W 1989 RPO Ewie Łętowskiej nie podobało się, że uznano za wygasłe prawa do odszkodowania za znacjonalizowane nieruchomości warszawskie. Wzywała Sejm do ustawowego, uznania, że roszczenia te jednak nie wygasły:
Jednoznacznie wówczas stwierdzała, że przedawnienie roszczenia o zapłatę za znacjonalizowane nieruchomości nie może mieć miejsca, gdy wynika z działań, w tym wypadku braku działań, władzy:
Władza ta, u nas przez pół wieku uznawała, pomimo ustanowionego przez siebie prawa, że odszkodowań nie będzie przyznawać. Cóż władza, zwłaszcza ta socjalistyczna tak czasem miewa. Zabierze, i nie odda, bo nie.
W 1989 Łetowska domagała się złamania zasady nieodwracalnych skutków spowodowanych siłą wyższą (wojna i rewolucja!) i domagała się, by pomimo znacznego upływu czasu, współcześnie żyjący podatnicy płacili za to co zabrała władza u początków PRL.
Dziś dla odmiany Łetowska opowiada o tym, jak neoliberałowie dokonali sakralizacji własności prywatnej, by zbudować aksjologię reprywatyzacji. Wygłasza referaty i wywiady, w których sędziów sądów niższych instancji obwinia za uleganie klimatowi nadmiernego przyzwolenia na reprywatyzację. Krytykuje sędziów za to, że wieloma drobnymi reinterpretacjami prawa i wąskimi decyzjami podejmowanymi w oderwaniu od decyzji innych sędziów otworzyli wrota reprywatyzacji. Widać zapomniała, jak sama przyczyniła się do tworzenia klimatu, w którym uznano, że roszczenia za znacjonalizowany w PRL majątek się nie przedawniły.