Pewnie już nie wszyscy pamiętacie czasy, kiedy ludzie pytali ludzi, czy zgadzają się, żeby zrobić im zdjęcie. Dzisiaj wolno każdemu sfotografować każdego, można nawet nagrać film z jego udziałem i puścić go publicznie. Jeszcze całkiem niedawno ludzie debatowali na temat inwigilacji obywateli przez służby, a teraz niemal każdy każdego inwigiluje. Taka totalna inwigilacja oczywiście stwarza nowe problemy techniczne, prawne i moralne.
Specjaliści od bezpieczeństwa IT zalecają np.: "dostałeś od pracodawcy służbowy laptop, natychmiast zaklej kamerę". Szkoła dała twojemu dziecku laptop - natychmiast zaklej kamerę". A co na to pracodawca i szkoła? "To służbowy laptop, mam prawo wiedzieć, czy pracownik wykorzystuje go tylko do pracy". "Dzwoni" do ciebie szef i prosi o włączenie kamery, bo ważna sprawa wymaga dobrej komunikacji... i daje ci do zrozumienia, że zaklejona kamera daje mu podstawy do mobbingu.
A grzeczna dziewczynka, która chce mieć dobre stopnie, ustawi laptop niechcący w taki sposób, żeby nauczyciel widział, jak się przebiera... Ludzie już nauczyli się żyć w świecie totalnej inwigilacji i korzystać z nowych możliwości.
Problemy prawne pojawiają się w krajach, gdzie istnieje jakieś państwo prawa. Polski to akurat nie dotyczy. U nas nielegalna inwigilacja jest popierana i chwalona, a informacje pochodzące z nielegalnych źródeł są bez skrępowania wykorzystywane przez polityków i organa ścigania. W Polsce "prawo" ściga ofiary podsłuchów, a nie przestępców, którzy dokonali nielegalnych podsłuchów.
Idea państwa prawa to u nas coś z gatunku science fiction, ale np. w USA to już coś całkiem realnego. Jest tam np. przepis, że nie wolno przedstawiać w sądzie "dowodów" zebranych nielegalnymi metodami. Oznacza to np., że nagranie z nielegalnie podsłuchanej rozmowy nie może być wykorzystane przeciwko ofiarom podsłuchu.
Na drugim biegunie są Chińczycy, Koreańczycy i Japończycy. Dla nich czas wyjątkowo szybko płynął ostatnio. Zaczynali rozwijać technikę później niż my, a już nas prześcignęli w rozwoju, szczególnie Japończycy. Oni w ogóle jeszcze nie czują tego, jak niebezpieczną patologią jest totalna inwigilacja, a już niemal utonęli - podglądają się i obnażają niemal jak ekshibicjoniści, i nawet nie wiedzą, jak bardzo ryzykują... a może czuję się bezpieczni (?).
Oczywiście, kwestie moralne są jak zawsze najłatwiejsze do zrozumienia. Złem jest udostępnianie publiczne informacji prywatnych. Złem jest udostępnianie publiczne informacji bez zgody osoby, której dotyczą. Złem jest nawet podsłuchiwanie i podglądanie na własny, dyskretny użytek. Takie podglądanie przez dziurkę, to oczywiście najmniejsze zło. Większym złem jest powiedzieć komuś, co się widziało. Wielkim złem jest ogłosić publicznie to, co się zobaczyło.
W świecie totalnej inwigilacji bardzo ważne jest, żeby tego rodzaju zło było ścigane przez prawo. Oczywiście podmiotem prawa jest w tym przypadku obywatel - obiekt, czyli ofiara podsłuchu lub podglądania (filmowania). Prawo to powinno chronić jego bezpieczeństwo i prywatność. W tym celu prawo trzeba opisać przynajmniej w dwóch wymiarach:
1. Legalność i nielegalność - kiedy wolno podglądać i podsłuchiwać (nagrywać). Np. legalne jest ustawianie kamer w miejscach publicznych. Legalne jest też podglądanie i podsłuchiwanie przestępców, przeciwko którym toczy się postępowanie.
2. Prywatnie i służbowo - służbowo inwigilacją zajmują się np. dziennikarze, nauczyciele, policjanci... jeśli działają zgodnie z obowiązującymi procedurami i zasadami etyki swojego zawodu. Działając poza procedurami robią to tak samo, jak prywatny prywatny podglądacz (podsłuchiwacz).
Mamy więc cztery kombinacje zła (zwanego podsłuchiwaniem lub podglądaniem - ogólniej: inwigilacją):
1. Najmniejsze zło - prywatne i legalne - ma tylko wartość etyczną - prawnie jest dozwolone, ale rodzice mogą karcić dzieci, a małżonek może obwiniać małżonka o winę rozpadu małżeństwa, np. za śledzenie w wypadku niesłusznego podejrzenia o niewierność.
2. Służbowe i legalne - to już może być duże zło, jeżeli prawo jest złe. Tutaj też raczej prawo nie ściga nadużyć, ale dziennikarze mogą piętnować władze, obwiniając je o prowokowanie zamieszek i inne szkody. Jednak może się zdarzyć, że ktoś z władz zostanie osądzony i skazany za zaniedbanie lub nadużywanie, jeżeli doszło do wielkich szkód lub dyskryminacji. Przestępstwem jest też używanie legalnych nagrań do personalizacji informacji, np. nagrania z różnych kamer publicznych nie mogą być montowane wybiórczo pod kątem tworzenia historii wybranej osoby, chyba że zostanie otwarte postępowanie przeciwko tej osobie, a ona zostanie poinformowana, że służby lub dziennikarze będą montować historię o niej. Dodatkowe zastrzeżenie: dziennikarzom wolno jest to robić tylko w przypadku osób publicznych.
3. Prywatne i nielegalne - a więc zło, które z definicji może być ścigane przez prawo, a nawet musi, jeśli ofiara złoży skargę. W takim przypadku kluczowe jest to, żeby prawo widziało, kto jest ofiarą - żeby policjanci i prawnicy rozumieli, kogo bronią, a kogo oskarżają. Nie wolno im oskarżać ofiary podsłuchu, zamiast przestępcy. Dzisiaj ciemni prawnicy często popełniają błąd, gdyż rzucają się, jak dzieci, na sensacyjne treści podsłuchanych rozmów, zamiast rzucić się, jak dojrzali drapieżcy, na podsłuchującego przestępcę. Zachowują się tak, jak policjanci, którzy złapali w parku sprawców zbiorowego gwałtu, uratowali dziewczynę i znaleźli przy niej działkę kokainy... i puszczają gwałcicieli wolno, a dziewczynę aresztują za posiadanie narkotyków... i gwałcą ją w areszcie, skoro już uznali, że ona to lubi... A więc prawo musi jasno określać, że ofiara przestępstwa nie może być obiektem śledztwa w śledztwie prowadzonym przeciwko swojemu oprawcy. Takie śledztwa muszą być kompletnie niezależne z wykluczeniem konfliktu interesów, a najlepiej zupełnie rozdzielone w czasie, jeśli to rozdzielenie nie stwarza zagrożenia.
4. Służbowe i nielegalne - to jest największe zło, więc powinno być zawsze ścigane przez prawo i takie przestępstwa powinny być bardzo precyzyjnie zdefiniowane. Kluczowe pojęcia w tej części prawa to: "otwarcie postępowania" i "założenie sprawy". Każde służbowe śledztwo przeciwko osobie, niemające udokumentowanego otwarcia z powiadomieniem tej osoby o otwartym postępowaniu, musi być kwalifikowane, jako nielegalne. Analogicznie śledztwo w sprawie musi mieć sprawę. Jeżeli więc nagranie z podsłuchu jest wcześniejsze, niż data otwarcia/założenia, to nagranie nie może być użyte(*) w takim śledztwie (mimo, że jest używane w śledztwie wcześniejszym). Drugą kluczową kwestią, tym razem banalną, jest ścisłe zdefiniowanie granicy między inwigilacją legalną i nielegalną. Ta kwestia jest banalna oczywiście tylko wtedy, gdy dziennikarz czy policjant działa na podstawie prawidłowego zezwolenia lub zlecenia. Mniej banalne jest to wtedy, gdy działa nielegalnie - czyli bez dokumentu, np. nieprzygotowany filmuje przestępstwo w toku lub zostawia podsłuch w miejscu, które przypadkowo nadaje się do tego, np. w knajpie, do której akurat przypadkiem weszli znani mu przestępcy.
(*) Warto wrócić do kwestii najtrudniejszej - przeglądaniu baz danych z informacji pozyskanych z inwigilacji. Wyobraźmy sobie sfilmowany napad z użyciem broni przez zamaskowanych sprawców. Robimy powiększenia tych pistoletów i szukamy, czy gdzieś kiedyś ktoś nie sfilmował podobnej broni. Okazuje się, że jeden z pistoletów został sfilmowany podczas inwigilacji mieszkania kogoś przeciwko komuś toczyło się legalne postępowanie, np. dotyczące podejrzenia o rozpowszechnianie zakazanej pornografii, które zostało umorzone i zamknięte. Czy śledczy powinni mieć prawo wejść do tego mieszkania i sprawdzić, czy ten pistolet nadal tam jest i czy był używany? W tym przypadku sprawa wydaje się dość łatwa - skoro nie było śledztwa w sprawie tego pistoletu, to znaczy, że był on tam legalnie - można więc potwierdzić obecność tej broni w rejestrze legalnych pistoletów i bez naruszania prywatności wejść tam rutynowo, tak jak wszędzie, gdzie taka zarejestrowana broń się znajduje. Gorzej, jeśli ta broń jest nielegalna, a śledczy od pornografii popełnili zaniedbanie - zamknęli sprawę bez zlecenia zbadania legalności tej broni.
Jak widać, są to trudne kwestie prawne. Ogólna zasada powinna być taka, że informacje z inwigilacji powinny być zastrzeżone, gdyż są z natury "brudne" moralnie. Procedury korzystania z takich informacji powinny być więc precyzyjnie zdefiniowane... i oczywiście takie informacje w żadnym wypadku nie powinny być upubliczniane.
Inne tematy w dziale Technologie