Modnym jest pisać dlaczego opozycja przegrała. Dla odmiany piszę dlaczego PiS wygrał. Daję refleksję ekonomisty, który przez lata głosował na KLD, Unię Wolności, Platformę Obywatelską, a od kilku wyborów głosuje na PiS. PiS wygrywa, bo pomimo swoich wad jest bardziej obywatelski i nowoczesny niż opozycja.
Po pierwsze, próbuje rozwiązać problemy obywateli. Jak brak skutecznej siatki bezpieczeństwa dla tych z nas, których trapi bieda. Czy też słabo funkcjonujące polskie instytucje: sądy, uczelnie czy pobór podatków. PiS daje rozwiązania. Rozwiązania gorsze lub lepsze. Ale próbuje modernizować Polskę!
PO z nic nie robienia uczyniła naczelny punkt programu. Tusk ludzi z wizją ulepszania Polski odsyła do lekarza. Bartłomiej Sienkiewicz pomiędzy jednym a drugim winem sfinansowanym przez podatników opowiadał, że modernizują Polskę budując baseny i stadiony, bo wtedy młodzież z prowinicji nie będzie stała pod sklepem z piwem.
Hasłem zjednoczonej opozycji jest: „żeby było jak było!”. A na wątpliwości co do obecnych instytucji serwują kombatanckie gderanie, o tym, że masz się cieszyć, bo za komuny było gorzej – lub ostrzeżenia typu: nie czas rozmawiać o naprawie sądów, gdy PiS je przejmuje. Nie przyszło opozycji do głowy, że PiS robi to co robi z sądami, bo przez trzy dekady nie naprawiono sądów? Wręcz przez dwie długie dekady po okrągłym stole propagowano mit, że wyroków się nie krytykuje!
Od co najmniej półtorej dekady wiadomo, że bieda w Polsce skorelowana jest z liczbą dzieci. Wcześniej bieda była wysoce skorelowana z mniejszymi miejscowościami, gdzie zbankrutował jedyny duży zakład pracy. I ten epizod może być pouczający.
Bo można było próbować w latach 90ych deregulować budownictwo, budować małe tanie mieszkania na wynajem w dużych miastach gdzie była praca. Lub szukać innych proefektywnościowych rozwiązań. Nie szukano. Więc SLD rozdał pseudo-renty. De facto wcześniejsze wysłanie na emerytury, które zdezaktywizowało całe rodziny i kosztowało grube dziesiątki miliardów złotych.
Obecnie, ci którzy chcieli nawet powierzchownie zaznajomić się z systemem pomocy społecznej szybko odkryja jego dysfunkcjonalność. Potrzebujący pomocy często nie dostawali. Cwani z niej czasem żyli.
Można było zreformować pomoc społeczną. Ale po stronie liberalnej było tym nikle zainteresowanie. Pomoc społeczna uchodziła za skomplikowane i mało seksowne zagadnienie. Od poziomu wolontariusza, którego łatwiej było zrekrutować projektami deregulacji niż naprawy pomocy społecznej, poprzez darczyńców wspierających wolnościowe organizacje, do najwyższych decydentów na ministerialnych stołkach.
Zanim przyszedł PiS, usiłowałem pozyskać wiedzę, ludzi, środki by zbadać jak zdemontować niewydolny socjal i zastąpić go pomocą sprawnie dostarczaną potrzebującym i bodźcującą do aktywności. Najczęstszą reakcją były puste spojrzenia.
Owszem, było kilku profesorów. Tych samych od dekad. Którzy to samo w kółko o biedzie klepali. Nie dawali gotowych do wdrożenia propozycji jak zwiększyć sprawność państwa w kierowaniu pomocy do faktycznie potrzebujących. Kolejnymi wypowiedziami i tekstami cementowali swoją pozycję profesorów od spraw społecznych.
Najsensowniej o ułomności pomocy społecznej rozmawiało się z prezydentami i burmistrzami mniejszych miejscowości. Dobrze znali absurdy pomocy spłecznej i mechanizmy je umożliwiające, gdy potrzebującym nie mogli pomóc oraz gdy cwanych i zdemoralizowanych nie mogli powstrzymać od wygodnego żerowania na pomocy. Nie mieli jednak sprawczości, by zmienić system.
Przyszedł PiS z 500+. Drogim topornym rozwiązaniem. Które jednak ze względu na wysoką korelację biedy z liczbą dzieci, jest w ostatniej dekadzie prawdopodobnie najskuteczniejszą interwencją na rzecz współobywateli, w kłopotach materialnych.
Teraz podliczają miliardy, wydawane na 500+. I rytualnie załamują ręce nad marnotrawstwem. Zanim było 500+ mogliście wdrożyć nowoczesną i oszczędną pomoc społeczną. Cały czas możecie zaproponować lepszą siatkę bezpieczeństwa…
Podatki, sądy, uczelnie. Synonim polskich niewydolności, naszego „niedasię”. Przyszedł PiS. Okazało się, że da się. Czasem nawet skutecznie. Jak przy uszczelnieniu podatków. Po dwóch dekadach pomstowania na sędziów, zaczęto w końcu reformować sądy. PiS podjął próbę wzięcia się za folwark profesury uchodzący u nas za uczelnie. Niestety zanim zaczął już się ugiął przed profesurą broniącą przywilejów. Uczelnie pozostaną ich folwarkami. Ale przynajmniej próbował.
Po drugie PiS próbuje dbać o interes polski. Mieszkamy pomiędzy Bugiem o Odrą. Albo razem zadbamy o nasze wspólne interesy. Albo Francuzi będą nas dymać w myśl hasła: wy kupujcie nasze Renaulty, bo wolność przepływu towarów! A my wyrzucimy waszych kierowców i budowlańców, bo wolność przepływu usług, to ściema dla naiwniaków!
PO zamiast głośno i od początku przypominać, że nie ma takiego zjawiska jak dumping socjalny, debatowała w UE o dumpingu socjalnym, legitymując ten propagandowy wymysł. Następnie seryjnie głosowała za tym antyeuropejskim ograniczeniem wolnego przepływu usług. PiS głosował przeciw.
Prawica i PiS nie odżegnuje się od tego co polskie. Lewica i centrum wprost przeciwnie. Polskości się wstydzą i najchętniej rozmydliliby ją w jakiejś bliżej nieokreślonej europejskości. Byle dla garstki płynęły stypendia z zachodnich fundacji i czasem mieli okazję załapać się na administrowanie Polską.
Gdy wróciłem w 1995 do Polski z uczelni w Stanach, kupiłem sobie koszulek z polską flagą oraz orłem. Nie dlatego, że jestem faszystą. Dlatego, że cieszę się, że jest Polska a ja Polakiem. Dlatego, że w USA flaga na sklepie, przed domem i na koszulce to normalność. Chciałem afiszować się ze swoją dumą z Polski tak jak Amerykanie z dumą z Ameryki. W Polsce wśród moich centro-lewicowych przyjaciół i znajomych nie widziałem takich koszulek.
Święto 11 listopada było niczyje. Hejt Wyborczej i okolic, na grupkę łysych młodzianów ze spotkania kilkuset osób wypromował coroczny marsz dziesiątek tysięcy. Nawet jeśli łysole i bardziej cywilizowani narodowcy, nie są bajką większości Polaków. To Polskość owszem jest. Lubimy koszulki z orłem i biało-czerwoną. A przynajmniej ja lubię.
Nie czuje tego PO. Jej spóźnione próby obwinięcia się biało czerwoną przybrały karykaturalne formy. Czekoladowy orzeł, który może! Morzeł! Stopił się. Nie nadawał się do jedzenia. Choć miał być skonsumowany…!?!
Po trzecie, równość obywateli jest ideałem niezbędnym każdej nowoczesnej społeczności. PiS inwestuje w równość symboliczną i faktyczną obywateli. PO stawia na symboliczne poniżanie słabszych z pozycji elitystycznych. A jej fan klub to już mistrzowie syndromu folwarcznego poniżania współplemienców. Poniżając innych wdrapują się w swoim mniemaniu na drabinę dystynkcji społecznych.
O współobywatelach mówią, że za 500+ pojechali nad morze i obsrali wydmy. Sami umizgują się od dziesięcioleci do władzy, biorą kilkanaście milionów złotych od podatnika na swój teatr, a poniżają tych, którzy potrzebują 500+ miesięcznie by godnie żyć:
Uważają, że z desek teatru wolno im rozmawiać o zbieraniu pieniędzy na płatnego mordercę Kaczyńskiego czy wieszać figurę świętą dla innych. Ale gdy ktoś na wiecu wiesza wizerunki polityków, chcą go zamknąć w więzieniu. Co wolno im z wyżyn teatrów, redakcji i uczelni, to tobie nie wolno na placu i ulicy.
Nie jest to jedynie spór o symboliczną równość każdego Polaka. Wyrównywanie szans w dostępie do prestiżowych zawodów to projekt prawicowy. Otworzenie dostępu do zawodów prawniczych to sukces zorganizowanych środowisk prawicowych. Próżno by szukać kampanii otwarcia zawodów zawłaszczonych przez sitwy zawodowe zorganizowanej przez Krytykę Polityczną czy pseudoliberałów z Liberte lub Kultury Liberalnej. Kalisz z SLD był flagową twarzą sprzeciwu wobec otwierania zawodów prawnych.
Centrolew nowoczesność i obywatelskość ma wyłącznie na hasłach. W praktyce pod liberalnym nazewnictwem konserwuje resztki przednowoczesnych zwyczajów, instytucji i układów. Sprawne i sprawiedliwe sądy? Wyrwać uczelnie z łap profesury? Symboliczna i faktyczna równość obywateli? E tam… „każdy byle nie PiS” mają za program.
W latach 1989-91 pracował z profesorem Sachsem. Absolwent Harvardu. Od 1995 zajmuje się doradztwem gospodarczym - pomaga zarządom i właścicielom spółek w podejmowaniu strategicznych decyzji. W tym czasie brał udział w ponad pięćdziesięciu transakcjach kupna i sprzedaży spółek, z czego około dwudziestu doszło do skutku na łączną sumę ponad 1 miliarda euro. Ekspert Instytut Sobieskiego oraz Warsaw Enterprise Institute. Autor koncepcji wprowadzenia do polskiego porządku prawnego Publicznego Wysłuchania. Pomiędzy rokiem 2011-2013 prezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, gdzie 10-krotnie zwiększył liczbę współpracowników oraz po raz pierwszy w historii FOR doprowadził do wzrostu środków pozyskiwanych od darczyńców. Opublikował raport szacujący dług publiczny Polski na powyżej 200% PKB, książkę pt. „Podstawy Analizy Finansów Firm” wydaną nakładem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce oraz kilkadziesiąt raportów i artykułów o ekonomii politycznej reform. Członek zespołu ministra sprawiedliwości ds. nowelizacji prawa upadłościowego. Strażak w Ochotniczej Straży Pożarnej.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka