Wczorajsze protesty na ulicach polskich miast pokazały, że formuła strajków ws. aborcyjnego orzeczenia TK złapała zadyszkę. Przyczyn możemy szukać w kilku miejscach. Od zwiększenia represji przez aparat władzy – działania MEN i kuratorów oświaty, którzy wzięli się za pacyfikowanie uczniów, studentów, nauczycieli i wykładowców; przez nacisk na służby mundurowe – zwiększenie nacisków na komendy wojewódzkie, co przejawia się mocniejszymi kontrolami mniejszych grup protestujących, a nawet bezzasadnymi zatrzymaniami (patrz – zatrzymanie działaczy Inicjatywy Pracowniczej); po otwartą wrogość i ataki skrajnie prawicowych bojówek na protestujące kobiety w kolejnych polskich miastach. Kolejną opcją jest też kwestia pandemii i związane z nim wykluczenie społeczne – od otwarcia szkół we wrześniu notujemy coraz większą liczbę osób zakażonych korona wirusem. Przekłada się to na coraz większą liczbę osób poddanych kwarantannie i/lub hospitalizowanych. Naiwnym byłoby myśleć, że protestujący na ulicy są na COVID-19 całkowicie odporni.
Całkowicie nietrafioną opinią jest jednak, że masowe protesty na polskich ulicach całkowicie zmienią skalę zachorowalności na Wirusa. Oczywiście, jeżeli władza nie pomoże statystyce – a może to zrobić. Największy wpływ na wzrost liczby zakażeń w większej mierze miało ponowne otwarcie szkół w standardowym trybie i wejście w jesienny okres spadku odporności u wielu osób, a nie spotykanie się potencjalnie i tak już zarażonych osób na ulicach miast. Jeżeli TVPiS twierdzi inaczej, to standardowo po prostu taki był partyjny przykaz propagandowy. Naprawdę, od końca wakacji w Polsce miało miejsce o wiele, wiele więcej innych ważniejszych zdarzeń, które wpłynęły na rozwój sytuacji w kraju. Przypomnę także, że ostatnie protesty to również był efekt działań rządów Zjednoczonej Prawicy, a nie wymysł wymyślonego wroga pokroju Goldsteina, z orwellowskiego Roku 1984. Napiszę otwarcie – równie duże znaczenie na rozprzestrzenianie się korona wirusa w społeczeństwie mają otwarte w niedzielę kościoły, czy sklepy, na co dzień, jak spotkania w celach protestu. Nawoływanie Zjednoczonej Prawicy do piętnowania tylko jednego powodu zdają się zakrawać na śmieszność, a pohukiwania z ambony partyjnych cele brytów powodu mocno negatywny społecznie odbiór koalicji rządzącej. I efekt tej agitacji wychodzi w sondażach, w których PiS z przystawkami traci.
Jeżeli ktokolwiek w rządzie i na jego zapleczu myślał, że ciągłe szczucie i pełna realizacja prawicowo-kościelnego programu politycznego będzie zawsze przyjmowana z uśmiechem na twarzy i bez żadnego sprzeciwu, to w ostatnich dniach musiał przeżyć mocne zderzenie ze ścianą. Owszem, po dekadach ciągłych wyrzeczeń, ciągłego budowania taniego państwa na dorobku racjonalizacja systemu programów socjalnych i przekazanie w końcu części transferów budżetowych z prywatnych i biznesowych kieszeni, do kieszeni podatników, musiało powodować falę politycznego wzniesienia. Tylko tak, jak ludzie mogli pozytywnie odbierać takie programy jak 500+, „darmowe szkolne podręczniki”, czy wyprawki do szkół, tak niekoniecznie ortodoksyjnie katolicka retoryka musiała być równie mile widziana. Polityczne protesty ostatnich dni dobrze wręcz pokazały, że środowisko nieradzące sobie z rozliczaniem afer pedofilskich i życia zgodnie z głoszonymi teza, nie jest mile widziane w każdym zakątku życia. Uśmiechy Zjednoczonej Prawicy do instytucji, o której nie wolno mówić, że jest finansowana przez Kreml musiały się w końcu źle dla obozu władzy skończyć. Na szczęście i nieszczęście stało się to teraz – po maratonie wyborczym, w trudnym okresie epidemicznym.
Trudna sytuacja z COVID-19 nie powstrzymała jednak setek tysięcy ludzi w całym kraju, by zaprotestować przeciwko orzeczeniu nielegalnie powołanego i nielegalnie orzekającego TK z panią Przyłębską na czele. Nie bez powodu przez dekady mówiło się, że obowiązujące w Polsce prawo dot. aborcji to „kompromis”. Teraz go złamano i nie ważne jak bardzo Prezydent Duda będzie zakłamywał rzeczywistość nazywaniem projektu swojej ustawy w tej sprawie, kompromisu już nie będzie. Wyważono drzwi, pocięto je w drobny mak i już takich samych ani podobnych się nie wstawi.
Jednak, co gorsze dla Polek, bieżąca sytuacja wcale nie musi oznaczać, że PiS nagle się rozpadnie i będą rozpisane nowe wybory, które obóz Kaczyńskiego przegra. Utworzenie przez OSK Rady Konsultacyjnej i tworzenie przez liberalne media z Marty Lempart drugiego Wałęsy może sprawie mocno zaszkodzić i zniechęcić ulicę do popierania jakiegokolwiek ruchu, który będzie uważał się za siłę przewodnią protestów. Skład powołanej Rady Konsultacyjnej w wielu miejscach budzi opór. Oto w składzie organu, który ma „reprezentować” interesy ulicy, bez pytania jej o zgodę znalazło się eksperckie grono złożone z… osób reprezentujących środowisko „starych dziadów”, przeciwko którym się protestuje. Bo nie będą mówić przecież kobietom „stare dziady” jak mamy żyć, rodzić i myśleć. Niestety, środowisko związane z Martą Lempart uznało, że wie lepiej. Niby została pozostawiona otwarta furtka dla środowiska, niemniej jednak zabrakło w pierwszej kolejności zaprezentowania środowiska, które jest najbardziej sfrustrowane orzeczeniem Trybunału Inkwizycyjnego, a nie sfrustrowanego tym, kto akurat jest obecnie u władzy. Na uwagę zasługuje również środowisko PO, które zaczyna już, jako kolejne, za ulicę, określać, na czym tak naprawdę protestującym zależy. Ustami Pana Budki czy Pani Kidawy-Błońskiej dowiadujemy się, że jedyne, o co to chodzi to tylko i wyłącznie sprzeciw wobec PiS, co moim zdaniem jest zbyt mocnym uproszczeniem i uogólnieniem.
Tak, masa ludzi nie zgadza się z rządową polityką walki z epidemią COVID-19. Bezsensowne decyzje, bierność w okresie letnim, brak zaufania do rządu i jego zapewnień to jedna rzecz. Gdyby jednak chodziło tylko i wyłącznie o to, to protesty o takiej skali wybuchłyby już dawno. Nie wybuchły, bo do tej pory ludzie nie byli tak zmęczeni sytuacją, nie mieli tak niskiego zaufania do rządu, ale przede wszystkim rząd nie przegiął w tak ostry sposób. Kwestia aborcji przelała czarę goryczy i wkurzyła nie tyle już wkurzony i oburzony elektorat partii dotychczas opozycyjnych, ale wkurzyła także elektorat Zjednoczonej Prawicy. Wizualizacją tego są protesty wykraczające daleko poza stolicę i większe miasta, a organizowane przecież także w małych powiatowych i gminnych miastach.
Wchodzenie z religią pod kołdrę spotkało się ze sprzeciwem także tej umiarkowanej i konserwatywnej części polskiego społeczeństwa, które dodatkowo było zmęczone tym, co od prawie początku roku miało miejsce w Polsce. W tej sytuacji złą nowiną dla opozycji jest to, że działania osób dość konfliktowych i o niejednoznacznej opinii jak Marta Lempart i stworzonej przy jej udziale Rady Konsultacyjnej mogą nie pomóc obalić PiSu, a wręcz przeciwnie – utrzymać go przy władzy. Tłumaczy to także sondażowy wzrost poparcia dla Szymona Hołowni, który idzie nie tylko w kontrze do PiS, ale jednocześnie nie przekłada się na powrót do starego porządku sprzed rządów Zjednoczonej Prawicy. Opozycja nie odrabia zadania domowego i kolejnej lekcji. Niech się nie dziwi więc, że przy najbliższej okazji znowu może być źle oceniona.
To samo tyczy się także PiS – przemówienie Kaczyńskiego, szczucie na różne grupy społeczne, skupianie się wojnie o wiarę i tradycję nie pomoże utrzymać władzy. Nazywanie wszystkiego komuną i szukanie w każdym miejscu marksizmu również nie jest najlepszym tokiem myślowym.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo