali. I zrozumiałem, że tego nie zrobię. Nie potrafię. Zamówiłem butelkę wódki. Nie podali mi. Musiałem zamawiać po setce. Pamiętam jak piję dziewiątą z rzędu. I myślę, że to już koniec. Potem będą już tylko kolejne kieliszki i kolejne kace. Przepiłem wszystko, co miałem. Potem był szpital. A potem wyjechałem z Przemyśla. Dziwne, ale jakoś żyłem. Jeździłem po Bieszczadach. Pracowałem jako pilarz, potem jako wozak. Piłem. Były nawet jakieś kobiety. I... pisałem wiersze. Ciągle je piszę. Nawet w więzieniu układałem jakieś. Obserwowałem stan wojenny i chciało się mi wyć, bo nie mogłem się w nic zaangażować. Bo znowu by mnie znaleźli. Ale żyłem. Jakoś uporczywie trzymałem się życia. Może dlatego, że zobaczyłem, że wszystko wokół mnie nie tylko obumiera, ale i rodzi się na nowo. Zacząłem walczyć z alkoholem... Ale nie będę opowiadał ci swojego życia. Bo to przecież, mimo wszystko, było jakieś życie. A potem był Okrągły Stół i wybory. I rząd Mazowieckiego. Komuna waliła się. Przyjechałem do Krakowa. Nie wiem, po co. Myślałem, że może zacznę na nowo żyć. Przyznam się do wszystkiego. Tylko że nikt nie był zainteresowany. Ani mną, ani moimi wyznaniami. To znaczy, nie to, że komuś się narzucałem. Tylko nagle okazało się, że tamte sprawy są nieważne. A dla mnie były zasadnicze. Paru kolegów z dawnych lat chciało mi pomóc. Nikt nie był jednak zainteresowany tym, co przeżyłem. Moją martyrologią, jak śmiali się, kiedy próbowałem opowiadać. Adamski załatwił mi robotę magazyniera. I mógłbym jakoś żyć, gdyby nie wóda. Gdyby nie to, że niespodziewanie zaczepił mnie na ulicy jakiś facet, obok niego pojawił się następny i zaciągnęli mnie do knajpy. Tłumaczyli, że nie mam się czego bać. Byłem jak sparaliżowany. Komuna upadła ponad rok wcześniej, Wałęsa wygrywa wybory, a ubecy obiecują mi bezpieczeństwo. Chciałem dać im w mordę, ale nie dałem. Chciałem opowiedzieć o nich. Ale komu? Jak? W dziwny sposób zacząłem się ich bać. Pewnie o to im chodziło. Tylko czego mam się bać? Dziwi mnie przecież, że ciągle jeszcze żyję. Ale może trzeba to wreszcie podsumować. Rano rzygam żółcią. Zrobiłeś karierę. I słusznie. Cieszę się. Ktoś z nas. Jakby za nas. Inni porozjeżdżali się. Pogubili. Ty trwasz, rozwijasz się. Ja jestem stracony i straciłem orientację. Nie rozumiem waszej strategii. To w mojej obronie, może powiesz. Ale nikt nie pytał mnie, czy chcę takiej obrony. Widzę, jak ten kraj się kurwi. Widzę, co się dzieje z naszymi przyjaciółmi. Wiem, że jesteś uczciwy... Jesteś moim przyjacielem, choć może wolałbyś powiedzieć, że nim byłeś. Daj spokój – Daniel machnął ręką na nieszczere gesty Returna. – Dla mnie jesteś przyjacielem. Wierzę ci. Wierzę w twoją uczciwość. Ale cię nie rozumiem. Nie rozumiem was. Coście zrobili? Coście zrobili z tym krajem? Może to mój przeżarty wódą mózg śle bezsensowne impulsy. Ale ja chciałbym być osądzony! Chciałbym móc się przyznać i wysłuchać prawdziwego wyroku. I dlatego opowiadam ci to. Dlatego od kilku miesięcy usiłuję się dowiedzieć, kiedy przyjeżdżasz do Krakowa i czyham na ciebie. To nie parę złotych, które mi regularnie fundujesz i za które jestem wdzięczny. Zwłaszcza, że Ty nie odliczasz mi precyzyjnie ceny półlitrówki, jak niektórzy z naszych dawnych znajomych. Ja polowałem na ciebie, żeby powiedzieć ci to, co powiedziałem dziś. Może dlatego jeszcze dotąd nie umarłem. Nie wzdrygaj się. Tylko trochę egzaltacji, której mi potrzeba. Proszę cię. Opowiedz naszym przyjaciołom... Tak jak ja tobie. Opowiedz moją historię. Mam do ciebie zaufanie. Myślałem, myślę, że ktoś mnie wtedy wrobił. Nie tylko Beton. A wiesz, spotkałem go. Też nie wygląda dobrze. W knajpie. Był pijany. Chciałem go bić. Potem mi przeszło. Bełkotał coś. Mówił, że wszystko dobrze wiedzieli. Przyszli do niego, wiedząc, że byliśmy przyjaciółmi. Ten zdegenerowany menel, który wsadził mnie do pierdla, którego zeznania posłużyły im; mówił o nas, że jesteśmy przyjaciółmi. Ten pierdolony gar... Mówił, że to ktoś z nas, z naszego kręgu, z waszej ferajny, powtarzał, wszystko nagrał. Bo ubecy wszystko dokładnie wiedzieli. Może tak chciał się usprawiedliwić... Ktoś, kogo nazywali Betonem, a może... Zresztą, wszystko jedno. Może się mylę. Nie będę ci już zawracał głowy. I tylko tak żałuję, że nie powiedziałem tego wszystkiego Joli, że stchórzyłem i nawet nie wiem, czy dziś, gdybym zobaczył ją, stać by mnie było na tę odwagę... Ale, w każdym razie, mógłbym prosić ją o wybaczenie i tak bardzo żałuję, że nigdy już tego nie zrobię...

 

Return przypomina sobie, jak obejmuje Jolę i powoli rozpina jej bluzkę, jak niezdarnie mocuje się ze stanikiem, aż wreszcie przy jej pomocy udaje mu się go zdjąć. Pieści jej piersi, kiedy ona sama zdejmuje spodnie i majtki. I wreszcie, pewnie za prędko, Return wsuwa się w nią, ale czuje już, że nadpływa rozkosz, i nawet nie wie, czy to skurcz jego jąder czy świadomość, że to on wypiera z niej Daniela, którego już nie ma, który jest już nikim. Jola oddycha gwałtownie, aż wreszcie zaczyna krztusić się swoim oddechem, jakby płakała, i Return przez moment z satysfakcją całuje jej twarz, jej łzy, zanim Jola przewróci się na bok, powtarzając: „Przepraszam cię”.  Wtedy już wie, że chodzi o coś, o kogoś innego. Ale i tak, pieszcząc jej biodro, czuje satysfakcję. A potem słyszy: „Przepraszam, przecież tak tego chciałam. Jesteś taki dobry. Przepraszam, że dziś nie do końca potrafię być twoja...”

– I jeszcze chciałbym ci dać moje wiersze. Nikomu nawet o nich nie mówiłem. Nie próbowałem drukować. Wiedziałem, że nie mam prawa. Może, gdybym powiedział... Przyznał się. Gdyby dano mi... Czyściłem je ostatnio. Zostawiłem sto dwadzieścia osiem. Widzisz. Pamiętam dokładnie. Sto dwadzieścia osiem. Dałbym ci je. Zrób z nimi coś. Może ktoś je wyda? Zresztą, zrób, co chcesz. I opowiedz to wszystko. Chciałem to opisać, próbowałem nawet, ale nie byłem w stanie. Przekaż...

– Przekażę wszystko – powtarza Return, w tym momencie wierząc nawet w to, co mówi, choć już nie wie, czy słyszy to jego rozmówca Daniel Struna, który nieco chwiejnie podnosi się od stolika, niepewnie wychodzi z kawiarni i odchodzi, idzie przez rynek, oddalając się od Returna i znikając z jego życia.

Co myśli Return idąc przez Rynek i próbując dojść do siebie, przywrócić realność otaczającemu go światu, który przez moment rozpadł się na niewyraźne refleksy światła i czasu? Ludzie byli przeźroczyści i nieważcy, a mury miasta parowały i ulatniały się w słońcu. Wspomnienia bolą, jak boli opowieść Struny. Przeszłość rani. Dlatego należy zostawić ją, pozwolić jej obumierać, ściekać w ziemię, jak śniegom minionej zimy. Ale ona nigdy nie umiera do końca, jest groźna, czyha, trzeba unikać jej, oswajać...

Return wie o tym, zawsze wiedział, pilnował się i zabezpieczał, a mimo to dopadła go teraz. Dopadła go pieprzona przeszłość, pieprzona przeszłość w osobie pieprzonego Struny, który cały utkany jest z niej i, jak ona, ciągle nie chce umrzeć. Sam sobie jest winny. Pogrążony we wspomnieniach, rozpamiętuje je i egzaltuje się. Ma, na co sobie zasłużył. Taki był pewny siebie te dwadzieścia kilka lat temu. Okazał się taki, jak wszyscy. Return wie to już, wie, że nie ma bohaterów, ale czy wiedział wtedy? Czy nie dlatego chciał wydać Daniela na próbę, której tamten nie sprostał? A potem? Przecież wystarczyło się przyznać, ale tamten wolał brnąć w alkoholizm, autodestrukcję, aż doprowadził się do tego żałosnego stanu, w jakim jest dziś. Pycha ukarana. Tak sklasyfikować można historię Struny. Sklasyfikować i zamknąć z nadrukiem: przypowieść z gatunku pycha skarcona. I był ktoś, kto posłużył jako ramię opatrzności, tak Return myślał wtedy, nie znając szczegółów sprawy. Myślał: załatwili go w więzieniu. Myślał z pewną satysfakcją, jak musi to przyznać przed sobą dzisiaj, ale nie wdawał się w detale. Facet odsiedział, załamał się, przestraszył, uciekł, rozpił i tyle. Tak ulatniają się mity naszej młodości, rozważał wtedy z nostalgią, ale i domieszką satysfakcji, zadowoleniem wzmacnianym możliwością romansu z Jolą, co stało się realne dopiero wtedy, gdy Struna ulotnił się z Krakowa. Bohaterowie uciekają, a nam zostają ich kobiety, myślał wtedy. Tylko że Jola, kobieta... wszystko było trudniejsze niż sądził i bolesne, bardziej bolesne niż mógł wówczas przypuszczać. Ale to już także przeszłość, odległa przeszłość, która zniknęła, wyjechała wraz z Jolą. Został Struna i jego historia. Teraz jednak Return zaczyna rozumieć, że może to być kolejny element szarady, którą stawia przed nami bezmyślna rzeczywistość, gdyż to my potem nadajemy jej znaczenia. Świat wraca do swoich form, a krakowski rynek zaludnia się znowu postaciami z krwi i kości. Po raz kolejny Return przypomina sobie apokryf sekty ebonitów, „Ewangelię Judasza”, którą wydano właśnie w Anglii. Dokonując zdrady, bierzemy na siebie ciężar świata – układa słowa, gdy melodyjka z kieszeni płaszcza nie pozwala mu rozwinąć interpretacji, które uspokajały go.

 

"DOLINA NICOŚCI" JUŻ W KSIĘGARNIACH! Wierzę, że kolejne odcinki powieści będą zaczynem gorącej dyskusji. Liczę na Was, na Wasze uwagi i oceny. Proponuję Wam również zabawę. Zainteresowani mogą kontynuować powieść na własną rękę. Będą odgadywać intencje autora, a może tworzyć dla nich interesujące uzupełnienie, albo ważny kontrapunkt. Dla najciekawszych wypowiedzi przewidziane są symboliczne nagrody.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (74)

Inne tematy w dziale Polityka