Przeczytałem w dzisiejszym Dzienniku tekst Rośnie odtrutka na Stachurskiego i Dodę o polskiej muzyce alternatywnej. Sporo tam optymizmu, jednak nie do końca się zgadzam z tezami. Ja mam problem z polską muzyką zwaną „alternatywną”, dziennikarze jak zauważyłem nie mają.
W czym rzecz? Prosta sprawa, cóż takiego znaczy termin muzyka alternatywna?W potocznym tego słowa znaczeniu, jest to muzyka poza głównym nurtem, czyli tak zwanym mainstreamem, jak to często z angielska się nazywa. Ja zostanę przy rodzimymgłównym nurcie.Muzykę z głównego nurtu zdefiniować niby nie problem, wszystkie papki radiowe, telewizyjne festiwale, wielkie koncerny. Podejrzewam, że to możemy określić jako muzykę głównego nurtu. Problem pojawia się dopiero później, bo jeśli w takim głównym nurcie mamy pop, to czy rock będzie już alternatywą? No ale mamy przecież główny nurt rocka, do którego to nurtu tez jest jakaś alternatywa. No i jest problem z definicją. Myślę, że każdy kto choć trochę ma fioła na punkcie dźwięków, śmiało zdefiniuje muzykę głównego nurtu. Raczej zgodzimy się, że wyznacznikami tak zwanej komercji mogą być stacje radiowe serwujące muzyczną papkę dzień w dzień i to samo każdego dnia z zegarmistrzowską precyzją, niczym w Dniu Świstaka, muzyczne telewizje, prasa czy to muzyczna czy ogólnotematyczna. No i festiwale. Szczególnie te letnie w stacjach tv. Serialownie prześcigają się w swoich Sopotach i Opolach i lansują nowe gwiazdy. Jest jeszcze Eurowizja, symbol tandety i kiczu, nad którym rok w rok pastwią się wszyscy dziennikarze muzyczni z godną podziwu jadowitością. Gorszej tandety od Eurowizji nie ma, aż dziw bierze, że jeszcze nie występują tam gwiazdy Disco Polo. To akurat wydźwięk prasy.
Dobra, do rzeczy, czyli wróćmy do meritum, a mianowicie do artykułu. Oto wychwala autorka Anna Gromnicka polską muzykę alternatywną w minionym roku, czuje powiew świeżości. Wymienia mnóstwo nazwisk, Gaba Kulka, Lachowicz, Dick4Dick, Plastic i wiele wiele innych. Ja nie wypowiadam się co do poziomu muzycznego wymienionych artystów, mnie nie szczególnie przypadli do gustu, ale nie o to tutaj chodzi. Mam problem z pewnym sposobem spojrzenia i opisania tejże muzyki alternatywnej, szczególnie kilku przypadków.
(…) w zestawieniu z Indigo Tree i Drivealone (…) reszta polskiego indie rocka wciąż przypomina przeważnie kopie zespołów anglosaskich. Wciąż brak w nim awangardy na miarę słynnych grup z lat 90., Ewy Braun, Ścianki, Kobiet czy Something Like Elvis.
Ten wszechobecny indie rock. Mówią wam, że jak w latach 90. dałbym się pokroić za Ewę Braun, SLE czy w mniejszym stopniu Ściankę, tak w życiu bym nie pomyślał (nikt tak wtedy nie mówił i nie pisał!), że słucham indie rocka! Teraz wszystko w rocku, gdzie jest delikatnie w miarę i melodyjnie, z dodatkiem klawiszy to indie rock. Kiedyś zespół Stone Roses był prekursorem britpopu, teraz jest prekursorem indie rocka. Niedługo okaże się, że Beatlesi grali indie rocka. A Beach Boys to już na pewno, szczególnie na Pet Sounds.
A w dole, w sponiewieranej muzyce popularnej, kiełkują nieśmiało dobre trendy. (…) Dzieje się tak mniej więcej od czasu, gdy kolektywy Sistars i Sofa odniosły pewien sukces w koncertach „Premiery” na opolskiej scenie. Plastic co prawda aż do płyty „P.O.P” nie odniósł wielkiego sukcesu, mimo udziału w przedbiegach do Eurowizji.
Wyczuwacie już w czym rzecz? Muzyka popularna, która jest sponiewierana (zapewne przez Stachurskiego i Dodę) jest na dole, ale trudno powiedzieć czy jest tożsama z popularnym mainstreamem. A zespoły takie jak Sistars, Sofa czy Plastic to już w ogóle nie wiadomo gdzie są. Niby słowo alternatywasię w tym fragmencie nie pojawia, ale pojawia się jawna sugestia o odebranie muzyki popularnej sponiewieranym gwiazdkom. Dla mnie to trochę niedorzeczne, bo skoro już ci muzycy zdecydowali się na udział w Premierach opolskich czy Eurowizji (symbol obciachu, a jednak działa jak magnes), to po prostu chcą przyciągnąć słuchaczy spoza kręgu tych, co łykają magiczne słowo alternatywa. Idźmy dalej:
Najczujniej warto nasłuchiwać w szczególności kolejnych przebojowych kawałków alternatywno – popowego kwartetu śląskiego Biff. (…) Skądinąd trudno opolski festiwal podejrzewać o lansowanie pozytywnych wzorców, ale w tym przypadku organizatorzy mieli nosa: piosenka Biff „Ślązak” zajęła w konkursie premier 7 miejsce.
Ten opolski festiwal premier to jakaś zmora jest. Wszyscy psioczą, wiedzą, że szmira, ale jak coś drgnie to tylko potwierdza chyba że szmira. Poza tym ja nie wiem czy 7 miejsce to jest sukces czy porażka. No i jeszcze jedno: pozytywne wzorce to takie, w których w definicji znajduje się słowoalternatywny.
Zmierzam do tego, że muzyka alternatywna powinna z definicji omijać główny nurt festiwalowy szerokim łukiem, bo jeśli się tam pojawia, to automatycznie traci swój przymiotnik. Staje się muzyką popularną.Ja nie moge nadążyć za opisem polskiego rynku muzycznego przez dziennikarzy, bo jeśli taki festiwal Eurowizji jest symbolem kiczu, to jednak sukces na tym festiwalu jakiegoś „alternatywnego” artysty to powiew zmian na lepsze. Czyżby? A może na gorsze u artysty? Polscy dziennikarze muzyczni zdają się tego w ogóle nie dostrzegać. Dla nich muzyka alternatywna jest oczywiście lepsza odsponiewieranej popularnej, ale jak czasem znajdzie się na festiwalu czy znanych z sieczki mediach, to wzmacnia jej alternatywną pozycję. Wypiera ona wtedy tandetę. Pytanie tylko czy tandeta staje się wtedy alternatywą? No bo skoro muzyka alternatywna będzie w głównym nurcie, to do czego będzie wtedy alternatywną? Do siebie? No chyba, że do indie rocka, którego wszędzie pełno. A na koniec coś wesołego:
Co ciekawsze, bardzo udaną próbę wejścia do brzmień niezależnych, będącą swoistym drugim debiutem, podjęła Anita Lipnicka.
A teraz zagadka dla wszystkich czytelników, którzy dobrnęli do końca: od czego brzmienia,do których udaną próbę wejścia podjęła Anita Lipnicka sąniezależne?
Inne tematy w dziale Kultura