Że trwa kampania wyborcza, to widać, słychać i czuć. Gdy nieco ponad dwie kadencje temu proponowano podniesienie dochodów społeczeństwa, liderzy od ekonomii zapewniali, że "piniendzy nie ma..."
Ale okazało się, że pieniądze biorą się nie z "rozdawania", ale z obrotu. Trzeba mieć pieniądze, aby je wydać - czyli zapłacić producentowi za jego pracę. I tak oto skromna inwestycja w podniesienie głodowych stawek zaowocowała obrotem dającym przychód dla państwa. I tu znowu spostrzeżenie - że przecież tak już kiedyś było. Wszyscy w wieku produkcyjnym musieli posiadać pieczątkę o zatrudnieniu - a wtedy państwo organizowało pieniądze za przychodzenie do pracy...
Przecież to jest niczym wypisz- wymaluj - 500+ i obiecywane "babciowe tuska..." razem wzięte. Bo i tak wiele osób co miesiąc przynosi do domu te 2,5 do 3,5 tys. PLN. I chociaż jeszcze daleko do średniej krajowej - ale tu warto liczebność grupy porównać tych - którzy mają odpowiednio wysokie wynagrodzenie z liczebnością grupy osób pracujących za mniej niż wynosi średnie wynagrodzenie.
I znowu spostrzeżenie - jeżeli ktoś ma - to i szybciej da innym - w ramach wynagrodzenia za ich pracę. Dlatego tak wiele osób nabywa samochody czy materiały budowlane produkowane przez niemieckich przedsiębiorców. A polskie przedsiębiorstwa w tych branżach zostały zlikwidowane i kto wie, na ile do tego przyczyniła się polityka osób spod znaku KL-D porozrzucanych po różnych politycznych konstelacjach. Bo PO powstała już po rozpadzie mniej czy też więcej koalicji UW-AWS "Solidarność"...
Donek sugeruje, żeby wprowadzić dodatkowy zasiłek dla chcących i nie mogących w postaci "babciowego"... zamiast wprowadzenia stawek za pracę na poziomie takim samym - jak wynosi wynagrodzenie za pracę w liczących się gospodarczo krajach UE.
A jeżeli nadal pracodawcy będą płakać, że tak wysokie wynagrodzenie ich zrujnuje - to widzę zupełnie inne rozwiązanie - o którym pisałem jeszcze w okresie rządów w akolicji PO-PSL przy milczącej aprobacie SLD. Na czym miałoby to polegać ?
No cóż, sprawa jest prosta i każdy Obywatel państwa chciałby pracować za stosowne wynagrodzenie. Podobnie - jak i matki pragnące wrócić do pracy "po odchowaniu" dziecka. Chciałyby - ale gdzie są etaty ? przecież większość produkcji to głównie "azjatyckie tygrysy". A w Europie cała produkcja została... zlikwidowana.
Mój pomysł jest prosty w realizacji. Każdy Obywatel powinien otrzymywać odpowiednio wysokie wynagrodzenie od Państwa z tytułu "gotowości do podjęcia pracy". Sprawa jest prosta a gotowość do podjęcia pracy jest oczywista. I kiedy taka osoba gotowa do podjęcia pracy takie zatrudnienie otrzyma - to pracodawca powinien być usankcjonowany - ponieważ jego oferta tylko zwiększy przychód osoby gotowej do pracy. Tym samym wszyscy będą uzyskiwać wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie rodziny na przyzwoitym poziomie a koszt produkcji nie będzie tworzył bariery zaporowej dla nabywcy.
Przeciwnie. Dodatek do świadczenia "z tytułu gotowości do podjęcia pracy" będzie na tyle znaczący dla rodziny - że jej status materialny podniesie się w sposób istotny, ale nie będzie presji społeczeństwa na podniesienie wynagrodzenia. A pracować będą tylko ci, którzy będą chcieć pracować. Praca wtedy jest bardziej wydatna i nie będzie takiego marnotrawstwa surowców - jaka ma miejsce w sytuacji przymuszania Obywatela do pracy...
No i nie będzie problemów bezrobocia oraz bezdomności - ponieważ każdy będzie umiał zadbać o swoje minimum socjalne a przy okazji całe społeczeństwo będzie płacić podatek obrotowy od zawartych transakcji (podatek VAT w cenie detalicznej produktu). Tym samym PAŃSTWO będzie mało środki na świadczenie "za gotowość do świadczenia pracy"... No i pracodawcy nie będą czuć się zagrożeni podnoszeniem minimalnego wynagrodzenia...
Inne tematy w dziale Polityka