Druga tura wyborów prezydenckich w RP AD 1995. W szrankach pozostało dwóch kandydatów, pozornie różnych. Lech Wałęsa wówczas jeszcze - aczkolwiek już nie dla wszystkich – obalająca komunę legenda „Solidarności” (przynajmniej według „Żywotu św. Lecha Elektryka”) to pierwszy. Drugi to Aleksander Kwaśniewski, ex -aparatczyk PZPR (czyli tzw. „komuch”), działacz ZSMP, etc., itd.
Na pierwszy rzut oka wydawać się mogło, że przeciętny elektor ma do wyboru dwóch różnych kandydatów. Pozornie jednak tylko różnych, działalność i polityka prezydenta Lecha Wałęsy (zwłaszcza od czasu tzw. „nocnej zmiany) jednoznacznie wskazywały że wybór pomiędzy oboma panami to – jak ujął to niezrównany w takich sytuacjach Janusz Korwin- Mikke: wybór między dżumą a syfilisem.
I tutaj pierwsza muszka III RP niezupełnie miała rację. O ile bowiem jeżeli chodzi o faktyczną politykę różnie między Bolkiem a Olkiem są niewielkie, to szkodliwość dezorientująca Lecha Elektryka była nieporównanie większa.
Aleksander Kwaśniewski nikogo nie mamił obietnicami „pogonienia komuchów” w skarpetkach”, nie pozował na bojownika walki z komuną. Wręcz przeciwnie – poza może epizodem magisterskim – cała kariera Olka Trzeźwego była jasna. Ot uczciwy aparatczyk, nie obiecuje żadnych rozliczeń, obalań itd.
Mówiąc krótko: jako ;prezydent, Aleksander Kwaśniewski dawał znacznie większą przejrzystość w kwestii „co jest grane” w III Rzeczpospolitej.
Pora najwyższa zapytać czemu ma służyć ten historyczny wywód? Już wyjaśniam:
Patrząc na to co dzieje się w Polsce, zwłaszcza od 2019 roku, obserwując nasz lokalny cieszyński grajdołek, śledząc informacje ogólnokrajowe – piszący te słowa coraz częściej ma wrażenie, że „Bolek” i Olek ulegli rozmnożeniu. Nazywają się rzecz jasna inaczej: pisowiec i antypisowiec.
Inne tematy w dziale Polityka