Media obiegły wypowiedzi min. Sasina i min. Moskwy o obowiązku zapewnienia węgla przez samorządy. Ba! Wczoraj nawet Wojewodowie zorganizowali konferencje online na ten temat, zbierając uwagi oraz robiąc wywiad jak samorządy są do tego przygotowane. I jeżeli szukacie oskarżania rządzących o chęć podzielenia się z samorządowcami odpowiedzialnością za obecną sytuację energetyczno-węglową. To przestańcie czytać.
Wszystko ładnie i pięknie. Podniosła się polityczna wrzawa i nawet pewien senator o przydomku głuptasek umieścił notkę na S24 z możliwymi rozwiązaniami, bezlitośnie wpuszczając samorządowców na minę. Ba! W mediach (mniejsza już jakich) pokazują, że samorządowcy biorą się za węgiel, wręcz własnymi rękami pakują na ciężarówki i wagony... aby tylko wyborcom było ciepło. Z ciepłem to wyskoczyła ministra Moskwa, przytaczając do swojego ćwierknięcia art. 18 prawa energetycznego...
I cały w tym ambaras, że nie tylko tych dwoje chciało naraz...
Jak zwykle w całej tej węglowej aferze, chodzi o brak efektywności działania. Jak to ujął w rozmowie u red. Mazurka wybitny poseł malarz teatralny Suski: Unia kazała nam zamknąć kopalnie, ale myśmy protestowali i mówiliśmy co będzie... i jest! To wiemy, pośle Suski już oficjalnie, dlaczego węgla zabrakło. Dzielnie rząd zadziałał i kazał spółkom SP kupić węgiel na rynku. Tu przerwę na chwilę. Widzimy czysty i klarowny przykład klasycznego interwencjonizmu państwowego, który niestety skończył się brakiem rynkowej efektywności przynosząc problemy finansowe, organizacyjne i zarządcze, które rozmnażają się jak australijskie króliki. Wracając do węgla i jego dystrybucji, widzieliśmy w mediach zapełniające się nabrzeża czarnym złotem. O co ta cała wrzawa więc! Węgiel jest i go nie zabraknie przez 200, a może więcej lat. A o cenę nie pytaj, będzie sztywna. I jak to ujął w ostatnich wywiadach medialnie sekowany poseł Bosak: debile nami rządzą, nie przewidzieli, że kolej ma już zakontraktowane przewozy innych towarów, a na dodatek sprzedali nasze polskie, narodowe węglarki i ich nie ma teraz. No. O skomplikowaniu procesu sortowania węgla nawet nie śmiem pisać, bo to trudne jest zagadnienie. Zakładajmy radośnie, iż węgiel już jest posortowany i gotowy do dostarczenia do mojego pieca. Nie? Nie, gdyż wolny rynek składów węglowych ma w d..pie i nie kiwa palcem w sprawie pobrania węgla i dowiezienia mi do domciu. Ciekawe dlaczego? To ja mam problem, a jaki problem mają z tym węglem samorządy? Otóż nieszczęśnicy są udziałowcami tak zwanych spółek komunalnych, które zapewniają dostarczenie mieszkańcom ciepła systemowego, które w przeważającej ilości wytwarzają ze spalania właśnie węgla i pochodnych. I w tym miejscu urodził się pomysł zaprezentowany przez min. Sasina. Taki jaki szef pana ministra lubi najbardziej. Pomysł przy pomocy, którego upieczemy dwie, a nawet trzy pieczenie.
Samorządowcy kupią, przewiozą i dostarczą węgiel wyręczając władzę centralną i zbierając za to joby. A joby będą nieziemskie. Za jakość sortowanego węgla, za cenę, za opóźnienia, za braki w ilości. A na koniec najzwyczajniej w świecie wywalimy Wójtów/Burmistrzów i Prezydentów ze stanowisk!!!
Jak to? Ano tak to. O ile ministry nie muszą się znać na prawie, o tyle samorządowcy muszą, gdyż grozi im odpowiedzialność, nie tylko karna, za działanie niezgodne z prawem. Bez zmian ustawowych w kilku ustawach dotyczących samorządów, będąc samorządowcem nie dotykałbym węgla nawet waszym palcem. Zarzuty za wydatkowanie środków budżetowych na zakup węgla w celu dostarczenia go odbiorcom według obecnego stanu prawnego będą szybkie, jasne i precyzyjne. A przy dużym wydatku budżetowym bez podstawy prawnej zostaniecie, drodzy samorządowcy, pozbawieni funkcji publicznej w trzy sekundy, oskarżeni (oooo tu już na was czekają) i skazani. I nawet zaprzyjaźnieni sędziowie wam nie pomogą...
Inne tematy w dziale Polityka