Jak zawsze, po Wielkim Szlemie trudno wrócić do zwyczajnego życia, myśli wciąż krążą wokół tego, co się wydarzyło. Finał dwóch dziewczyn, które zachwyciły widzów i komentatorów swoim spokojem i przyjemnością, jaką wydaje się daje im gra w tenisa, skłania ku refleksji, jak dziś niewiele trzeba, żeby zwrócić na siebie uwagę i wybić się z tła, które tworzą zapracowane i spięte współczesne profesjonalistki, ciężko harujące na korcie, paraliżowane co chwila przez przeciążoną psychikę i ambicję, żeby grać bezbłędnie i wygrywać piłki winnerami. Mecz Sabalenki z Lejlą był tak wyraźnym zobrazowaniem tego kontrastu, że łatwo zapomnieć o tym, że dawniej tenis bywał zupełnie inny - bywał naprawdę piękny i radosny. Niektóre wspomnienia wywołują wrażenie, że niektóre tenisistki dawniej nie grały dla pieniędzy, nie grały dla zwycięstwa, nie grały dla zdrowia (to chyba najrzadsza motywacja) - były artystkami i grały z miłości do tenisa.
Wpadła mi w oko ciekawa statystyka w Wikipedii - liczba rozegranych meczów singlowych. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że najwięcej meczów rozegrała Patty Schnyder - nie licząc oczywiście starych czasów innego tenisa - dla mnie liczy się dopiero czas od Capriati, Seles i Hingis. Patty rozegrała około 1100 meczów bez większych sukcesów - prawdopodobnie większość z nich przegrała. Grała od 1994 do 2018 - czyli 25 lat miłości do tenisa. Porównajmy ją do np. Venus Williams, która też zaczęła w roku 1994 i wciąż jeszcze grywa. Venus zdobyła 7 tytułów Wielkiego Szlema - grała, żeby wygrywać. Czy wygląda, że gra dla przyjemności? Patty grała dla piękna i dla widzów. Miała najpiękniejszy topspin i najpiękniejszy serwis, bawiła się grą przy siatce, poruszała się tak pięknie w trakcie gry.... Kiedy się denerwowała, że jej nie wychodzi, kiedy przegrywała, kiedy przeciwniczka nie pozwalała jej wyprowadzać swoich najpiękniejszych uderzeń, kiedy obrażała się na siebie za swoje błędy, wtedy próbowała grać jeszcze bardziej efektownie, jakby chciała za wszelką cenę udowodnić sobie, że w końcu musi jej wyjść jakieś niemożliwe zagranie - jakby pogodzona z porażką chciała już tylko pożegnać się z publicznością jakąś kosmiczną piłką.
Dzisiaj też mamy tenisistkę grającą niemal tak samo pięknie. To Kasatkina. Czy jednak wytrwa? Czy tenis wciąż sprawia jej przyjemność? Czy dzisiaj można grać zawodowo w tenisa tylko dla przyjemności?
Hingis też na początku kariery grała pięknie - luźno, swobodnie i z fantazją... ale to się skończyło, gdy zaczęła wygrywać w Wielkim Szlemie. Czy sukces niszczy piękno i radość?
Finalistki tegorocznego US Open podobno grały w tenisa dla przyjemności. Czy to się zmieni po takim sukcesie? Czy pójdą drogą Martiny , czy drogą Patty?
PS. Ponieważ każda moja notka ma być elementem programu naszej partii, to dodam w nawiązaniu postulat programowy.. Należy częściej wysyłać nasze młode tenisistki do Czech na turnieje i treningi. Mamy tuż za miedzą najlepszą tenisową szkołę na świecie, łatwo więc nasze tenisistki mogłyby dorównać Czeszkom w liczbie zawodniczek w pierwszej setce rankingu WTA.
Inne tematy w dziale Sport