Zawirowania epidemiologiczno – wyborcze pozwoliły na uniknięcie, przynajmniej w tym roku, dość popularnej majowej dyskusji nt. „O wyższości Święta Zakończenia II Wojny Światowej w Europie nad Dniem Zwycięstwa nad Faszyzmem.” Zabawność rzeczonej dyskusji tkwi w licytowaniu się stron sporu w kwestii, która data, 8 czy 9 maja jest bardziej patriotyczna, bo konieczność obchodzenia jest poza dyskusją
Tymczasem problem samego sporu tkwi zupełnie w czymś innym, a skądinąd jest też ilustracją jak najbardziej współczesnych problemów tzw. elyt i elit III RP. Abstrahując zupełnie od faktu, iż optowanie za którąś z wymienionych dat jest emanacją pewnego światopoglądu (zaznaczmy od razu, że opcja 9 raczej nie służy opcji niepodległościowej), to sama idea świętowania czegokolwiek 8 czy 9 maja świadczy o atrofii myślenia historycznego a i prawno – politycznego. Dlaczego?
Od 1 września 1939 roku Rzeczpospolita Polska jest w stanie wojny z Niemcami, od 17 września z Sowietami (z krótką przerwą w czasie pomiędzy zawarciem paktu Sikorski – Majski a zerwaniem stosunków dyplomatycznych przez ZSRS w kwietniu 1943). Internowany w Rumunii prezydent Ignacy Mościcki przekazuje, zgodnie z konstytucją, swe uprawnienia zachowując w ten sposób ciągłość prawną II RP, jako że utworzone w ten sposób władze emigracyjne są jedynym legalnym reprezentantem suwerennej Rzeczypospolitej na forum międzynarodowym. Podobnie zresztą jak, na terenach okupowanych, struktury podległe bądź uznające zwierzchnictwo rządu emigracyjnego.
Zakończenie działań wojennych w Europie oznacza więc dla państwa polskiego pokonanie jednego z okupantów przez koalicję zachodnich sojuszników i drugiego z okupantów, łączące się z okupacją już całości (do 22 czerwca 1941 roku tylko części) terytorium Rzeczypospolitej. Co gorsza – w przeciwieństwie do sytuacji sprzed 22 czerwca 1941 – okupacją połączoną z trwającą instalacją kolaboracyjnych organów władzy. Oraz kontynuacją likwidacji, także fizycznej, struktur i organizacji reprezentujących suwerenne państwo polskie, a od 17 września 1939.
Dyskusja nad słusznością jednej czy drugiej daty jest zatem bezprzedmiotowa. Co więcej –sprzeczna z interesami zarówno racji stanu, jak i polskiej polityki historycznej. Utrwala bowiem zarówno mitologię wyzwolicieli spod znaku sierpa i młota, jak i legitymizuję władzę moskiewskich kolaborantów. Utrwala także równie szkodliwy mit jedynego kraju bez kolaborantów i Qusilingów. Ale to już całkiem inna historia.
Inne tematy w dziale Kultura