Kiedyś dedykowałam Pani swoją notkę „Surrealistyczna Polska” Oczywiście, jak można się było spodziewać, pozostawiła ją Pani bez odpowiedzi. Cóż, mówiła ona o życiu tak odległym brukselskim salonom. Dedykowałam ją również „Maryśce ze Stefanówki, która pewnie dzisiaj znowu pobita i głodna spać poszła...”
Swoim ostatnim wpisem „Laureat Nobla wyznaczył datę swojej śmieci” sprowokowała mnie Pani abym przedstawiła sytuację nie w „dojrzałej demokracji”, którą Pani z taką estymą ocenia z brukselskiej perspektywy , ale z tej przaśnej, polskiej. W „Surrealistycznej Polsce” opisałam losy Maryśki ze Stefanówki. Teraz opowiem Pani o jej dalszym losie aby mogła go Pani porównać do losu bogatego noblisty z kraju „dojrzałej demokracji”, który przeżył takie satysfakcjonujące życie. Maryśka też chciała odejść do lepszego świata chociaż nie w wieku 95-ciu lat ale 56-ciu. Odwiodłam ją od tego. Przynajmniej na razie. Na dzień, na tydzień, na miesiąc...Na tak długo, jak długo będzie jeszcze w stanie znieść swój ból i upokorzenie.
Maryśką opiekuję się od dłuższego czasu, na tyle na ile mogę, ale dla niej nie ma ratunku dlatego, że nie mieszka w Brukseli ale na zapomnianej przez rząd i brukselską biurokrację biednej podlubelskiej wsi. Nie miała szczęścia aby urodzić się w „dojrzałej demokracji”. Jest ciężko chora już od pięciu lat. Cierpi na wiele chorób wynikających głównie z biedy i z pracy ponad jej siły. Najgorsza jest cukrzyca bowiem powoduje wiele komplikacji. Jej noga to wielka ropiejąca rana, która się nie goi właśnie ze względu na cukrzycę. Otrzymała tymczasową rentę inwalidzką w wysokości 600 zł. Lekarstwa i opatrunki, których potrzebuje kosztują dużo więcej. Mieszka w ruderze grożącej lada moment zawaleniem. Na remont nigdy nie miała wystarczająco pieniędzy. Wody bieżącej też nie ma. Jej wieś, tak jak wiele wsi w tym regionie, nie jest podłączona do wodociagu. A Maryśka nie może chodzić więc i wody ze studni przynieść sobie nie może.
Starałam się umieścić Maryśkę w szpitalu w pobliskim miasteczku. Tam chciano jej natychmiast amputować nogę. Kiedy za moją namową poprosiła o dodatkową konsultację u angiologa, tego samego dnia z hukiem wypisano ją ze szpitala.Jak bowiem może kwestionować decyzje lekarza! A przecież amutacja nogi to dla niej wyrok śmierci gdyż w warunkach w jakich żyje nie będzie sobie mogła poradzić. Nawet wiadra z wodą do chałupy nie przyniesie.
Na wizytę u specjalisty kazano jej czekać pół roku chociaż rana groziła gangreną. Zapłaciłam więc za prywatna wizytę w Lublinie z nadzieją, że lekarz umieści ją w miejscowej klinice. Niestety. Usłyszała tylko, że ranę ma przemywać wodą z mydłem i wszystko będzie dobrze. Maryśka wróciła więc do domu. Nie mogąc już znieść potwornego bólu chciała popełnić samobójstwo. W ciągu trzech miesiecy schudła 25 kilo i stała się cieniem człowieka. Nie może jeść, z bólu nie może spać. W Wielkanoc syn pijak, z którym nie może sobie poradzić policja, pobił ją i wywlókł za chłupę gdzie, nie mogąc się podnieść, przeleżała cały dzień na śniegu. Ponownie zawiozłam ją na prywatną wizytę do specjalisty. Nalegałam na szpital i w końcu dostała skierowanie. Lekarz porozumiewawczo szepnął: „Proszę być ze mną w kontakcie”. Po tygodniu Maryśkę wypisano nie udzielajac jej właściwie żadnej pomocy poza zmianą opatrunku z zaleceniem aby za miesiąc przyszła na kontrolę i podszeptem pielegniarki, że „Pan doktor może wykonać operację za 6000 zł”. Kiedy poszłam ją zarejestrować usłyszłam, że miejsce będzie dopiero za sześć miesięcy ale prywatnie to i owszem, nawet zaraz.
Wyrzucona poza nawias nie dożyje 95 lat i nie będzie pisała listów pożegnalnych gdyż nie ma do kogo. Życia nie zakończy z „imponującym spokojem” ale z beznadziejnym poczuciem rezygnacji. Nie będzie rozważać komfortu śmierci w „dojrzałej demokracji”. Po prostu podetnie sobie żyły albo się powiesi. Swojego życia nie oceni z satysfakcją.
Nie napiszą o niej wybitne portale czy dzienniki. Jej śmierci Pani też nie odnotuje na swoim blogu. Nie jest noblistką, nie żyje w „dojrzałej demokracji” ale w Polsce gdzie nie ma dla niej nawet miejsca w domu opieki, gdzie ośrodki pomocy społecznej jej los obchodzi tyle co zeszłroczny śnieg. Na cmentarzu ja ją pożegnam i wezmę jej dwa psy aby z głodu na łańcuchu nie zdechły.
P.S. A może Pani w ramach walki o „dojrzałą demokrację”, co już w poprzednim wpisie sugerowałam, zainteresowałaby się losem Maryśki ze Stefanówki? Może warto zejść z brukselskich obłoków? Chyba, że Pani propozycją dla takich ludzi jak Maryśka jest eutanazja, taka "dojrzała" europejska, lepsza niż sznurek zadzierzgnięty na drzewie...
Zmieniłam imię i nazwę wsi. Jeżeli będzie Pani chciała pomóc, na co mam nadzieję, podam prawdziwe dane. Proszę o budowanie "dojrzałej demokracji" tutaj, w Polsce.
Inne tematy w dziale Polityka