Całkiem przypadkiem obejrzałem wczoraj „RING" z prowadzącym go Ziemkiewiczem, emitowany po godzinie 20.00 w TVP1. Nawet nie wiem, która to była odsłona tego programu, może druga, a może zyliard pięćset siedemdziesiąta piata. Nie wiem, bo nie oglądam telewizji. Moja pociecha zwykle o porze publicystycznej w najlepsze harcuje po mieszkaniu, nie szczędząc mnie, mojej szanownej żonie i teściowej, jeżeli ta znajdzie się w polu rażenia. Tak czy owak popatrzyliśmy sobie wczoraj na bohaterów Rafała Ziemkiewicza. I o ile dyskusja trzech panów na temat problemów szkolno - młodzieżowych nieco była nudnawa, to „rozmowa" z p. Jachimkiem była cudnym majstersztykiem pt. Jak jednym pytaniem z bufona zrobić balona.
Tomasza Jachimka kiedyś lubiłem, choć z pewnym zapasem i rezerwą dla kilku innych nieco jednak lepszych satyryków. Mógł sobie być, ale bez połysku. Daleki od blasku. Zobaczywszy go jednak w Szkle Kontaktowym wpadłem w zdumienie. Nie rzecz jasna z powodu samej jego obecności, lecz wygłaszanych tam treści...o niczym. O przepraszam, jakie tam nic. Przecież razem z p. Miecugowem dyskutują zaciekle i szczegółowo o krzywym spojrzeniu premiera/prezydenta Kaczyńskiego, nieco za małej marynarce któregoś tam, prawym potknięciu, zbyt głośnym smarku, dziurawych skarpetkach i innych mało ważnych, ale fenomenalnie ośmieszających kwestiach. Tacy dziarscy bohaterowie ludu. Ale do rzeczy.
Otóż niejaki Jachimek wczorajszego wieczora zrobił z siebie, powiedzmy to otwarcie, kompletnego idiotę. Ziemkiewicz zwalił go z nóg (przez zaskoczenie nazwał go upadłym, stoczonym, czy jakoś podobnie - satyrykiem), a ten przez tych kilka darowanych mu minut antenowych nie umiał się (z zawstydzenia i zaskoczenia) wyplątać. Ziemkiewicz poszedł po bandzie. I manewr się udał. A co zrobił nasz czołowy satyryk szydziciel? Bredził.
Bredził o wszystkim tylko nie na temat. Najpierw podziękował prowadzącemu, że robi z niego wariata, następnie przerodził się w klauna i na okoliczność głupiej wpadki przekonywał, że satyryk musi się z siebie umieć śmiać, bo inaczej słaby jest. Dalej przekonywał, iż tego właśnie od satyryków oczekują ich widzowie, że są takie sztuczki sceniczne, co się publiczność (zapewne znudzoną) rozśmiesza, jak się nie cieszy z opowiadanych jej dowcipów (tu wymienił kilka chwytów) i na koniec (gdy się otrząsnął) przyparty do muru stwierdził, że nic w tym złego, że z satyryka został publicystą politycznym, zresztą on jest satyrykiem, nic się nie zmieniło, a program Szkło Kontaktowe jest naprawdę obiektywny.
Obiektywny, czy nieobiektywny każdy wie jak jest. W ringu natomiast p. Jachimek wypada marnie. Może nie miał tego wieczoru soczewek?
Inne tematy w dziale Polityka