Każdy z nas ma swój własny cel. Często podążamy, by go osiągnąć i wydaje się, że jest on w zasięgu ręki... Jeszcze tylko kilka kroków, odrobina poświęcenia... i nagle pot zalewa oczy przesłaniając cel. Rezygnujemy często bez drugiej szansy, oddajemy naszą przyszłość walkowerem...
Czy jest to właściwa droga w życiu normalnego człowieka ?
Olimp*
Stanął u stóp stromej, wysokiej góry. Spojrzał na jej wierzchołek spowity mgłą.
Za moment miał rozpocząć swoją wielką, życiową przygodę. Przybył tu specjalnie, aby wspiąć się na ten szczyt, pokonując wszelkie trudy i przeciwności. Wiedział, że nie będzie łatwo. Jednak był zdecydowany dotrzeć tam za wszelką cenę. Tam, na szczycie bogowie zaproszą go na swoją ucztę. Poczęstują ambrozją i nektarem, a na pożegnanie obdarują licznymi skarbami zaczerpniętymi z rogu obfitości.
Wróci do swoich i będzie wielki.
Będą go podziwiać i zazdrościć mu sławy i bogactwa.
Tylko najpierw trzeba pokonać tę górę budzącą grozę swym ogromem i stromością zboczy. Najważniejsze to zrobić pierwszy krok. Zaczerpnął głęboko powietrza w płuca i ruszył przed siebie.
Szedł już tak dobrych parę godzin. Poczuł zmęczenie. Zatrzymał się. Spojrzał w dół.
Podnóże góry ciągle jeszcze tak blisko. Tak niewielką część drogi ma dopiero za sobą.
Popatrzył też w górę.
Szczyt jeszcze tak daleko. Cały czas niedostępny dla wzroku. Zasnuty mgłą. Ale to nic. Trzeba iść dalej. Cel jest przecież taki wspaniały!
Po pokonaniu następnych kilkuset metrów ogarnęły go wątpliwości:
- „może nektar i ambrozja nie są wcale takie smaczne, jak się wszystkim wydaje?”
- „Może bogowie okażą się skąpi i nic nie dadzą ze swego rogu obfitości?”
- „Może w ogóle ich tam nie ma? Dojdę na szczyt i zastanę tylko nagie skały, po których hula wiatr?”
Ale, jeśli jednak są i nie są skąpi, to trzeba iść. Szkoda zmarnować taką okazję, zwłaszcza, że już włożyło się w to przedsięwzięcie tyle trudu.
Następna godzina marszu za nim. Nogi bolą już niemiłosiernie, w gardle zasycha, pot ścieka strumieniami po twarzy, a szczyt nadal taki odległy.
Wątpliwości wracają, tylko teraz mają nieco inną postać:
-„Po co mi, właściwie, ta ambrozja, nektar, i cały ten róg obfitości? Czy nie było mi dobrze bez tego wszystkiego? Na co tyle trudu i poświęcenia?”
Jeszcze jedno spojrzenie w górę. Okryty mgłą wierzchołek wciąż nie odsłaniał swojej tajemnicy.
- „Nie ma szans, żebym tam kiedykolwiek dotarł! Prędzej padnę ze zmęczenia gdzieś w połowie drogi. Sępy rozdziobią moje ciało i tylko kości pozostaną z moich marzeń. Trzeba wracać, póki nie jest za późno.
Odwrócił się i powoli, ze spuszczoną głową, z poczuciem porażki w sercu, zaczął schodzić w dół.
Jeszcze kilka razy zatrzymywał się i zastanawiał, czy słusznie postąpił, ale sił już brakowało. Nie odważył się podjąć wspinaczki na nowo.
Powrócił w doliny, gdzie można chodzić prostymi, niewymagającymi trudu drogami. Nie ma, wprawdzie, na nich skarbów, ale nogi nie bolą tak bardzo i pot nie spływa z czoła. Tylko czasami spoglądał tęsknym wzrokiem na spowity mgłą wierzchołek Olimpu, gdzie bogowie zasiadają przy złotych stołach, raczą się ambrozją i nektarem oraz czerpią nieprzebrane bogactwa z rogu obfitości.
*) Andrzej Liczmonik, Ścieżki szukania, 2013, fragment książki za zgodą i na prośbę Autora.
Inne artykuły Andrzeja Liczmonika:
https://www.salon24.pl/u/dobrezycie/893864,andrzej-liczmonik-utwory-wybrane
Istnieje możliwość nabycia książek A. Liczmonika, zamówienia: studioinspiracje(at)interia.pl
Inne tematy w dziale Kultura