Poprawki do demokracji.
Od chwili, gdy my, Polacy wróciliśmy do naszej, "kwaśniewskiej" wersji demokracji. Zawsze mi w niej brakowało, pomimo wielu smaczków i konstytucyjnych haczyków, jednej instytucji. Możliwości wygnania powszechnie potępianego obywatela z państwa w wyniku głosowania (np. posłów na Sejm lub ogółu obywateli).
Wygnanie nie jest nieznane w naszej historii. Doskonale spisywało się przez wiele lat ucierając nosa politykom i zwykłym obywatelom począwszy od czasów powstania systemu demokratycznego, złotych czasów ateńczyka Peryklesa do czasów wypaczonej demokracji francuskiej, której wynikiem był Napoleon.
Narodziny tej instytucji zawdzięczamy starożytnym potomkom Hellenów. Grecki ostracyzm objawiał się w oficjalnej procedurze wygnania danej osoby z Aten na okres dziesięciu lat. Jakże to wykwintne i proste rozwiązanie. Nie jakiś prokurator, sąd czy trybunał stanu. Tylko publiczne głosowanie i wykopanie delikwenta z państwa w wyniku głosowania. Samo słowo ostracyzm wzięto od słowa ostrakon, czyli "skorupa stłuczonego naczynia". Na takich skorupach wypisywano imiona osób, które należało wygnać, po czym głosowano. Jeśli w głosowaniu zadecydowano o wdrożeniu procedury ostracyzmu, wszyscy obywatele uprawnieni do głosowania w oznaczonym dniu składali skorupy z wydrapanymi imionami swoich kandydatów do wygnania. Ten, którego imię powtarzało się najczęściej musiał na okres dziesięciu lat opuścić Attykę. Żadnej innej kary nie ponosił, jego rodzina i majątek pozostawały nietknięte, a powracający z wygnania posiadali pełnię praw obywatelskich. Ateński ostracyzm miał na celu ochronę systemu przed prawdziwym lub wyobrażonym zagrożeniem. Dawał możliwość usunięcia obywatela, który wydawał się skrajnym zagrożeniem dla demokracji z racji dominowania na scenie politycznej, nadmiernej popularności grożącej tyranią, czy też rzeczywistego zaprzedania się wrogom państwa. Co ciekawe ostracyzm dawał upust frustracji społecznej, o czym świadczy słynna anegdota dotycząca Arystydesa. Arystydes uchodził, z racji jego działalności publicznej, za sprawiedliwego, słynącego z uczciwości i powszechnie uznawanego, poważanego polityka. W dniu składania ostrakonów pewien niepiśmienny mieszkaniec prowincji wręczył Arystydesowi skorupę, prosząc go "żeby mu napisał na niej imię Arystydesa". Ten zdziwiony zapytał, czy Arystydes wyrządził mu jakąś krzywdę. Na to tamten odpowiedział: :"Żadnej. Ja nawet nie znam tego człowieka. Złości mnie tylko, gdy słyszę, że wszędzie nazywają go sprawiedliwym" (Plutarch, Arystydes 7, przeł. Mieczysław Brożek).
Czyż nie pasuje owo wygnanie do naszych czasów? Obecnie brakuje mi możliwości, dzięki której zidentyfikowalibyśmy prominentnego obywatela, którego można by obarczyć winą za nieudane posunięcia polityczne, niegdyś co prawda zaakceptowane przez władzę uchwałodawczą, czy wykonawczą, a obecnie jednak powodujące zamęt polityczny.
Jakże zdrowszą tkankę społeczną, medialną czy polityczną może mieć nasza ojczyzna, gdyby takie cudo było w naszym systemie demokratycznym? Mnie już ustawił się całkiem spory zestaw kandydatów do wygnania... a wam?
Inne tematy w dziale Rozmaitości