W państwie demokratycznym stosuje się zasadę rozdziału personalnego władzy stanowiącej, władzy wykonawczej oraz władzy sądowniczej. Jakby tego było mało, odsunięci od władzy premierzy zostali umocowani w nowej strukturze, która nosi nazwę parlamentu... i ma kojarzyć się z superpaństwem. To tutaj byli już szefowie rządów nadal usiłują grać pierwsze skrzypce i nawet finansują parlament - do złudzenia przypominający ciało demokratycznie wybrane.
Jeżeli ktoś starannie wyciąga wnioski z obserwacji, to dostrzeże pewne niekonsekwencje w działaniu tej instytucji.
W normalnym społeczeństwie samo społeczeństwo formułuje wnioski i postulaty wymagające uregulowania jednorodnego w skali kraju. W demokracji pośredniej taki wniosek jest składany w sejmie, czyli kolegialnym zespole umocowanym do prowadzenia analizy - na ile propozycja powinna być objęta unormowaniami prawnymi, a na ile jest to tylko życzenie jakiejś grupy, ale faktycznie jest to postulat ograniczony do grup[y interesów.
Parlament decyduje - na ile taki wniosek będzie chroniony prawem państwowym lub prawo państwowe pozostawia ten wniosek bez dalszego biegu. Tak działa demokracja.
Niezależnie funkcjonowanie państwa wiąże się z podejmowaniem szeregu decyzji niezbędnych do funkcjonowania państwa jako całości i regulowania kwestii dotyczących decyzji już poszczególnych obywateli w realizacji ich osobistych interesów. Tą częścią życia społecznego i gospodarczego zajmuje się rząd.
Niezależnie w sprawach wątpliwych w rozumieniu prawa i interesu stron pozostawia się rozstrzyganie organom sądowniczym, które rozpatrują problem poprzez pryzmat istniejącego prawa.
Zdarza się, że czasem sam rząd występuje z wnioskiem o wprowadzenie propozycji jako normy prawnej - co przedstawia do rozstrzygnięcia przez sejm jako izbę niższą, albo też przez senat, jeżeli wymaga tego system tworzenia prawa.
Ważne, że jedynym organem władnym stanowić prawo jest tylko sejm i nikt więcej.
Zarówno rząd jak i sądy mogą funkcjonować jedynie w zakresie określonym przez ustawy, a te tworzą wyłącznie posłowie. Nie wolno interpretować przepisu prawnego inaczej, aniżeli wynika to z woli Ustawodawcy.
Jak wspomniałem, państwo rządzi się własnym prawem, które wykonuje zespół osób wybranych przez społeczeństwo lub w sposób ustalony ustawą. Niestety, przez długie okresy stabilności społecznej i politycznej wytworzyły się grupy starające się nakłaniać czynnych polityków do tworzenia prawa sprzyjającego danej grupie lobbystycznej. Najczęściej taką grupę tworzy zespół osób powiązanych ze sobą poprzez partię polityczną. Taka partia polityczna stara się o wpływ na wybór na ważne stanowiska w państwie swych członków, z kolei oni sami muszą podlegać partyjnej hierarchii.
Oznacza to podwójną moralność. Z jednej strony, taki polityk zabiega o poparcie wyborców, z drugiej strony jest tylko wykonawcą poleceń wydawanych przez wąskie grono liderów swej partii, albo taki polityk jest usuwany z szeregów - co skutkuje brakiem możliwości współudziału w zarządzaniu państwem i uzyskiwania z tego tytułu całkiem przyzwoitego wynagrodzenia.
W tym miejscu dochodzimy do grupy osób, którym sam system prawa uniemożliwia udział w zarządzaniu państwem. Takie osoby posiadały niemały wpływ na kształtowanie życia społecznego i publicznego w swym państwie. Mam tu na myśli prezesów rady ministrów, którzy musieli odejść z zajmowanej funkcji, ale nadal mają aspiracje zarządzania. To właśnie dla nich powstała instytucja znana też jako "parlament europejski". Faktycznie jest to ogromna ilość byłych administratorów zwolnionych z posady. Stworzyli oni system ponad państwowy, który funkcjonuje podobnie jak państwo z tym, że osoby wybierane w poszczególnych państwach jako "parlamentarzyści" zajmują się tylko uczestnictwem w głosowaniach. I to wszystko. To, co ONI mają przegłosować, jest ustalane w zaciszu gabinetów byłych już premierów. To właśnie ci "byli" premierzy usiłują nadawać ton całej gospodarce światowej realizując zamówienia biznesu, który zabiega o możliwość realizacji swego własnego interesu.
To przecież administracja "unijna" narzuca kandydatów na najważniejsze stanowiska w państwie a wybory "powszechne" są tylko parawanem. Widać to na podstawie prób powołania rządu w Niemczech pod przewodnictwem konkretnej osoby, namaszczonej prze koła lobbystów przy sprzeciwie samego społeczeństwa Niemiec, które dostrzega przewrotność polityki unijnej, która wciąga społeczeństwo niemieckie w konflikty na tle gospodarczym pozostałych społeczeństw tzw. Unii Europejskiej.
Czy nadal będziemy obserwować fikcję demokracji w Europie, czy też rzeczywiście rola wspólnego rynku państw europejskich ograniczy się do współpracy gospodarczej w celu wyrównania różnic między statusem materialnym poszczególnych społeczności w Europie ?
"Trzy miesiące po wyborach Niemcy dalej nie mają rządu. Początkowo rozmowy były prowadzone pomiędzy CDU/CSU a liberałami z FDP oraz Zielonymi."
http://www.dw.com/pl/niemcy-w-nowy-rok-bez-rz%C4%85du/a-41985589
Inne tematy w dziale Polityka