Każda władza ma do siebie to, że ma kilka twarzy... Czasem jest to twarz ludzka, pełna zrozumienia i wrażliwości, innym razem będzie to twarz potwora...
Czasem warto zastanowić się, ku czemu zmierzamy. Jedni twierdzą, że mają rację i w tym samym czasie inna grupa ogłasza swoją doktrynę i rację ponad wszystkimi. Społeczeństwo zostało podzielone między jednych i drugich, a tak naprawdę to każdy idzie swoją drogą, chociaż na każdej z nich można spotkać całe grupy maszerujących z własnymi przekonaniami - niby razem, a jednak każdy osobno...
Nieśmiertelny*
Długo wędrował pustymi, stopniowo niszczejącymi drogami, omijając wyludnione miasta i wymarłe wsie w poszukiwaniu drugiego człowieka.
Tracił powoli nadzieję, że kiedykolwiek go spotka. Odkąd wiele lat temu zginął w tragicznych okolicznościach ostatni z jego towarzyszy, dręczyła go natrętna myśl, że, być może, nie ma już nikogo poza nim, do kogo można by przemówić językiem złożonym ze słów i uczuć i usłyszeć odpowiedź w takim samym języku.
Wszelkie elektroniczne urządzenia służące niegdyś do nawiązywania łączności od dawna nie działały. Nikt nie obsługiwał central zapewniających ich funkcjonowanie. Wyczerpały się też źródła energii, którymi były one zasilane.
Pozostało szukanie. Szukanie uporczywe i coraz bardziej beznadziejne, ale w tej chwili tylko ono nadawało sens życia temu tułaczowi krążącemu po opustoszałym świecie.
Miał już około tysiąca lat. Urodził się jako jeden z ostatnich, którzy się rodzili.
Wkrótce po tym, jak medycyna odniosła ostateczne zwycięstwo nad chorobami i procesem starzenia się, a, co za tym idzie, także nad naturalnym umieraniem.
Ludzkość stała się nieśmiertelna, pojawiło się, więc zagrożenie, że, jeśli nadal będzie się rozmnażać, to zarośnie ziemię i stworzy to nowe, nieznane dotąd problemy.
Aby tego uniknąć, kolejne pokolenie trwale pozbawiono zdolności prokreacyjnych i sądzono, że dzięki temu świat będzie już na wieki zamieszkały przez tych samych ludzi, zawsze młodych, zawsze zdrowych, mających przed sobą nieograniczone czasem perspektywy.
On właśnie należał do tego pokolenia trwale ubezpłodnionych.
Życie upływało im w spokoju i zadowoleniu. Jego tempo stawało się coraz wolniejsze, bo, po co się śpieszyć? Przecież nic nie musi być zrobione na jutro, przed nami wieczność.
Jednak, choć nieśmiertelni z przyczyn naturalnych, nie byli zupełnie niezniszczalni.
Cały czas można było zginąć w sposób gwałtowny, utonąć, spaść z dużej wysokości, zostać zabitym albo zabić się samemu. Takie przypadki, mimo, że nieczęste, co jakiś czas się zdarzały, a nowi ludzie nie zajmowali miejsca, tych, którzy zginęli. I tak, w ciągu tysiąca lat, liczba ludzi na ziemi stale malała, aż w końcu zostało ich tak niewielu, że musieli się wzajemnie szukać, odbywając w tym celu długie wędrówki.
Z konieczności te wędrówki mogły być tylko piesze. Wszystkie środki transportu – samochody, samoloty i pociągi dawno się popsuły, a nowych nikt nie wytwarzał.
Po co się śpieszyć? Przed nami wieczność.
Sto lat temu spotkał jednego człowieka i postanowili razem poszukać innych, żyjących, rozumnych istot.
Przewędrowali kilka tysięcy kilometrów i nikogo nie spotkali. Kilka miesięcy temu jego towarzysz ześliznął się ze skały i z wysokości ponad stu metrów runął do morza. Od tej pory wędrował sam. Coraz bardziej przygnębiony, tracący nadzieję. Aż nadszedł dzień, kiedy jego serce, choć nieśmiertelne, odmówiło posłuszeństwa mózgowi i przestało bić.
Odszedł ostatni, który nazywał się człowiekiem.
Ludzkość przestała istnieć, dlatego, że stała się nieśmiertelna.
*) Andrzej Liczmonik, Ścieżki szukania, 2014, fragment książki za zgodą i na prośbę Autora.
Inne artykuły Andrzeja Liczmonika:
https://www.salon24.pl/u/dobrezycie/893864,andrzej-liczmonik-utwory-wybrane
Istnieje możliwość nabycia książek A. Liczmonika, zamówienia: studioinspiracje(at)interia.pl
Inne tematy w dziale Kultura