Wiele osób jest przekonanych, że zagrożenia wirusem covid już nie ma. Niestety, tak nie jest. Choroba, która porazi człowieka - początkowo nie ujawnia się. Okres inkubacji to około 10-20 dni od zarażenia.
Potem pojawiają się typowe objawy przeziębienia, podobne do takich samych dolegliwości, jakie są nam znane od lat. Niestety, kiedy pojawi się już przez kilka dni wysoka temperatura - z reguły nie wiemy, co dalej robić. Najgorzej jest w sytuacji, kiedy dolegliwości zaczynają być dotkliwe pod koniec tygodnia. Sobota i niedziela to dni, w których do lekarza trafić jest bardzo trudno.
Co dalej - zbijanie temperatury, brak łaknienia i ogromne pocenie się. Po około tygodniu rodzina wzywa pogotowie, bo nic mądrzejszego zrobić już nie można. Chory - po wstępnej kwalifikacji przez ratowników - trafia na SOR - czyli specjalny oddział szpitalny zajmujący się wstępną oceną stanu pacjenta, podaniem mu niezbędnych medykamentów i przyjęcie na właściwy oddział.
Z uwagi na epidemię COVID wykonywany jest rutynowy test na obecność przeciwciał. Z reguły wynik jest pozytywny i pacjent trafia na oddział zaadoptowany do leczenia pacjentów porażonych koronawirusem.
W tym miejscu zaczynają się problemy, na które nie byliśmy wcześniej przygotowani. Oddział covidowy jest oddziałem zamkniętym, to znaczy - nie ma możliwości odwiedzin chorego członka rodziny. Zdarzają się jednak powszechnie sytuacje, że hospitalizować trzeba co najmniej dwie, trzy osoby z rodziny osoby dotkniętej wirusem. Czasem one wszystkie trafiają na ten sam oddział, często jednak zróżnicowany stan wymaga umieszczenia chorych w różnych placówkach.
Tak naprawdę to jest to bardzo trudna sytuacja dla całej rodziny - jedyny kontakt z osobą chorą jest możliwy przez telefon, o ile pacjent jest w stanie odebrać połączenie i przypilnować, by telefon był doładowany na czas.
Ważne - dla osoby będącej w szpitalu - jest odżywanie się. Pracownicy szpitala serwują pacjentowi szereg badań celem rozpoznania stanu i dobrania właściwej metody leczenia. To właśnie wtedy ujawniają się różne choroby, na które pacjent nigdy nie skarżył się. Kuchnia szpitalna uwzględnia diety czyli dostosowanie pokarmów odpowiednich do stanu chorego. Ale osoba leżąca i niezdolna do samodzielnego poruszania się nie zawsze jest w stanie dopilnować, by zjeść podany posiłek. W takiej sytuacji pacjenci muszą sobie wzajemnie pomagać - jeżeli taka pomoc jest możliwa.
W sytuacji, gdy kilka osób z rodziny (najczęściej małżonkowie) trafia do szpitala - ktoś musi pomóc im w doglądnięciu ich mieszkania - zaopiekować się zwierzętami (pies, kot), podlać kwiaty w mieszkaniu, umożliwić kontakt, jeżeli te osoby są rozdzielone.
A jak ocenić stan zagrożenia epidemiologicznego ?
Załączam tutaj wykres przedstawiający średnią zachorowań (kolor niebieski) począwszy od 4 marca 2020 do 16 sierpnia 2021, z którego wynika wprost, że maksimum nowych zachorowań miało miejsce w dniach 25 kwietnia - 8 maja 2021 i od tego czasu średnia dziennych zachorowań sukcesywnie zmniejsza się.
Czy oznacza to, że epidemia wygasa ?
Obawiam się, że są to tylko liczby i wiele zależy od ich interpretacji. Obecnie średnia ilość nowych dziennych zachorowań zmniejsza się - chociaż obserwowany jest wzrost liczby zachorowań w stosunku do okresu tydzień wcześniej. Takie rozłożenie wyników niewiele mówi o faktycznej tendencji. Może cieszyć fakt, że średnia dziennych zachorowań spada, ale zwiększająca się ilość dziennych zachorowań w porównaniu do jakiegoś okresu wstecz może sygnalizować ponowny wzrost zachorowań.
Spójrzmy na nasze zachowanie się - tłumy ludzi w miejscach wypoczynku wakacyjnego. Plaże, kąpieliska są przepełnione, chociaż jeszcze niedawno przestrzegaliśmy limitów odległości między osobami, ograniczeń liczby klientów na jednostkę powierzchni ich obsługującej.
Poza tym - mamy do czynienia z okresem urlopowym. Rok temu właśnie lipiec i sierpień zaowocowały wzrostem zakażeń obserwowanych aż do marca 2021 roku. Czy w tym roku taka zachorowalność powtórzy się ?
Myślę, że propozycje ograniczenia kontaktów osobistych, zwiększenie odległości między osobami - sprawdziły się. Kiedy tylko nastąpiło rozluźnienie tych ograniczeń (wiadomo - wakacje to wyjazdy na duże odległości i spotykanie się ludzi, którzy na co dzień nie mają ze sobą żadnego kontaktu), już we wrześniu a także od października zaobserwowaliśmy wzrost zakażeń. Potem były święta Bożego Narodzenia - czyli również okres spotkań w większym gronie i znowu - okres świąt Wielkanocnych - to także był okres rozprzestrzeniania się wirusa.
Mimo, że wiele osób zachowywało odległości i nie uczestniczyło w większych zgromadzeniach - wirus nie wybierał. Analizy wykazały, że wystarczyło krótkie przebywanie z osobą zakażoną wirusem w zamkniętej przestrzeni sklepu czy w windzie - by choroba opanowała kolejną osobę.
Niektórzy - mimo że mieli kontakt z członkiem rodziny wymagającym hospitalizacji - w zasadzie nie wymagali opieki medycznej. Jednak badania obecności przeciwciał przeprowadzone już po wyleczeniu współmałżonka czy rodzica wykazują ich obecność - czyli zakażenie wirusem covid musiało nastąpić.
Czy szczepić się ?
Jest to decyzja bardzo trudna. Ale czasami trzeba ją podjąć. Pewnym kryterium może być tutaj przeprowadzenie badania na obecność przeciwciał. Warto też wiedzieć, że osoby - które przechorowały covid i mają pewne ilości przeciwciał w organizmie - po zaszczepieniu się mogą mieć pewne nietypowe i niepokojące objawy.
Jeżeli ktoś wie, że może mieć różne dolegliwości bez określonej przyczyny - musi mieć możliwość swobodnego podjęcia decyzji - czy zrezygnuje z profilaktycznego szczepienia.
Wiele osób przechorowało wirusa trafiając do szpitala i mimo bezpośredniej opieki lekarskiej, nie przeżyły. Stan niektórych osób był bardzo ciężki już w chwili przyjęcia do szpitala i nie udało się ich wyleczyć, część osób zakażonych wirusem już z choroby nie wyszła dlatego, że choroby współistniejące nie pozwoliły na uratowanie im życia.
Sam byłem pacjentem szpitala tymczasowego prawie miesiąc. W moim przypadku opieka całego zespołu lekarzy przyniosła efekt pozytywny. Udało się mi wyleczyć z choroby, ale bez opieki fachowców mogłoby to być niemożliwe. Widziałem tam osoby bardzo chore i tylko zarażenie wirusem spowodowało, że trafiły właśnie na ten oddział i widziałem tam osoby, które w zasadzie nie były ciężko dotknięte wirusem - ale one tego ataku nie przeżyły.
Były też osoby tak mocno porażone wirusem, że już nie miały szans na powrót do domu. Często był to zaawansowany wiek, a bardzo często zaniedbania wypracowane przez lata. Mam tu na myśli nadwagę, która nam towarzyszy, niezdrowy tryb odżywiania się, brak regularnego i aktywnego wypoczynku. To również są przesłanki do bardzo trudnego leczenia.
Myślę, że mój tekst zwróci wielu osobom uwagę na sens przestrzegania zasad profilaktyki zachowania w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości