Wracam do cyklu notek historycznych o zapomnianych, ale ważnych dla historii przełomach. Niedawno przeczytałem kapitalną książkę o historii powszechnej "Początki" Lewisa Dartnella. Dzięki niej można zrozumieć, jak wielki wpływ na losy ludzkości miały uwarunkowania geologiczne i geograficzne. Wybrałem z niej jeden z wielu wątków, akurat na jedną notkę. Pozwala zrozumieć, jakie trudności musieli pokonywać europejscy żeglarze pragnący przełamać arabski monopol na handel ze Wschodem.
Jak pewnie wszyscy wiecie, Portugalczycy skupili się na opłynięciu Afryki, aby dotrzeć do Indii od zachodu, a Hiszpanie woleli opłynąć Ziemię w kierunku zachodnim, aby dotrzeć do Indii od wschodu. Opłynąć Afrykę próbowało wcześniej wielu, ale bez skutku - utrwaliło się przekonanie, że to jest niemożliwe. Na szczęście Portugalczycy okazali się uparci i niestrudzenie próbowali posuwać się coraz dalej na południe.
Okazało się, że niesprzyjające wiatry i prąd morski płynący na północ wzdłuż Afryki południowej praktycznie uniemożliwiał płynięcie na południe. Portugalczycy w desperacji postanowili opłynąć dookoła ten nieprzyjazny fragment oceanu i okazało się, że było to genialne posunięcie. Popłynęli zgodnie z wiatrami i prądami na zachód a potem gdy warunki były sprzyjające skręcili na południe. Przy okazji niechcący odkryli Brazylię, ale to było dla nich nieważne - ich celem była Azja. Wreszcie trafili na prąd płynący z zachodu na wschód (teraz znany jako Dryf Wiatrów Zachodnich) i bez problemu bardzo szybko opłynęli Afrykę. Pozornie prosta, krótka droga morska na południe wzdłuż wybrzeży Afryki była nie do przebycia, a długa droga okrążająca połowę oceanu okazała się łatwa i szybka.
Z drugiej strony Afryki też nie było łatwo. Sporo musieli się Portugalczycy namęczyć, żeby rozumieć, jak bardzo cyrkulacja na Oceanie Indyjskim różni się od stałej cyrkulacji znanej z Atlantyku. W końcu zrozumieli cykl monsunów i wymuszony nim roczny rytm podróży - trzeba było pół roku czekać w Azji, żeby wiatry i prądy się odwróciły i żeby można było w miarę wygodnie wrócić do Europy. Zmienne monsuny dyktowały żeglarzom, kiedy w która stronę płynąć, podczas gdy na Atlantyku niezmienna cyrkulacja pozwalała zarabiać przez cały rok na okrągło. Nic dziwnego, że Hiszpanie nadal koncentrowali się na kierunku zachodnim i w końcu otworzyli szlak przez cieśninę Magellana do Filipin, którego dostępność nie zależała od monsunów. A Portugalczycy nadal musieli cierpliwie czekać na sprzyjające monsuny i nie mogli zintensyfikować swojego handlu.
Jak to się stało, że Portugalczycy zapomnieli o genialnym odkryciu Diasa - prądu płynącego na wschód? Portugalczycy po opłynięciu Afryki skręcali na północ i wzdłuż Afryki płynęli do Azji. Tak bardzo byli przywiązani do zwyczaju pływania wzdłuż brzegów, że zapomnieli o tym, że najpierw Kolumb, a potem Dias swoje sukcesy zawdzięczali otwartości na nowe szlaki - na omijaniu niesprzyjających warunków i szukaniu sprzyjających. Tak silna jest głupota konserwatystów.
Dopiero Holendrzy zbudowali pierwsze prawdziwe imperium wszechoceaniczne. Kiedy przejęli po Hiszpanach i Portugalczykach panowanie na morzach, kiedy rozumieli trudności handlu na tradycyjnych szlakach arabskich i portugalskich, naturalnie przypomnieli sobie o odkryciu Diasa i wykorzystali ten sam prąd co on, tylko że bardziej konsekwentnie - popłynęli jeszcze dalej na wschód, aż trafili na sprzyjające prądy i dopiero wtedy skręcili na północ. I tak odkryli wygodną drogę do Indonezji, niezależną od kaprysów monsunów. Przy okazji odkryli zachodnie wybrzeże Australii, ale to było dla nich nieważne - ich celem była Azja.
Ta historia uczy, że trzymanie się dawnych nawyków i lęków przed nieznanym jest złe - trzeba szukać zupełnie nowych rozwiązań i wypływać na szerokie nieznane wody, czasem w pozornie absurdalnym kierunku, jak Dias, który z Konga do RPA popłynął przez Brazylię
Inne tematy w dziale Kultura