Znowu dzieje się...
Prawie 40 lat temu Komuna w osobie Wojciecha Jaruzelskiego dokonała próby powrotu do tego, co nie było chciane. Sparaliżowano życie całego państwa jednym dekretem, który nie naprawił niczego. Była to odpowiedź na ruch społeczny z sierpnia 1980 roku.
Geneza tego "powstania" była prosta. Arogancja władzy sięgała zenitu i tylko bardzo dobre układy z ludźmi zasiadającymi w zarządzie Komitetu pozwalały na załatwienie wszystkiego - od uzyskania przydziału na mieszkanie czy samochód po ulokowanie dziecka na uczelni wyższej.
Społeczeństwo miało tej sytuacji dość a WADZA o tym wiedziała. Trzeba było dokonać prowokacji, by sprowokować niezadowolonych do takiej akcji, którą społeczeństwo napiętnuje a wtedy grupę najbardziej aktywnych osób zamknie się tam, gdzie już nie będą zagrażać przez jakiś czas...
Dla mnie sytuacja była jasna. Wiedziałem, że raczej nie należy afiszować się z wiedzą na tematy "zakazane" cenzurą. Była a publiczne wypowiedzi wiązały się z ryzykiem zatrzymania przez funkcjonariuszy w cywilu. Dalszy los takich zatrzymanych osób bywał nieznany ogółowi a media - TVP czy PR na pewno nie puściły pary z gęby nawet, gdyby TAM wiedziano wszystko.
A tu okazało się, że studenci mogą głośno rozprawiać na temat współuczestnictwa w ewentualnym strajku robotników - wiadomo było, że będzie trzeba ich wesprzeć. Tak mniej więcej było wiosną roku 1980.
Co raz słyszano w mediach o jakichś nieuzasadnionych przerwach w pracy w jakimś zakładzie pracy - a wszystkie w tamtym czasie były "państwowe".
I stało się. Doszło do protestu nagłośnionego przez media. Poszło o jakieś osoby zwolnione z pracy w trybie dyscyplinarnym. Mówiono o Stoczni Gdańskiej i kolejnych protestach w trybie solidarności a komunikacja miejska - tramwaje i autobusy - nagle zjechały do zajezdni w wielu miastach... Przez kilka tygodni mieszkańcy takich miast wędrowali pieszo, dostarczano jedzenia strajkującym załogom - najpierw przedsiębiorstw komunikacji miejskiej, potem także i innych większych przedsiębiorstw.
Co ciekawe - o ile wcześniej w takich przypadkach było w mediach cicho, tak teraz Dziennik Telewizyjny regularnie nadawał informacje na temat protestów w stoczni oraz kolejnych zakładach pracy. Po kilku dniach doszło do rozmów przedstawicieli rządu z jakimś wulgarnym facetem z wąsem, który miał niby reprezentować załogę stoczniowców, którzy stali się liderem ogólnopolskiego strajku pracowniczego.
Na przełomie sierpnia i września 1980 roku było już wiadomo, że toczyły się rozmowy przedstawicieli rządu z Lechem Wałęsą, liderem strajku w Stoczni Gdańskiej. Było tam jeszcze kilka osób dopuszczonych do wypowiedzi przed kamerą, ale to były raczej przyzwolenia mediów. Liczył się tylko jeden facet z wąsem, który reprezentował załogę przy podpisywaniu porozumienia w celu realizacji 21 postulatów... i tak doszło do zakończenia tej protestacyjnej akcji w Polsce.
Kolejne miesiące były pod znakiem dowcipu o wałęsaniu się bez celu po mieście i tylko studenci nie byli zatrzymywani przez patrole Milicji Obywatelskiej.
https://wydarzenia.interia.pl/polska/news-idziemy-po-wolnosc-idziemy-po-wszystko-protest-strajku-kobie,nId,4924384
Tak było dość długo, bo ponad rok. Dopiero w grudniu, w niedzielę, 13 grudnia 1981 roku doszło do wiadomości społeczeństwa, że trwa wojna jaruzelsko-Polska. Dziennik Telewizyjny donosił o wydarzeniach dnia a każdego kolejnego dnia padała jakaś załoga pod przemocą czołgów wkraczających przez powalone mury na teren zakładu objętego strajkiem okupacyjnym załogi.
Sylwestra z 1981 na 1982 rok obchodziliśmy ze świadomością, że około miliona polskich pracowników dostało bilet bez powrotu na upragniony ZACHÓD.
Mijały kolejne lata, odradzała się gospodarka brutalnie zdławiona siłą dekretu WRON-a, który po latach został uznany jako nielegalny związek zmierzający do naruszenia suwerenności państwa polskiego. Symbolem - legendą ogłoszono lidera strajku w Stoczni Gdańskiej, Lecha Wałęsę. Wkrótce stanął on na czele państwa polskiego i od tego czasu nastąpił upadek jego autorytetu. Powolny, aczkolwiek nieodwracalny.
Okazało się, że ten strajk prawdopodobnie był sterowany przez pewne służby, które stały się państwem w państwie i nadal usiłują odzyskać utraconą pozycję. Pozycję, bo na zaufanie już nie są w stanie zapracować.
Dzisiaj, w 40 roku pamiętnego zamach na polską demokrację, w stolicy dotkniętej ogromnymi doświadczeniami reżimu państwa niemieckiego w latach 40. XX w. a wcześniej doświadczonego rygorami Rosji carskiej, znowu dochodzi do kolejnej prowokacji. Znowu podnoszą głos prowokatorzy, którzy kolejny raz chcą zniszczyć odradzające się po latach zniewolenia państwo polskie.
Nie kwestionuję niczyjego poglądu na interes państwa. Ale to reguły demokracji zadecydowały - w którym kierunku idzie większość. Póki co, awangarda "oPOzycji" nie zaoferowała niczego lepszego poza totalną krytyką. Ciągnie za sobą młodzież "z dobrych domów", która ma ochotę na seks bez ograniczeń i skrobanki na wypadek wpadki. Taka jest ta "nowa" idea wolności. Nie buduje niczego, ale wszystko niszczy.
Nie ma zgody na takie szemrane towarzystwo znanego w historii Sztacheciarza... pod hasłem "idziemy po wolność..."
Inne tematy w dziale Kultura