Tak przynajmniej twierdzi Wojciech Maziarski w "Gazecie Wyborczej". Zgrabnie i krótko wyłożył myślenie salonu o wolności słowa dla Polaków. Nie macie do niego prawa, bo w odróżnieniu od Amerykanów jesteście niedojrzali, a społeczeństwo, które tworzycie jest niestabilne:
![Drodzy niedojrzali niestabilni Polacy nie macie prawa do wolności słowa](http://www.dobrowol.org/drobiazgi/wolnoscslowa023.jpg)
Problem w tym, że Maziarski myli się co do faktów. Wolność słowa w Europie ogranicza się ponieważ została wprowadzona zupełnie inaczej niż w USA. Amerykanie od prawie samego początku republiki dali sobie prawo wolniej wypowiedzi.
Natomiast w Europie, uwolnienie wypowiedzi miało długa i krętą historię powiązaną z procesem demokratyzacji w XIX i XX wieku, gdy upowszechniono normy honorowe dotyczące arystokracji, na całe społeczeństwo oraz stopniowo luzowano normy regulujące krytykę władzy.
Za feudalizmu prawo wyżej postawionych w hierarchii do słownego znieważenia niżej postawionych było ważnym elementem kontroli społecznej i praktycznego potwierdzania zajmowanego miejsca na drabinie społecznej. Demokratyzacja życia w Europie polegała m.in. na rozszerzeniu prawa do godności na wszystkich. Dlatego w Europie można skazać za zniewagę, a w USA nie. Różnica w traktowaniu wolności słowa pomiędzy USA a Europą sięga XVIII wieku, a nie połowy XX jak nieprawdziwie donosi Maziarski.
Praktyczne konsekwencje tych różnice są takie, że np. w Niemczech zdarzają się procesy o to, że ktoś do kogoś odezwał się z pominięciem tytułu naukowego jak np. doktor. Różnice te nie mają nic wspólnego z doświadczeniem nazizmu, a z zakresem demokratyzacji społeczeństwa i jego kulturą prawną.
Podobnie było z prawem do oceny władzy. Poddany nie ma prawa wypowiadać się o tym, jak arystokracja sprawuje władzę. To nie jego sprawa. Odmiennie obywatel, on musi krytykować władzę, bo bez oceny władzy niemożliwa jest demokracja. W USA od samego początku można było krytykować władzę, w Europie pozwalano na to stopniowo.
U nas w Polsce do dziś dzień, choć jest to sprzeczne, że orzeczeniami Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, prezydent, premier i inni wysocy rangą urzędnicy mają podwyższoną ochronę przed krytyką czy zniewagą. Takie przeniesienie majestatu króla na najwyższych urzędników. Znowu, nie chodzi o żadne doświadczenie nazizmu, a wolniejsze upowszechnianie się demokracji w Europie. Poniżej masz fantastyczny przykład z przedwojennej Polski:
“Wszyscy zebrani na dworcu przywitali Naczelnika z odkrytymi głowami. Jedynie nauczyciele Stanisław Gałązka i Józef Wojtyński pozostali w kapeluszach. Zebrani przyjęli z oburzeniem ten brak poszanowania dla osoby wodza. Nauczyciele tłumaczyli się, że jako byli wojskowi stanęli na baczność i nie odkrywali głów. Starosta uznał, że obaj winni to agitatorzy bolszewiccy i oddał sprawę do prokuratora w Siedlcach.”
Źródło:„Łuków i okolice w XIX i XX w.”
Mniejsza wolność słowa w Europie datuje się do czasu przed nazistami i wiąże się z mniejszą demokratyzacją stosunków w państwach postfeudalnych.
Ale nie dziwie się Maziarskiemu, że przeinacza fakty historyczne, bo na ziemiach polskich argument o tym, że lud jest zbyt niedojrzały, by korzystać z norm znanych z bardziej wolnych społeczeństw sięga co najmniej XIX wieku, gdy jaśniepaństwo twierdziło, że lokalni chłopi nie dorośli do zniesienia pańszczyzny.
Współcześnie argumenty o niedojrzałości, mają tę zaletę dla salonu, że postulują istnienie jaśnie oświeconych elit, które wedle sobie tylko znanych kryteriów stwierdzą, czy jesteśmy wystarczają dojrzali, by korzystać z wolności naturalnie przynależnych innym.
Pamiętasz listę krajową? Tych polityków, którzy wchodzili do Sejmu, choć przegrali wybory? Ją też tłumaczono w ten sposób, że Polacy są zbyt niedojrzali, by docenić wspaniałe autorytety, które w demokratyczny sposób nie dostaną się do Sejmu, więc elita potrzebuje nam narzucić odpowiednich posłów.
Panie Maziarski proszę nie wciskać nam opowieści o tym, że nie dorośliśmy do wolności słowa. Proszę się douczyć historii prawa wolności słowa w USA i Europie i dopiero potem pisać. Owszem ci z nas, którzy krzyczą inwektywy wobec wyróżniających się kolorem skóry, używanym językiem, czy czymkolwiek innym wystawiają sobie fatalną ocenę i stawiają nas wszystkich w złym świetle. Ale daruj Pan sobie zakazy wolności słowa. Już raz próbowaliście blokować legalne marsze w dniu 11 XI skutek jest taki, że zamiast kilkuset osób mamy na ulicach polskich miast setki tysięcy maszerujących.