To miał być komentarz, ale wiecie o co chodzi - nie wszyscy lubią merytoryczne komentarze... Przepraszam więc, jeśli forma komentarza psuje formę notki, ale nie chce mi się...:
Warto w tych kwestiach pisać bez poprawności politycznej. Kiedy mamy czasy wojenne to polityka wobec uchodźców jest inna niż kiedy czasy są pokojowe. Kiedy jest wojna, to każdy uczciwy naród "dzieli uchodźców na wrogów i przyjaciół". W czasach pokoju można sobie pozwalać na jednakowe traktowanie wszystkich uchodźców, ponieważ w czasach pokoju uchodźców definiuje się, jako ofiary prześladowań politycznych. Nie muszą to być wcale kobiety i dzieci... a nawet zwykle nie są - w czasach pokoju życie kobiet i dzieci nie jest zagrożone. Mężczyźni nie mają moralnego obowiązku walczyć w podziemiu opozycyjnym - mogą być równie użyteczni na uchodźctwie. Znanym przykładem jest największy bohater czasów PRL - JNJ - nasz guru z RWE. W czasach pokoju każdy może stać się uchodźcą w cywilizowanym kraju, bez względu na sojusze. Możemy dać azyl prześladowanemu Murzynowi z USA, prześladowanemu Białasowi z RPA, prześladowanemu Białorusinowi, Litwinowi... Nie ma znaczenia, czy ojczyzną uchodźcy jest nasz przyjaciel czy wróg, ponieważ celem nadrzędnym jest walka o prawa człowieka, a prawa te łamie niemal każda władza, nawet w kraju demokratycznym i wysoko rozwiniętym. Weźmy choćby Polskę. Nasze władze notorycznie łamią prawo aresztowanego do sądu i do wyjścia za kaucją - trzymamy w więzieniach latami ludzi bez wyroku, np. tylko dlatego, że nie chcą płacić łapówek urzędnikom ani haraczu mafii. W czasach pokoju większość uchodźców, to mężczyźni, tacy jak JNJ.
W czasach wojny sytuacja diametralnie się zmienia: zdradą jest dezercja i ucieczka za granicę - mężczyźni pozostają w ojczyźnie, aby walczyć. Uciekają kobiety i dzieci, bo ich życie jest zagrożone. I co najważniejsze - nie uciekają do kraju wroga, który ich morduje - nie uciekają pod prąd, nie idą w kierunku frontu, gdzie grozi im śmierć - uciekają w kierunku przeciwnym. Podczas wojny liczą się sojusze - nie można ufać uchodźcom z kraju wroga. Matkom można ufać - ich instynktowi macierzyńskiemu, czyli ich bezinteresownej miłości do dzieci. Jeżeli narody są w stanie wojny, to żadna zdrowa matka nie pójdzie z dzieckiem do wrogów, prosić ich o pomoc. Taka matka jest podejrzana, że jest mutantem, degeneratem, który gotów jest poświęcić własne (a może tylko porwane komuś) dziecko, aby zabić wrogów ojczyzny. Znamy takie przykłady z wojny w Wietnamie. Muzułmanki też potrafią poświęcać dzieci dla Allaha (a może Mohameda - nie znam szczegółów ich doktryny).
Nie musimy w tych sprawach odpowiadać demagogią na demagogię. Nasza pozycja teraz znów jest najwyższa - znów jesteśmy mentorem dla świata, tak jak w 1989 roku. Wtedy pokazaliśmy światu, jak obalić socjalizm bez wojny - metodą solidarnościową - i cały świat nas podziwiał. Dzisiaj znów stanęliśmy na tym szczycie - tym razem staliśmy się wzorem dla świata, jak postępować z uchodźcami. Znów, jak 30 lat temu, przez najbliższe lata nasi mężowie stanu będą jeździć po świecie, aby gościnnie wykładać i dzielić się naszymi doświadczeniami z innymi narodami... a wszyscy znów, jak w 1990, będą słowo "Polacy" wymawiać z najwyższym podziwem. A więc nie przejmujmy się szczekaniem psów wrogich Polsce, szczególnie tak absurdalnym szczekaniem "Na polskiej granicy umierają ludzie...". Nie powinniśmy w ogóle reagować na takie ruskie prowokacje. Powinniśmy skupiać się na przekazie pozytywnym - wyjaśniać: jak pomagać uchodźcom, jak rozwiązywać problemy... precyzyjnie, jasno i prosto, całkowicie ignorując tego rodzaju prowokacje. Bo to my teraz jesteśmy nauczycielami dla uczniów, a mentorami dla przyjaciół. Teraz to my uczymy inne narody, jak trzeba rozumieć solidarność europejską i solidarność ogólnoludzką.
Inne tematy w dziale Polityka