W ostatnim ŚN jest piękny artykuł o tym, jak ludzie uczą się pokojowego współżycia z lampartami w Indiach. Kształtuje się nowa strategia ochrony przyrody. Okazuje się, że nie warto zabijać drapieżników. Wciąż jeszcze dominuje na świecie stara strategia rolników (i rybaków) polegająca na zabijaniu każdego zwierzęcia, które zagraża inwentarzowi.
Drugim błędem jest wiara przyrodników w mit mówiący: "dzikie zwierzęta, w tym oczywiście duże drapieżniki, należą do dzikiej przyrody. I tylko do niej". Najnowsze badania pokazują, że o wiele lepiej jest zaakceptować obecność dzikich zwierząt w miastach i na polach, szczególnie tam, gdzie graniczą one z rezerwatami i parkami narodowymi.
W efekcie wielu lat badań i obserwacji lampartów naukowcy udowodnili, że zwierzęta wywożone do odległych rezerwatów o wiele częściej atakują ludzi niż zwierzęta mieszkające na swoim terytorium w sąsiedztwie rodzeństwa, rodziców i dzieci. Błędna i niebezpieczna okazała się praktyka wywożenia zwierząt do odległych rezerwatów, które zostały przyłapane na kręceniu się na terenach zamieszkałych przez ludzi. Po takim wyrwaniu zwierzęcia z jego środowiska i wywiezieniu go na terytorium zajęte przez obce zwierzęta, po zerwaniu więzi społecznych z rodziną, skutek jest taki, że wzrasta poziom stresu i agresji. W nowym miejscu przeniesione zwierzę częściej atakuje ludzi i zwierzęta domowe także dlatego, że trudniej mu polować na cudzym terytorium.
Takie wywiezione zwierzęta czasem wracają do domu, pokonując wiele kilometrów. Przykładowo: "[lampart] niemal od razu wyszedł z lasu, w którym go zostawiliśmy, i zaczął przemierzać tereny rolnicze, docierając do innego rezerwatu, w którym jednak długo nie zabawił. Zamiast tego skierował się na tereny przemysłowe z licznymi fabrykami i przeciął czteropasmową autostradę w pobliżu zatłoczonej stacji kolejowej. W końcu po pokonaniu 125 km dotarł do granic Bombaju, a dokładnie - do Parku Narodowego Sanjay Gandhi (...) po prostu wrócił do domu".
Naukowcy policzyli, że średnio podwaja się liczba ataków na ludzi po wdrożeniu programu chwytania drapieżników i wywożenia ich w odległe miejsca. Czyż to nie zadziwiający paradoks? Głupcy, chcąc uchronić ludzi przed atakami zwierząt sprawiają, że liczba tych ataków się podwaja!
Indie są wspaniałym laboratorium dla naukowców badających skuteczność różnych różnych strategii ochrony dzikiej przyrody. Najbardziej mnie przekonało porównanie z Namibią: "na 100 km2 terenu przypadało średnio pięć lampartów, a także hien, równie dużych drapieżników (...) gdzie na każdym kilometrze kwadratowym żyło średnio 357 osób. W Namibii, dla porównania, na 100 km2 mieszkają średnio 1-4 lamparty (...) a gęstość zaludnienia to 3 osoby na km2".
Analizy DNA odchodów lampartów w Indiach, tam gdzie prowadzono te badania, gdzie lamparty i ludzie współżyją pokojowo : "...posilały się przede wszystkim psami (39% diety), a łącznie zwierzęta domowe stanowiły 87% ich diety. Co ciekawe, psy dostarczyły lampartom czterokrotnie więcej pokarmu niż kozy, choć tych drugich było w tym rejonie siedmiokrotnie więcej. Rolnicy potwierdzali, że znacznie więcej zwierząt hodowlanych ginęło im z powodu chorób i wypadków., niż za sprawą drapieżników. Zapewne dlatego akceptowali sporadyczne zniknięcie kozy...".
Oczywiście nie istnieje współżycie zupełnie bezkonfliktowe. Opisano przepadek jak stara kobieta ratowała swoją kozę: "[lampart] Trzymał ją za przednie nogi, a ona złapała za tylne. Choć była sama, drapieżnik zrezygnował z walki i się wycofał". Albo: "... w środku nocy wybiegł z domu, obudzony ryczeniem krów. Zobaczył uciekającego przed nim lamparta, który mógł przecież się odwrócić i go zabić". Najchętniej lamparty polują na "zdziczałe psy wałęsające się gromadami po wysypiskach śmieci w pobliżu slumsów". Wolą je od krów, jeleni czy kóz, pewnie dlatego, że nikt ich nie ochrania - są łatwiejszą zdobyczą.
Jest też element korupcji i walki klas w artykule: "nie mieszkańcy slumsów chcieli usunięcia lampartów, choć to oni przecież byli najczęściej atakowani przez drapieżniki. To zamożni i wpływowi mieszkańcy wysokich apartamentowców...". Rdzenne ludy, które "od stuleci mieszkały w lasach w pobliżu Bombaju, nie obawiały się lampartów i nigdy nie doznały z ich strony krzywdy. Chciały one pozostawienia drapieżników, aby odstraszały one intruzów i potencjalnych inwestorów".
Naukowcy pokazują, że możemy żyć wspólnie z dzikimi zwierzętami, i że razem będzie lepiej nam i im. Idea, że człowiek powinien być odseparowany od natury, jest błędna. Wiara w mit, że wielkie drapieżniki są groźne dla ludzi, prowokuje ludzi do działań (np. do wywożenia ich do odległych rezerwatów), które sprawiają, że stają się one o wiele groźniejsze.
A mnie najbardziej dziwi to, że ta wiedza znana jest ludziom od dawna. Podróżnicy i traperzy w dawnych czasach zawsze wiedzieli, że wilki ani niedźwiedzie nie zagrażają ludziom, tylko koniom. Niestety, kiepska literatura i filmy kłamią, przedstawiając zwierzęta, jako agresywnych ludożerców.
Inne tematy w dziale Gospodarka