W kwietniowym nrze Wiedzy i Życia mamy informację, że na świecie przeznacza się na ubój "...70 miliardów zwierząt rocznie. Globalna produkcja mięsa generuje więcej CO2 niż transport samochodowy, lotniczy, kolejowy i wodny razem wzięte".
Jak widać, nie tylko Świat Nauki - polska edycja Scientific American - ma odwagę pisać prawdę o niszczycielskiej działalności rolnictwa paszowego i hodowli. Także polscy naukowcy zaczynają znajdować w sobie odwagę, aby pisać o tej największej zbrodni XXI w. Coraz więcej ludzi dobrej woli uświadamia sobie całe to zło i stara się ograniczać zakupy mięsa.
Artkuł jest o tym, dlaczego coraz więcej ludzi zabiera ze sobą do jedzenia zwierzęta zabite na drogach i w innych wypadkach. Ludzie coraz powszechniej zjadają "borsuki, wiewiórki, myszy polne, psy, koty, lisy, a nawet jeże czy niedźwiedzie". Wiele zwierząt ginie w naturalnych wypadkach, np. w zoo. Jeżeli zwierzę nie padło z powodu choroby, to jest równie dobrym źródłem mięsa (po przebadaniu przez weterynarza) jak zwierzę hodowlane.
"...oznajmiłem, że zjedliśmy dwie potrącone przez samochód sowy, zapadła cisza. Musiałem trochę odczekać, by goście otrząsnęli się z szoku. W końcu jeden z nich zapewnił, że potrawa bardzo mu smakowała i że się cieszy, że zabite sowy się nie zmarnowały".
Zwyczaj jadania mięsa zabitych zwierząt wprowadzili taksydermiści (uogólniona nazwa wypychaczy zwierząt i podobnych) - uświadomili sobie, że wyrzucanie mięsa jest marnotrawstwem. Dzisiaj coraz więcej wegetarian, wzorem Tybetańczyków, urozmaica swój jadłospis mięsem. "Jestem wegetarianinem, ale konsumuję czasem mięso zwierząt, które znajduję na poboczu drogi".
Każdy z nas może wnieść swój skromny wkład w ratowanie życia na Ziemi... byle tylko ograniczyć hodowlę. Oczywiście najlepsze jest proste ograniczenie jedzenia mięsa (mniejsze porcje, niecodziennie). Warto zwiększać presję na zbrodniarzy z mafii rolniczo-hodowlanej - niech rolnicy paszowi i hodowcy wiedzą, że czynią zło.
Inne tematy w dziale Gospodarka