Jako wyznawca najważniejszej Muzy często wracam do klasyki rocka, aby delektować się arcydziełami, ale czasem przesłuchuję sobie dokonania skromniejszy klasyków i układam sobie playlisty uch najlepszych utworów. Ostatnio ponownie przesłuchałem dyskografię Siouxsie, ale tym razem nie pominąłem albumu z coverami, którymi zawsze gardziłem. I skojarzyłem, że Siouxsie łączy coś więcej z Patti Smith niż płeć i punk. Zauważyłem, że obie są mistrzyniami coverów. I coś sobie uświadomiłem: Punk rock wniósł do rocka coś więcej niż buławę generała w plecaku - nie tylko to, że nie trzeba być wirtuozem, aby grać, nie trzeba być śpiewakiem, żeby śpiewać. Muzyka jest sztuką na tyle bogatą w różne formy i treści artystyczne, że można tworzyć sztukę w ramach muzyki nie będąc muzykiem w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Tyle tytułem wstępu.
Ale punkt wniósł coś jeszcze. Wniósł pewien rodzaj wyrafinowania do muzyki. Dotychczas zakaz grania solówek traktowałem jak większość - jako rodzaj protestu przeciwko heavymetalowej manierze epatowania wirtuozerią i trudnymi solówkami - muzyki granej dla muzyków, a nie dla odbiorców. To był element łączący jazz i heavy metal - coś, co w muzyce poważnej ma nazwę "popis". Punk rock uświadomił z czasem środowisku, że popis jest czymś prostackim, żenującym... - czymś co się nadaje na rywalizację sportową między muzykami, czymś, co nie jest sztuką artystyczną, a jedynie sztuką rzemieślniczą.
Idee punk przeniknęły nawet do tak hermetycznego środowiska, jak jazz. Najwybitniejszym przedstawicielem takiego uszlachetnionego jazzu (jazzu bez popisów) był Weather Report . Ale wróćmy do czystego rocka. Dlaczego covery hitów, grane przez punkowców, są lepsze niż oryginały? Nie polega to tylko na tym, że nie ma w nich solówek. To jest coś więcej - okazuje się, że punkowcy potrafi nadać im jakąś dodatkową głębię. Idea stojąca za likwidacją solówek nie jest tylko ideą likwidacji solówek. To idea oczyszczenia muzyki w tego wszystkiego, co w muzyce jest prostackie, jarmarczne, żenujące i nieartystyczne. To idea mówiąca nam, że sztuka nie jest rywalizacją sportową.
Covery Patti i Siouxsie pokazują, jak powinno się zagrać stare przeboje, żeby były sztuką, a nie tylko przebojami z prostackim przekazem. Ciekawe czy Budka Suflera wiedziała, że o tym właśnie śpiewa: "Reflektor niżej (...) Blaski odblaski powódź pozłoty". Skojarzyłem to też z liderem AC/DC, który dziwnie starannie przebierał w wokalistach, a teraz jest dla mnie jasne, że troszczył się on o czystość wizerunku zespołu. Sam udawał manelskiego licealistę, ale nie tolerował na scenie menelstwa na poziomie zawodówki. Idea punk odmieniła w subtelny sposób całą muzykę (artystyczną, oczywiście nie dotyczy to hip hopu, italo disco i innych odmian muzyki bez ambicji artystycznych), nawet heavy metal. Arcydziełem tego gatunku jest Thunderstruck - nawet jeśli coś można tam nazwać solówką, to żaden punkowiec nie może się przyczepić. Ale, podkreślam to raz jeszcze, popisy to tylko jedna z wielu prostackich sztuczek, jakich pełna była muzyka z czasów przed punkiem.
Począwszy od muzyki klasycznej, gdzie zmiany tempa i głośności budowały nastrój, poprzez granie na dwóch różnych instrumentach (albo wokal i i instrument akompaniujący) tej samej melodii dla wzmocnienia efektu (przeciwieństwo idei kontrapunktu) , albo epatowanie teatrem na scenie, czy epatowanie wizgami, czy ćwierkaniem, albo granie zębami na gitarze, niszczenie instrumentów... upraszczając, ten punkowy przekaz brzmi: "nie róbmy wiochy!".
Oczywiście tego rodzaju wrażliwość istniała wcześniej, ale była czymś rzadkim. Przykładowo, najwybitniejszym muzykiem wrażliwym na wiochę był Fripp - największy guru muzyki rockowej i jeden z największych wirtuozów gitary. On wstydził się grać solówki i zawsze siedział na koncertach w cieniu, niemal niewidoczny. (wyobrażacie sobie Frippa grającego zębami w świetle reflektorów?). Wolał grać w cieniu innych, np. na kilku płytach Davida Bowie popisuje się solówkami, np. "Fashion" - prawdziwe arcydzieło, możliwe, że to najlepsza gitara w historii rocka - w ogóle to genialny utwór - Bowie kończy wg maniery McCartney'a nowym refrenem, śpiewając back wokalem, jak Linda w Monkberry... Takie dywagacje oznaczają, że czas kończyć notkę...
Nadal mam wrażenie, że nie doceniam znaczenia rewolucji punkowej dla muzyki. Być może Patti i Siouxsie trzeba zaliczyć między Yokozunów rocka - grona największych mistrzów, gdzie obok Beatlesów, Hendrixa, Zappy, Burdona, Jeffersonów, Purpli, Zeppelinów, Emersona, Floydów, Yesów, King Crimson, Jethro Tull, Tangerine Dream, Judas Priest, ... (na pewno kogoś pominąłem) stoją z dumą Joplin, Kate Bush, Laurie Anderson, Bel Canto (przepraszam genialne artystki, które pominąłem).
Inne tematy w dziale Kultura