Niedawno odkryłem (na swój użytek), że Linda nagrała jedną płytę, jako samodzielny autor, nie tak jak np. Ram, jako współautor. Nawet jedna z piosenek Lindy z tej jej płyty jest dobra. Ktoś mógłby się przyczepić, że w zespole Lindy gra Paul... I tak oto skojarzyłem i przypomniałem sobie, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z hejtem. Stawiam w tym miejscu tezę, ze hejt narodził się w chwili rozpadu Beatlesów.
Wiele napisano o tym nowym zjawisku w debacie publicznej, wiele różnych definicji hejtu się pojawiło, więc nie będę przypominać tematu – wszyscy doskonale wiedzą, o co chodzi. Kiedyś przestrzeń publiczna zapełniona była dziennikarzami goniącymi za sensacją, propagandzistami na usługach polityków, oszustami od kryptoreklamy, oszczercami obrzucającymi gwiazdy błotem, przestępcami ujawniającymi brudne tajemnice intymnego życia polityków, bolszewikami ziejącymi szczerą nienawiścią do ludzi lepszych od siebie… byli też oczywiście dziennikarze dobrzy, z klasą. Ale wtedy nie było hejtu. Były teksty krzywdzące ludzi, zawierające obelgi, groźby, oszczerstwa, zdradzone tajemnice, podpatrzone wpadki… ale nie było hejtu.
Pamiętam czasy, gdy wszyscy (młodzi) byli podzieleni na dwie walczące ze sobą strony: Fani Beatlesów i fani Rolling Stonesów - chwalili swoich, wyśmiewali przeciwników… ale nie było hejtu. A potem rozpadli się Beatlesi i świat młodych podzielił się na tych, którzy obwiniali Lennona i tych, którzy obwiniali McCartneya – jedni chwalili kompozycje Lennona i szydzili z twórczości McCarteya, inni odwrotnie. Ale to nie wszystko, pojawiła się nowa jakość w tych starciach. W czasach Beatlesów też jedni przypisywali jednemu z nich zasługi, a drugim gardzili, ale było to w starym stylu, jak B kontra RS – trochę uwielbienia, trochę pogardy, trochę szacunku, trochę nienawiści… były to w miarę czyste uczucia, nawet te złe miały jakąś czystość.
Ale starcie McC kontra Lennon miało nową, jakość, wcześniej niespotykaną. Ataki na McC były wyraźne inne – nieszczere i nieczyste – jakby opracowane przez specjalistów socjologów czy psychologów społecznych. Oczywiście tak teraz mogę pisać z perspektywy posiadanej teraz wiedzy. Wtedy, gdy miałem kilkanaście lat, nie mogło być mowy o żadnej takiej werbalizacji, jednak czułem to gdzieś w środku, że fani McC zachowują się nadal normalnie, ale niektórzy „fani” Lennona nie są jego fanami – stali się hejterami McC. Przypominam, że słowo to wtedy nie funkcjonowało, ale jego dzisiejsze znaczenie pozwala mi go użyć, aby nazwać to, co wtedy było nienazwane. Na czym polegała różnica? Co było nową jakością? Oczywiście nieszczerość i brak spontaniczności – te cechy charakterystyczne hejtu, dzisiaj tak powszechne w czasach trollowania, nie są jednak tak ściśle klarowne, jak byśmy chcieli. Dlatego podam konkretny przykład.
Ówcześni hejterzy McC zaczęli zarzucać mu nepotyzm w kwestii zatrudnienia Lindy, jako swojego muzyka, a potem członka zespołu Wings. Zarzucano Lindzie, że na niczym się nie zna, że ma kiepski wokal, i że to lansowanie na siłę Lindy przez Paula niszczy zespół i w końcu doprowadzi do jego rozpadu. Fani McC nie uprawiali hejtu – owszem, krytykowali wokal Yoko, ale to była bezpośrednia ocena jej charakterystycznego brzmienia i stylizacji na kocią muzykę – szczera reakcja słuchaczy bez śladu hejtu – nikt nie atakował Lennona za popieranie feminizmu ani za lansowanie Yoko. Jej śpiew po prostu wywoływał szczere salwy śmiechu, ale nikt nie miał pretensji do Lennona, że wciska się z Yoko do zespołu Zappy, żeby ta mogła się powygłupiać na scenie. Nikt nie obwiniał Yoko o zły wpływ na Lennona, nie organizował w mediach na nią nagonki, a Linda była obiektem bezprecedensowych ataków, zorganizowanych w nowym stylu, który teraz nazywamy hejtem. Najsympatyczniejsza artystka rockowa tamtych lat i najlepszy (obok Harrisona i innych) człowiek w tej branży, kochana przez wszystkich Linda, stała się pierwszym w historii celem zorganizowanego hejtu.
Zauważmy, że ten hejt przeciwko McC okazał się nieskuteczny, Linda przeszła do historii jako najlepszy back vocal (jej wokal z Monkberry Moon Delight wciąż jest wzorem), a sam McC wciąż koncertuje w glorii sławy, jakiej nigdy wcześniej ani później nie osiągnął nikt.
Miałem szczęcie, że urodziłem się za późno i nie wciągały mnie te spory – jestem z pokolenia fanów Zeppelinów i King Crimson (w radiu wtedy mówili: „kinga krimzona”, zanim się nauczyli) , a także w mniejszym stopniu Zappy, Hendrixa, Jeffersona, więc wtedy nawet nie potrafiłem zająć stanowiska, kto jest lepszy: Beatlesi, czy RS; McC czy Lennon – ta ich muzyka, to była dla nas żenada (za wyjątkiem dwóch piosenek Harrisona) - pamiętam tylko tę atmosferę tamtych lat i to odczucie, że za Lennonem stali źli ludzie, jakby Lennon miał w sobie coś, co przyciąga zło. Oczywiście wśród fanów Lennona nadal przeważali ludzie dobrzy, ale za McC taki smród się nie ciągnął, jak za Lennonem… chociaż ogólnie smród się ciągnął za ich fanami. Zaciekłość była tak wielka, że gdy znalazłem się wśród nich i próbowałem tłumaczyć, że to żenada – „cały ten rock w stylu dydu dydu jest prymitywny i z tej całej czwórki tylko Harrison miał jakieś artystyczne osiągnięcia” – wtedy oni wszyscy wytrzeszczali oczy i pukali się w czoło, jakby w ogóle zapomnieli, że Harrison też rozwinął „skrzydła” po rozpadzie B.
Jakie jest źródło hejtu? Z przykładu Paula i Lindy można by sądzić, że oni byli za dobrzy – że naturalnie prowokowali ludzi złych samym swoim istnieniem, które kłuło ich w oczy. Czy Lennon miał jakiś udział w tym eskalowaniu zawiści i nienawiści? Podobno obraził się na Paula za kilka piosenek, napisanych rzekomo, żeby mu dokuczyć. Jednak w środowiskach artystycznych była to norma. Już Mickiewicz słynął z błyskotliwych zwycięstw w starciach z innymi poetami. Pojedynki na piosenki także mieściły się w tym kanonie. Zresztą Paul napisał Dear Friend, a potem John pochwalił płytę Paula – między nimi nie było hejtu, była naturalna rywalizacja. Skąd więc wśród fanów Lennona wzięli się hejterzy?
A może ktoś z Was pamięta jakiś starszy przykład hejtu? Może hejt narodził się wcześniej?
Inne tematy w dziale Kultura