Zgodnie z obietnicą, odpowiem na pytanie, czy można poświęcić człowieka w intencji ratowania życia wielu innych ludzi. W tym celu warto przypomnieć sobie, że słowa "zabójstwo" i "morderstwo" mają różne znaczenia. W prawie "zabójstwo" jest pojęciem ogólniejszym, a "morderstwo" jest zabójstwem kwalifikowanym do surowszego ukarania niż inne przypadki zabójstwa.
W niektórych kontekstach używamy słowa "zabójstwo", jako "zabójstwo niebędące morderstwem" , czyli oddzielamy dla potrzeby dyskusji znaczenie słowa "morderstwo" od słowa "zabójstwo". Tak właśnie zrobimy dla ścisłości tej dyskusji. Będziemy mówić o zabójstwie wtedy, gdy można uwzględniać okoliczności łagodzące. Morderstwo jest już zakwalifikowane, jako coś gorszego niż zabójstwo.
Czym się wyróżnia morderstwo z etycznego punktu widzenia? Prowadzimy dyskusję w paradygmacie etyki, a nie prawa. W tym celu zdefiniowałem w poprzedniej notce, na gruncie etyki, pojęcie "czasu" właśnie po to, żeby pokazać jasno, czym się różni morderstwo od zabójstwa w obronie koniecznej.
Chcesz uratować życie wielu ludzi, ale czy robisz to w ich obronie, czy prewencyjnie? Do tego właśnie jest potrzebna definicja czasu. Obrona oznacza, że w przeszłości powstało zagrożenie, a ty zabijasz atakującego w obronie zaatakowanych. Prewencja oznacza, że widzisz zagrożenie w przyszłości, więc zabijasz kogoś w nadziei, że zapobiegniesz śmierci wielu osób.
Słowo "konieczna" jest pojęciem prawnym - oznacza konieczność uniewinnienia zabójcy. Zamiast wnikać z casusy, kiedy sąd uznaje obronę za konieczną, zrezygnujemy z tego słowa, które było dobre na zagajenie tematu, ale teraz, kiedy przeszliśmy na grunt etyki, jest już niepotrzebne.
Obrońca, który zabija, robi to w reakcji na wydarzenia z przeszłości i zabija atakującego, a nie poświęca życie kogoś innego. Morderca poświęca życie człowieka w reakcji na swoje wyobrażenia przyszłości. Psychologowie układają różne podstępne pytania, aby sprowokować odpowiedź będącą pochwałą morderstwa. Czasem mam wrażenie, że psychologowie koniecznie chcą udowodnić, że etyka nie jest etyką, tylko dyscypliną psychologiczną w postmodernistycznym wydaniu (równość narracji). Tak kombinują scenariusze swoich testów, aby tak zmanipulować badanego, żeby poparł morderstwo. Tymczasem etycznie sprawa jest oczywista. Nie wolno poświęcać ludzi.
Idea poświęcania ludzi wywodzi się z czasów barbarzyńskich, kiedy wierzono, że Bóg żąda poświęcania ludzi. Warto też pamiętać, że w tamtych czasach nie było prawa do obrony - w czasach rzymskich barbarzyńcy karali niewolnika za to, że zabił swojego pana w samoobronie. W Rzymie człowiek nie miał prawa do życia, że nie wspomnę o nietykalności.
Dzisiaj możemy założyć, że nie ma już barbarzyńskich kultur. Mordowanie ludzi jest zakazane, nawet jeśli nazywa się je "poświęcaniem", a oprócz tego każdy człowiek ma prawo do obrony. Znamienne jest to, jak dokładnie krępuje się skazańców przed wykonaniem wyroku śmierci - każdy rozumie, że skazaniec ma naturalne prawo zabić kata w obronie własnej, jak tylko będzie miał okazję. Nikt nie chce, aby skazaniec uznał go za wspólnika kata, więc wspólnicy kata ujawniają się dopiero wtedy, gdy skazaniec nie ma już fizycznej możliwości zaatakowania swoich oprawców.
Jest więc oczywiste, że prawo do życia i do obrony koniecznej jest prawem uniwersalnym, a więc zabójstwo w intencji prewencyjnej jest morderstwem - taka intencja poświęcenia kogoś jest rodzajem premedytacji. Przypomniała mi się dość prymitywna manipulacja psychologów: "Jedzie lekki pociąg i zaraz przejedzie kilka osób na torze. Jesteś bardzo chudym i niskim człowiekiem, więc rzucając się pod pociąg nie zatrzymasz go. Ale obok ciebie stoi wysoki grubas - na oko 300 kg żywej wagi. Czy wepchniesz go pod pociąg, żeby uratować ludzi na torach". Odpowiedź jest oczywista - spychając grubasa popełnisz morderstwo. Nie pisałbym notki dla takich oczywistości, ale istnieje ciekawszy problem etyczny. Ta notka jest tylko wstępem do trudniejszego pytania:
Czy można znaleźć okoliczności łagodzące, jeżeli zamorduję kogoś, kto moim zdaniem w przyszłości zabije wielu ludzi? I, uwaga, to nie jest pytanie SF z gatunku: "Czy moralne jest cofnąć się w czasie do roku np. 1918 i zabić Hitlera?". To pytanie jest zbyt łatwe i w dodatku ośmiesza etykę. Zadam pytanie trudniejsze (słowo "zabójca" w tym pytaniu znów ma znaczenie ogólniejsze - nie wyklucza mordercy):
Czy można znaleźć okoliczności łagodzące dla kogoś, kto zabije znanego recydywistę - mordercę, który wyszedł z więzienia i nie jest pod odpowiednim nadzorem. Ten nasz zabójca kieruje się wyłącznie intencją uratowania życia przyszłych ofiar recydywisty (nie ma np. intencji obawy o kogoś bliskiego, kto mieszka w pobliżu, więc nie można mówić o "afekcie")? Dodajmy do tego fakt, że recydywista wyszedł właśnie z domu uzbrojony w nóż i rozgląda się...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo