Zwróciłem uwagę na kolejny objaw upadającego państwa pod rządami antyludzkiej mafii NFZ. Coraz dłużej trzeba czekać na umówioną konsultację telefoniczną. Kto nie wie, o co chodzi, wyjaśniam, że można zapisać się do przychodni na wizytę "domową" z tym, że lekarz, zamiast przyjść do domu, tylko dzwoni do pacjenta (swoją drogą ciekawe, czy prawdziwe wizyty domowe jeszcze istnieją). Kiedyś informacja o tym, że lekarz zadzwoni o godzinie umówionej miała pewną wartość ostatnio jednak czas oczekiwania wydłużył się do rozmiarów absurdalnych - wizyta umówiona o godzinie 8:30 na termin 10:30 - 11:00 spóźnia o trzy godziny. Kiedy zdziwiony spytałem żonę, dlaczego nie zadzwoni, żeby sprawdzić, czy coś się nie tam nie zepsuło w systemie, to mnie wyśmiała, że to norma - lekarze dzwonią z dwugodzinnym opóźnieniem i jeszcze się nie zdarzyło, żeby recepcja zgubiła umówiony terminie. Jednak musiała przyznać, że kiedyś było lepiej - jeszcze rok temu czekało się średnio godzinę.
Na wszelki wypadek powtórzę w skrócie: żona umawia się na wizytę telefoniczną: "lekarz zadzwoni za 3 godziny" - żona czeka... lekarz dzwoni za 6 godzin i jak gdyby nigdy nic zaczyna wizytę - bez słowa wyjaśnienia ani nawet zdawkowego przyprószenia. NFZ odebrała lalkarzom godność i człowieczeństwo.
Ponieważ jako informatyk-ITILowiec jestem wyczulony na odróżnianie incydentów od problemów, więc nie pozostawię Was z opisem "upadku NFZ" w postaci opisu upadku systemu telefonicznych wizyt domowych w jednej przychodni - być może w innych jest lepiej (?). Opiszę więc zwięźle inne przypadki - nie tak świeże, ale z innej beczki.
Pod opieką specjalisty. Regularne wizyty, np. co pół roku (teoretycznie) umawiane są różnie w zależności od specjalizacji. U kardiologa jest normalnie (może dlatego, że kardiolodzy mają serce) - przed wyjściem z gabinetu lekarz każe się zapisać w recepcji na termin za pół roku - wrzesień+6=marzec - recepcjonistka zapisuje wizytę na jeden z wolnych terminów w marcu. U okulisty i diabetologa (od cukrzycy) jest inaczej. Tam recepcjonistka informuje, że system nie przyjmuje zapisów na następny rok - trzeba czekać na styczeń. Warto zwrócić uwagę, że lekarz bezczelnie udaje idiotę, albo recepcjonistka bezczelnie kłamie - awantura w przychodni nic nie daje, bo do recepcji jest kolejka zniecierpliwionych oczekujących, a system dostępny w recepcji otwarty ma interfejs do obsługi kolejki. Raz zdarzyło mi się zaobserwować scenę, jak lekarz wychodzi niby to opieprzyć recepcję, ale recepcjonistka próbuje pokazać lekarzowi, że jej dostęp ograniczony jest do tego roku. Oczywiście musiała wyjść z okna (w kompie) obsługi kolejkowicza i wejść do systemu przez inny moduł... kolejne okna się otwierają powoli... w końcu nikt już nie wie, do jakiej funkcji recepcjonistka wlazła... Lekarz rozkłada ręce i wraca do pacjenta, z kolejki dobiegają rady w rodzaju: "niech pan się zapisze w styczniu, jak każdy", "na nich nie ma mocnych, nic pan nie wskóra", "niech pan stanie w kolejce..."
W styczniu do diabetologa nie można się dodzwonić, żona pół stycznia przesiedziała przy telefonie... Ja do okulisty przestałem chodzić półtora roku temu...
Albo pomoc lekarza ogólnego, pierwszego kontaktu, internisty, rodzinnego czy jak tam się to teraz nazywa. Nie ma już czegoś takiego jak kiedyś, czyli pomocy w nagłym przypadku. Pewnie o tym wiecie doskonale... ale może nie wszyscy. Jeżeli chcesz koniecznie trafić dzisiaj do lekarza, musisz iść na ostry dyżur a potem do SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy) - nie mylić z karetkami pogotowia! SOR to nie jest żaden oddział ratowników ale po prostu drzwi - jakby przychodnia przyszpitalna dla tych, którym ostry dyżur nie potrafił pomóc - musisz powiedzieć, która przychodnia z ostrym dyżurem cię skierowała do SOR, a wtedy SOR łaskawie cię przyjmuje, sprawdza w systemie (na ostrym dyżurze wpisali cię do systemu... albo tylko udają, że cię sprawdzają). Na SORze czekasz kilka godzin na lekarza, bo wszyscy są zajęci szpitalnym leczeniem... musisz zresztą poczuć i zrozumieć, że szpital nie jest po to, żeby pomagać pacjentom przychodzącym sobie do SOR, jakby to była zwyczajna przychodnia. Masz jedną korzyść z takiej przygody - poczułeś się jak panisko, bo pojeździłeś sobie taksówkami po mieście... A jakie wspomnienia...
Zaprowadzili cię najpierw gdzieś, gdzie ktoś cię obejrzał i wysłuchał (prawdopodobnie pielęgniarka), ten ktoś cię zaprowadził w inne miejsce, kazał usiąść i czekać na lekarza. Przez pierwszą godzinę obserwujesz w ciszy, jak od czasu do czasu ktoś przejeżdża wózkiem z pacjentem, czasem łóżkiem z windy na korytarz lub odwrotnie, czasem ktoś z kimś rozmawia na migi przez jakieś drzwi, które się nie otwierają. Po godzinie zaczynasz ostrożną eksplorację tego podziemnego labiryntu. Najpierw szukasz drogi powrotnej do miejsca, w którym cię przyjęli na SOR, skręcasz w różne korytarze, zaglądasz za niektóre drzwi rokujące nadzieję na wyjście, niektóre są otwarte i pełne fajnych skarbów i tajemniczych rzeczy, jak w sklepie Magika Mechanika z baśni o Stalowym Jezu... tylko że nie ma tam magika - pomieszczenia są puste. Oczywiście cały czas wracasz szybko na miejsce, żeby się nie zgubić i nie przegapić lekarza, na którego czekasz. Rozglądasz się i wracasz do eksploracji innego korytarza. Za którymś razem udaje Ci się - trafiasz tam, gdzie cię przyjęli. Szybko biegniesz z powrotem, żeby się nie rozminąć z lekarzem. Potem już szybko biegniesz do tych, którzy cię przyjęli, aby się upewnić, że nie zapomniano o tobie. Oczywiście, że nie zapomniano, to jest szpital, lekarze są na zabiegach, trzeba czekać cierpliwie... Biegnę z powrotem... pusto, chyba się nie rozminąłem... Z nudów eksploruję pozostałe dostępne odgałęzienia... niektóre prowadzą na normalne korytarze szpitalne - dalej się nie zapuszczam
Koniec tej przygody jest łatwy do przewidzenia - w końcu zjawia się pielęgniarka, która już wie, gdzie lekarz mnie przyjmie... teraz już czekam w pomieszczeniu z łóżkiem i komputerem, do którego zaraz przyjdzie lekarz - coś jakby piwniczny gabinet lekarski... i bez niespodzianek zostaję w końcu właściwie obsłużony...
System przychodni NFZ już upadł, szpitale jeszcze działają. Ciekawe jak długo jeszcze... A rząd tymczasem szykuje się do zadania Polakom kolejnego ciosu niszczącego nasze zdrowie... A mafia NFZ kradnie coraz więcej pieniędzy... A dziennikarze nabrali wody w usta - nikt nie pisze o korupcji w resorcie zdrowia... Dziennikarze piszą już tylko o celebrytach... Jesteśmy narodem wymierającym
Inne tematy w dziale Społeczeństwo