Temat oczywiście jest zbyt obszerny, aby ująć go w jedną lub kilka notek, więc tytułem wstępu wspomnę tylko o różnych rodzajach korupcji, które występują w różnych kulturach, a potem skupię się na tej dla nas najważniejszej. Przykładowo, w Ameryce Łacińskiej korupcja ma charakter mafijny - władza ściąga haracz od obywateli. W krajach arabskich korupcja ma charakter napiwkowy. W Japonii korupcja działa na zasadzie lojalnej wzajemności - oszukują partnerów spoza układu i oszukują świadomie samych siebie. W Chinach korupcja ma tradycyjny charakter socjalistyczny - zaszczytem dla płacącego jest, kiedy łapówka zostanie łaskawie przyjęta przez władzę bez zobowiązań. W USA korupcja bywa podobna do tej naszej, europejskiej, którą będę diagnozować, ale mają tam też własną odmianę korupcji podstępnej - dyskretnej - niemożliwej do wykrycia, więc każdy musi udawać, że nic o niej nie wie. Trzeba więc być czujnym, gdyż nieświadome przyjęcie łapówki zobowiązuje tak samo, jak świadome.
Czas skupić na tym, co najważniejsze, czyli na naszej najpowszechniejszej korupcji codziennej, którą trudno nawet nazwać, gdyż jest nasza, a jak wiadomo, najtrudniej jest diagnozować samego siebie. Mam jednak nadzieję, że w trakcie diagnozowania olśni mnie właściwe słowo... a więc diagnozę czas zacząć...
Na początku skupimy się na popularności naszej korupcji europejskiej. Zauważmy, że korupcja nasza nie tylko nie budzi moralnych oporów większości, ale jest popularna. Może to jest właśnie to kluczowe słowo. Nazwijmy więc naszą korupcję roboczo "popularną". Najbardziej charakterystyczną cechą naszej korupcji jest to, że łapówki płacone są przez pracodawcę w postaci nagród, premii a nawet całych wypłat. Nic dziwnego, że cieszą się popularnością wśród pracowników. Można by ten rodzaj korupcji nazwać "janosikową", ale niestety, korupcję tę wymyślili urzędnicy UE, więc nie może mieć nazwy regionalnej.
W innych kulturach biorca nie dzieli się łapówką z podwładnymi lub dzieli się potajemnie. W Europie pracodawca oficjalnie dzieli się łapówkami z pracownikami. Ponieważ jednak łapówka by się zbyt rozdrobniła, podział łapówki ogranicza się do zespołu projektowego lub innej grupy zorganizowanej naprędce w celu dokonania podziału łapówki i wspólnego zatuszowania śladów korupcji. Niektóre firmy w Polsce w całości żyją z łapówek, więc całe wynagrodzenie pracowników takiej firmy to są okruchy łapówek, które biorą prezesi tych firm od urzędników państwowych lub od prezesów spółek z udziałem.
Drugą charakterystyczną cechą łapówek popularnych jest to, że źródłem pieniędzy jest budżet państwa lub różne celowe budżety unijne. Cały ten system napędzają banki wciskające tanie kredyty firmom i instytucjom. W innych kulturach płacący łapówkę musi liczyć się z ryzykiem. W Europie nie ma żadnego ryzyka, gdyż nie płaci się własnymi pieniędzmi, tylko państwowymi lub unijnymi.
Najbardziej typowym przykładem korupcji popularnej jest projekt finansowany przez UE, rozbity na kilka osobnych projektów, aby wyszło drożej. Może to być autostrada budowana po kawałku, ale nie po kolei wzdłuż trasy, tylko w odizolowanych od siebie odcinkach. Czyli osobne projekty, a potem osobne projekty połączenia tych kawałków w większą całość. Podobnie buduje się systemy IT - najpierw trzy osobne systemy, a czwarty projekt jest projektem ich integracji w jeden system.
Typowym lokalnym przejawem korupcji popularnej są firmy szkoleniowe, takie jak np. szkolenia miękkie dla nauczycieli ze sztuki manipulowania rodzicami i samymi sobą. Szkoleniowcy są menelami, którzy pracowali wcześniej w marketingu, ale splajtowali, gdyż ich metody były zbyt prostackie, a przez to - nieskuteczne. Teraz próbują uczyć nauczycieli, jak szerzyć wśród rodziców wiarę w to, że pojutrze będzie lepiej... i jak samemu w to uwierzyć - najlepiej za pomocą częstego powtarzania sobie mantry "pojutrze będzie lepiej".
Popularnością cieszą się także niektóre złodziejskie projekty wśród ludzi, którzy nie biorą łapówek w żadnej formie, nawet w postaci dotacji do instalacji, jak jest w fotowoltaice. Przykładowo, popularność idei wodorowozu zamiast elektrowozu bierze się z braku wykształcenia ludu, który łatwo ogłupić za pomocą propagandy paranaukowej. Skorumpowani politycy powtarzają w kółko, że energia ze spalania wodoru jest "zielona", gdyż nie ma spalin, bo produktem spalania wodoru jest czysta woda. Byli naukowcy, teraz skorumpowani pracownicy firm zarabiających dobrze dzięki dotacjom, dorabiają paranaukową otoczkę do produkcji wodoru, aby przekonać ciemny lud, że zasadę zachowania energii można ominąć. Nie mówią wprost, że mają perpetuum mobile produkujące wodór, bo zostaliby wyśmiani, ale mącą w szczegółach tak bardzo, że ciemniaki zaczynają mieć wątpliwości, czy na pewno ta technologia nie ma przyszłości. Ciemny lud nie widzi korupcji, bo wierzy, że produkcja wodoru kiedyś stanie się opłacalna, dzięki efektowi tańszej produkcji masowej... a przynajmniej wierzy, że entuzjaści nowych technologii są zaślepieni tym entuzjazmem, jak to entuzjaści - niewinni szaleńcy marzący o sławie wynalazcy. Tymczasem to wszystko to ściema, bowiem każdy z tej branży doskonale rozumie zasadę zachowania energii i II zasadę termodynamiki. Każdy z nich rozumie, że uczciwi naukowcy mówią prawdę (cytat z WiŻ):
"... proces wodorowy - przetwarzanie metanu lub wody na wodór, sprężanie gazu, przechowywanie go, spalanie w ogniwach i odzyskiwanie energii - jest bardzo nieefektywny. Na końcu odzyskujemy około 20% energii" (...) "Co z tego, że ostatecznie w ogniwie odpadem jest czysta woda, skoro wcześniej musieliśmy spalić gaz i wyemitować dwutlenek węgla".
Co to znaczy 20% w tym kontekście? Gdybyśmy chcieli zbudować elektrownię wodorową, to musieliby wybudować dodatkowo w pobliżu 5 nowych elektrowni węglowych lub gazowych o tej samej mocy, gdyż tyle energii potrzeba do wyprodukowania wodoru dla nowej elektrowni wodorowej.
Inne tematy w dziale Gospodarka