W dawnych czasach prawo znało i stosowało orzeczenie zwane infamią, czyli pierwotnie oznaczające skazanie na hańbę. Skutki prawne takiego wyroku były różne w różnych czasach i różnych krajach, ale w każdym z nich to jest już tylko historia. Dzisiaj istnieją łagodniejsze formy infamii, np. pozbawienie praw publicznych, pozbawienie praw wykonywania zawodu etc. Zostawmy jednak ten wątek... Mam propozycję zupełnie innej wagi. Proponuję przywrócić instytucję infamii w jej skrajnej, najostrzejszej postaci.
Moja propozycja we współczesnym świecie ma sens jedynie w perspektywie prawa międzynarodowego. Systemy prawne we współczesnych państwach są na tyle zorganizowane, że instytucja skrajnej infamii nie miałaby sensu jako prawo lokalne. Przypomnę, że infamia skrajna polegała na tzw. "wyjęciu" spod prawa skazanego, czyli poszczuciu obywateli, żeby polowali na infamisa. Jaki byłby sens wstrzymywać ściganie zbrodniarza przez prawo tylko po to, żeby ludzie mogli sami zacząć polowanie?
Ten pozorny absurd na jednak sens, kiedy spojrzymy na prawo międzynarodowe i różnorodność systemów prawnych w różnych krajach. Zauważmy, że w zależności od tego, w którym kraju przestępca się ukrył, może być bardzo łatwo lub bardzo trudno go dopaść. Pożyteczna więc byłaby instytucja infamii ogłaszana w celu uruchomienia międzynarodowego polowania na zbrodniarza, który ukrywa się w kraju, gdzie policja wcale nie przykłada się do tego, żeby go wytropić i wydać... i komu wydać? A jeżeli ogłaszający infamię jest gorszym zbrodniarzem niż infamis?
Druga kwesta, mniej istotna, ale dla porządku trzeba o niej wspomnieć: Istnieją zbrodnie, które nie mają adekwatnych rozwiązań w prawie karnym. Przykładami są niewolnictwo i terroryzm. Prawo karne skupia się na ściganiu i karaniu zbrodniarzy, tymczasem niewolnictwo i terroryzm kwalifikują się przede wszystkim do zapobiegania - ważniejsze jest zabicie zbrodniarza, zanim popełni kolejną zbrodnię, niż postawienie go.przed sądem. Jeżeli dodać do tego jeszcze aspekt zniesienia kary śmierci, mamy sytuację, kiedy tylko prawo do obrony koniecznej usprawiedliwia zabicie zbrodniarza. Niestety, prawo do obrony koniecznej wymaga spełnienia określonych przesłanek uprawniających do zabicia kogoś w obronie koniecznej, np. potrzebna jest sytuacja bezpośredniego zagrożenia. Instytucja infamii mogłaby bardzo pięknie uzupełnić prawo do obrony koniecznej, oczywiście pod warunkiem, że byłaby bardzo starannie zredagowana pod względem prawnym. Ponieważ nie jestem prawnikiem, nie podejmuję się (ale jeszcze do tego wrócę) zredagowania infamii, pozostawiam więc samą ideę: zabić pana, zanim kupi kolejnego niewolnika; zabić przemytnika, zanim złapie i sprzeda kolejną osobę w niewolę; zabić terrorystę, zanim odpali kolejną bombę... i przyjmuję roboczą nazwę "obrona konieczna rozszerzona".
Wróćmy teraz do kwestii najważniejszej - do polowania na zbrodniarzy na terenie obcego państwa. Zauważmy, że świat już zrozumiał i doświadczył takich polowań. Najsłynniejsze z nich to chyba polowanie na Bin Ladena. Tego rodzaju ogólnoświatowe akcje pokazują lukę prawną, która wymaga uzupełnienia, aby nie budziło kontrowersji, kiedy obcym łowcom wolno jest polować na zbrodniarza na terenie państwa, którego rząd protestuje, powołując się na zasadę nienaruszalności granic. Instytucja infamii powinna precyzyjnie definiować, w jakim zakresie wolno łowcom naruszać tę zasadę.
Współcześnie funkcjonują międzynarodowe listy gończe, ale są one kopią idei prawa karnego - nie pełnią roli uzupełnienia prawa do obrony koniecznej. Podstawowa różnica jest oczywiście taka, że międzynarodowy list gończy zobowiązuje łowców do aresztowania ściganego, a nam chodzi o to, żeby infamisa zabić (jak w obronie koniecznej), a nie próbować go aresztować. Poza tym takie listy gończe nia mają zasięgu ogólnoświatowego.,
Istnieje też Międzynarodowy Trybunał Karny, który wystawia międzynarodowe nakazy aresztowania o zasięgu ogólnoświatowym, ale on też skupia się na ściganiu (np. za ludobójstwo), a nie na zabijaniu w obronie koniecznej rozszerzonej. Moja propozycja jest więc taka, żeby MTK zaczął orzekać i ogłaszać wyroki infamii na podstawie prawa do obrony koniecznej rozszerzonej.
Obiecałem, że wrócę do problemu mojej niekompetencji. Skupię się na sformułowaniu "Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach..." - przede wszystkim, z moralnego punktu widzenia podważam zastrzeżenie "bezpośredni". Jeżeli obrona jest konieczna, to jaki sens ma ograniczanie jej do "bezpośredniego" zagrożenia? Lepiej jest uwolnić zakładników niż czekać, aż porywacze zaczną do nich strzelać. Oczywiście nadal twierdzę, że nie jestem kompetentny, aby zredagować nowe prawo, ale mam podstawy sądzić, że udowodniłem konieczność jego lepszego zredagowania niż obowiązujące prawo o obronie koniecznej. Jeśli to za mało, to wskażę inny aspekt słowa "bezpośredni" - aspekt logicznego absurdu, który widzimy obserwując ciąg przewracających się kostek domina. Ten ciąg pokazuje, że jako termin prawniczy słowo "bezpośredni" jest słowem pustym - ma jedynie wartość subiektywną i emocjonalną. Prawniczym absurdem byłoby zastanowienie się, czy mamy szansę zdążyć zrobić przerwę między kostkami, zanim przewróci się ostatnia kostka (ta z nitrogliceryną w środku). A więc poprawna definicja prawa do obrony koniecznej rozszerzonej nie może zawierać słowa "bezpośredni". Zamiast niego powinna skupiać się na idei nieuchronności (wzbogaconej o recydywę, traktowaną, jako nieuchronną). Możliwe, że coś jeszcze trzeba by uściślić...
Inne tematy w dziale Polityka