O przybyciu Mesjasza prorocy głosili wiele lat przed jego narodzeniem. W zasadzie powiedziano o nim wszystko z wyjątkiem wskazania czasu i miejsca, kiedy Prorok Proroków stanie na czele swego Królestwa.
I oto nastał dzień, w którym Gwiazda betlejemska wskazała czas i drogę - by złożyć pokłon Prorokowi Proroków.
W zasadzie całe dzieciństwo Proroka pozostaje skryte mgłą tajemnicy. Pojawia się jako młody chłopak, by zwrócić uwagę mędrców i filozofów, ale dopiero jako dojrzały mężczyzna, pojawia się w przekazach...
Zginął za swoich poddanych i swoją śmiercią otworzył im bramę do życia wiecznego.
W zmaganiu się z problemami nie zauważamy, że takie Narodziny maja miejsce każdego dnia. Każdego dnia ktoś umiera, by wkroczyć do Królestwa Niebiańskiego, każdego dnia liczymy na szczęście, które jest nam potrzebne do zdobycia kolejnego szczytu na naszej "koronie szczytów" marzeń, oczekiwań i potrzeb. I chociaż Wigilię Narodzenia Pana świętujemy w grudniu, w ostatnich dniach roku, warto zastanowić się - o co w tym wszystkim chodzi, abyśmy dotarli do celu naszej ziemskiej wędrówki we właściwym czasie, aby nie dać zaskoczyć się nieprzewidzianym trudnościom...
Ten piękny wigilijny wieczór*
W ten wczesny grudniowy wieczór ulica jest pusta bardziej niż kiedykolwiek. Nikt nie załatwia dziś żadnych swoich spraw. Sklepy i urzędy pozamykano wcześniej niż zwykle.
To przecież najważniejszy wieczór w całym roku. Wszyscy na niego czekają.
W oknach tysiącem kolorowych światełek mienią się choinki. Gdzie niegdzie daje się słyszeć śpiew kolęd o radosnej nowinie, o pokoju dla ludzi dobrej woli.
Na bezchmurnym, granatowym niebie połyskują gwiazdy.
Nie wiadomo, która z nich była pierwsza.
Czyste, suche powietrze ściska mrozem.
Od takiego mrozu szczypią uszy i nos, zwłaszcza, jeśli nie ma ich czym okryć.
Pustą, wyludnioną ulicą, wśród rozświetlonych choinkami okien wędruje samotny człowiek.
Twarde prawa rynku pozbawiły go domu i jedzenia. Już dawno zapomniał, jak smakuje czerwony barszcz z uszkami albo karp w galarecie. Marzył o kromce chleba.
Nie tego białego, symbolicznego, którym ludzie dzielą się życząc sobie szczęścia.
Jemu nikt szczęścia nie życzył.
Cóż to słowo mogło znaczyć dla kogoś takiego jak on?
Miska zupy w darmowej jadłodajni? Kąt w schronisku? Nie lubił tych miejsc, choć często, chcąc nie chcąc, z nich korzystał. Drażniła go litość i współczucie, jakie mu tam okazywano.
Miał swoją dumę.
Szedł teraz pustą ulicą. Był coraz bardziej głodny, zmęczony i było mu coraz zimniej. Zatrzymał się. Nie miał już siły iść dalej.
Dokąd zresztą pójdzie?
Czy o dwa lub dziesięć kroków dalej będzie lepiej niż tu?
Ławka pod wiatą przystanku autobusowego, na którym dziś już nie zatrzyma się żaden autobus, była twarda i niewygodna, jak niegdyś żłób.
Położył się na niej.
Otulił mocniej starym wytartym paltem i zasnął.
Nie obudzi się więcej.
Tej nocy właśnie dla niego, bardziej niż dla kogokolwiek innego, narodził się Mesjasz.
*) Andrzej Liczmonik, Mroczne blaski, 2013, fragment książki za zgodą i na prośbę Autora.
Inne artykuły Andrzeja Liczmonika:
https://www.salon24.pl/u/dobrezycie/893864,andrzej-liczmonik-utwory-wybrane
Istnieje możliwość nabycia książek A. Liczmonika, zamówienia: studioinspiracje(at)interia.pl
Inne tematy w dziale Społeczeństwo