Mam znajomą, która zgodnie z panującą modą robiła sobie od lat paznokcie w specjalistycznym zakładzie. Nie znam się na technicznych szczegółach tej branży, więc z góry przepraszam za język laika - patrzę na to z perspektywy nieświadomego klienta. Wiem, że znajoma regularnie odwiedzała zakład, gdyż jej artystyczne paznokcie nie mogły być utrzymywane domowymi sposobami. Po upływie miesiąca lub dwóch, nie pamiętam dokładnie, dzieło sztuki na jej paznokciach wymagało wymiany lub usunięcia, w zależności od tego, czy znajoma nadal chciała mieć paznokcie ozdobione w ten sposób, czy chciała zrobić sobie przerwę i przez jakiś czas mieć naturalne paznokcie, które można sobie samej przyozdabiać zwyczajnymi domowymi sposobami. Wiem, że tego dzieła sztuki nie można zdjąć ani zmyć samej domowymi sposobami. Aby więc zrobić sobie przerwę musiała pójść do specjalisty, aby jej to zdjął i oczyścił paznokcie z pozostałości tego dzieła sztuki.
Po kilku miesiącach znów tęskniła za artystycznymi paznokciami, więc wracała do specjalisty i znów regularnie "robiła sobie" paznokcie... Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, paznokcie pod regularną opieką, zadbane i zdrowe - żadnych problemów, jakie dawniej nękały kobiety w kwestii paznokci... Inna jakość życia... Aż tu nagle przyszła epidemia i nagle zamknięto takie zakłady. Klientki zostały z dziełami sztuki na paznokciach, ale już bez opieki specjalistycznej. Po kilku miesiącach okazało się, że nie mogą liczyć na żadną pomoc. Nawet indywidualne wizyty były niedozwolone... albo usługodawcy olali klientki. Wydaje się oczywiste, że zakazy gromadzenia się w związku z epidemią nie dotyczyły indywidualnych odwiedzin, a mimo to specjaliści nie przyjmowali klientek. Klientki usuwały z paznokci co mogły swoimi domowymi sposobami...
Po roku stało się jasne, że z prawie wszystkich paznokci resztki dzieł sztuki same zejdą bez śladu w miarę przyrostu paznokcia, ale niestety jeden paznokieć zepsuł się, zapleśniał i nowy przyrost też wyglądał na zapleśniały. Inne paznokcie już dawno odrosły jak nowonarodzone, ten wciąż był gruby i brzydki - zapleśniały od nasady. Sprawa zaczęła mnie ciekawić, kiedy znajoma zaczęła się skarżyć, że lekarz nie potrafił jej pomóc. Przypisywał jakieś lakiery grzybobójcze, a one nie działały. Dowiedziałem się, że zmieniła lekarza - poszła prywatnie do specjalnie płatnego specjalisty, bo ten pierwszy państwowy był stary i już niekumaty - pewnie dlatego nie potrafił utrafić z właściwym lekiem.
I teraz zaczyna się najgorsze - płatny specjalista zamiast leczyć uszkodzony palec, skupił się na leczeniu hipotetycznej grzybicy całego organizmu. Zlecił różne badania, różne tabletki doustne, kolejne wizyty, kolejne badania, kolejne tabletki... Notkę zdecydowałem się napisać, kiedy niedawno dowiedziałem się, że znajoma zrobiła badanie krwi pod kątem uszkodzenia wątroby przez leki, które bierze na tę hipoteczna grzybicę całego organizmu. Oczywiście paznokieć nadal jest tak samo zepsuty, jak przed rokiem, a znajoma leczy się na grzybicę ogólnoustrojową, której jedynym objawem jest ten właśnie jeden jedyny chory paznokieć - nie ma żadnych innych objawów grzybicy ogólnoustrojowej.
Oczywiście zainteresowałem się tematem i pierwsze, co znalazłem, to fakt, że w przypadku ogólnoustrojowej grzybicy paznokci, zawsze bardziej chorują paznokcie u nóg niż u rąk. Znajoma tego wcześniej nie skojarzyła, że gdyby rok temu grzybica jej rzuciła się na cały organizm, to inne paznokcie też by zaczęły chować. A ona nadal ma wszystkie paznokcie u nóg zdrowiutkie. Popytała jeszcze innych lekarzy i odwołała wizytę u oszusta, który wysysał z niej pieniądze i psuł jej zdrowie.
Jednak wszystko zaczęło się od źle zinterpretowanego zakazu gromadzenia się podczas epidemii. Czy specjalista od paznokci miał prawo odmówić przyjęcia pojedynczego klienta?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo