Do tytułowej refleksji zainspirował mnie ostatni pomysł Hiszpanów legalizacji zoofilii. Czy Hiszpanie hodują zwierzęce zabawki seksualne? Jeśli nie, to dlaczego Hiszpania chce stać się pośmiewiskiem i przedmiotem wstrętu całego świata? Na czym polega hiszpańska patologia? Pamiętam jak po raz pierwszy ze zdumieniem przeczytałem o tym, że Hiszpania w odpowiedzi na atak terrorystyczny zareagowała spełnieniem żądań islamskich terrorystów. Hiszpanie przestraszeni groźbą kolejnych ataków, wybrali socjalistów, którzy mieli w swoim programie poparcie dla terroryzmu islamskiego. Jak tylko socjaliści wygrali wybory, nowy rząd Hiszpanii wycofał swoje wojska z NATO, który wtedy (2004) prowadził wojnę z terroryzmem w odpowiedzi na zamach na WTC. Zamachów w Madrycie dokonano na trzy dni przed wyborami. Socjaliści nie mieli wtedy żadnych szans. Zamachowcy kazali Hiszpanom głosować na socjalistów, a Hiszpanie posłusznie zagłosowali.
Do dzisiaj nie rozumiałem tej zdrady. Przecież Hiszpanie nie słyną z tchórzostwa. Dzisiaj mam hipotezę. Hiszpanie w jakiś sposób utracili zdolności moralne. Jakie procesy prowadzą do takiego stanu? Wstręt do zoofilów jest naturalnym tabu, chroniącym ludzkość przed epidemiami. Instynktownie czujemy, że zoofila trzeba zabić lub odizolować, jako "nieczystego". To efekty tysięcy lat selekcji przez epidemie. Epidemie to najszybszy mechanizm ewolucyjny, równie szybki jak klasyczny dobór płciowy. Wystarczy kilka pokoleń, aby znacząco zmienić proporcje genetyczne w populacji. Co potem się stało z Hiszpanami, że to utracili.
Te dwa pozornie niepodobne do siebie wydarzenia trudno skojarzyć: posłuszeństwo wobec terrorystów i tolerancję dla zoofilii. Coś jednak je łączy - łączy je amoralność. Łączy je obojętność dla tego, co świat powie, co powiedzą przyjaciele i sojusznicy: "co nas obchodzi, że będą nas wytykać palcami, jako tchórzy, zdrajców i zoofilów". Trudno jednak zrozumieć, jakie procesy prowadzą do takiej amoralności? Kiedy Hiszpanie utracili zdolności moralne i dlaczego? Przypuszczam, że nie wszyscy, może nawet jest to mniejszość, która przypadkiem uzyskała chwilową przewagę w parlamencie. Nawet jeśli to mniejszość, to nadal są to bardzo ciekawe kwestie.
Nasuwa mi się podobieństwo do Rosjan, którzy mają podobne cechy, z tym, że robią to głośno, jakby demonstracyjnie pluli na ludzkie wartości moralne, prowokacyjnie popisując się swoją odmiennością. Rosjanie uwielbiają profanować. Hiszpanie robią to dyskretniej. Nasuwa się dość oczywiste skojarzenie - tradycje imperialne. Może jeśli naród ma imperializm "we krwi" to tradycyjne wychowanie imperialne prowadzi do stopniowej degeneracji metod wychowawczych w domach - wychowanie degeneruje stopniowo kolejne pokolenia dzieci... To jednak nie wyjaśnia wszystkiego. O ile potrafię sobie wyobrazić tolerancję dla zoofilii u Rosjan czy Turków, to nie potrafię sobie wyobrazić, żeby Holendrzy czy Anglicy mogli splamić się zoofilią. Wydaje się, że nie każde imperium to Imperium Zła. Jest jasne, że imperium hiszpańskie było imperium zła (za Filipa II), tak jak imperium rosyjskie - może to nie przypadek, że rządy Filipa II zbiegają się w czasie, kiedy w Rosji panowała oprycznina. Tymczasem imperium holenderskie i jego następca - imperium brytyjskie - miały zupełnie inny charakter - to były imperia inne - niosące światu rozwój cywilizacyjny, idee wolności, rozwój nauki... to nie była prosta grabież i ludobójstwo - szczególnie Holendrzy nie próbowali kolonizować na siłę cudzych terytoriów, ale raczej zadowalali się zyskiem z handlu.
Tymczasem opricznina i filipicznina miały zupełnie inny charakter - Rosjanie i Hiszpanie jakby ścigali się, kto dokona większych zbrodni... a hiszpańskie i rosyjskie dzieci uczyły się, że to nic złego...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo