Herod Antypas
to jeden z synów ocalałych z rzezi rodzinnych na dworze Heroda Wielkiego, (nota bene posiadającego obywatelstwo rzymskie, po śmierci ojca otrzymał, jak wspomniałem w pierwszej części notki, tytuł tetrarchy z przydziałem mu ziem Galilei i Perei. Tytuł tetrarchy zawierał możność ferowania wyroków śmierci, czyli w przypadku Antypasa, dla mieszkańców podległych mu ziem (z wyjątkiem osób które posiadały rzymskie obywatelstwo). Perea było to terytorium nie posiadające granicy z Galileą, położone na południe od niej, ale rozciągające się po wschodniej stronie rzeki Jordan oraz Morza Martwego. W Perei znajdowała się twierdza Macheront (Machaerus), rozbudowana przez Antypasa do statusu rezydencji królewskiej, a która znana jest z epizodu ewangelicznego opisującego śmierć Jana Chrzciciela (chrzciciel - gr. baptisti).
Jestem zdania, że postać Heroda Antypasa dużo bardziej kojarzy się właśnie ze śmiercią Jana Chrzciciela niż ze śmiercią Jezusa Nazarejczyka. Zapewne z powodu, iż dla tej pierwszej jego rola jest kluczowa, a dla drugiej epizodyczna. W dalszym ciągu notki przedstawiam postawę tetrarchy wobec obydwu wymienionych zdarzeń wg ich chronologii.
Dynastia Herodianów cieszyła się dużymi względami na cesarskim dworze rzymskim za rządów Oktawiana jak i jego następcy Tyberiusza, czyli w okresie w ramach którego zawiera się tematyka niniejszego cyklu „jezusowego”. Problemy tej dynastii nie wynikały z kaprysów cesarzy w odległym Rzymie, ale zazwyczaj z wewnątrz dynastycznych waśni i intryg, jak również z poczucia bezkarności herodiańskich despotów. I ich splot przyczynił się także do kresu kariery Heroda Antypasa, jakkolwiek w jego przypadku główną rolę odegrały sprawy małżeńskie. O tym napiszę w zakończeniu tej notki.
Pierwsza żona Antypasa o imieniu Fazelia (Phasaelis) była córką Aretasa IV Philopatrisa, władcy królestwa nabatejskiego, co miało ten walor, że zabezpieczało jedno z terytoriów tetrarchy - Pereę - od najazdów koczowników z pustyń arabskich. Królestwo Aretasa ze stolicą w Petrze stanowiło solidny bufor chroniący przed wtargnięciem nomadów, zarówno do Perei jak i na zachodni brzeg Jordanu.
Władcy z dynastii herodiańskiej często bywali w Rzymie, mając tam całkiem sporo wpływowych przyjaciół i znajomych. W trakcie jednej z takich wizyt w AD 27 Antypas poznał żonę swojego przyrodniego brata, także Heroda, którego rozróżniano dodatkiem Filip (niekiedy bywa on określany jako Herod III). Ponoć z miejsca zakochał się w niej i to z wzajemnością. Ta nowa wybranka serca tetrarchy miała na imię Herodiada. Ona porzuciła dla Antypasa swojego dotychczasowego męża, zaś on miał w tej sytuacji odesłać swoją pierwszą żonę do jej ojca. Aktualna (jeszcze) żona, dowiedziawszy się o tych planach, sama opuściła Galileę (a może Pereę), nie czekając na formalne oddalenie. Jej wymuszona ucieczka została przez Aretasa potraktowana jako zniewaga dokonana przez dotychczasowego sojusznika. Zniewaga która krwi wymaga, a zatem władca Nabatejczyków oczekiwał na czas sposobny do ukarania Antypasa.
Jan Chrzciciel
Ale zanim Aretas przystąpił do wymierzania kary, pojawił się w Galilei i Perei kaznodzieja głoszący nauki o nadchodzącym Królestwie Bożym, wywodzący się z sekty esseńczyków, znany nam jako Jan Chrzciciel. Zarzucił on publicznie Antypasowi złamanie praw Tory, gdyż poślubienie tak bliskiej krewnej za życia jej męża było zabronione w Prawie mojżeszowym. Co więcej, określił Herodiadę terminem, który bez żadnych wątpliwości odnosił się do kobiety lekkich obyczajów. Wobec ewidentnej obrazy majestatu tetrarcha rozkazał uwięzić Jana Chrzciciela w lochach warowni Macheront w Perei, zanim podejmie decyzję, jak dalej z nim postąpić. Pojawić się może pytanie, skąd Herodiada czy Antypas wiedzieli, co głosi gdzieś po pustkowiach jakiś kaznodzieja-pustelnik, których przecież wcale niemało było w tamtych czasach. Ale każdy z władców miał rozbudowaną sieć szpiegów, gdyż musiał wiedzieć, jakie są nastroje wśród poddanych. Do najgroźniejszych zaliczali się ci z kaznodziejów, którzy byli dobrymi mówcami mogącymi silnie oddziaływać swoimi wizjami na słuchaczy. Dlatego trzeba było, korzystając z sieci donosicieli, monitorować i raportować co oni głoszą. Oczywiście takie szpiegowanie odnosiło się także do misji Jezusa Nazarejczyka, o czym będzie mowa w kolejnym odcinku tego cyklu poświęconym procesowi Jezusa Nazarejczyka.
Gdy władca (czy jak w przypadku Jezusa przywódcy Sanhedrynu) dochodził do wniosku, że może taki orator stać się niebezpieczny, wówczas podejmował kroki dla zneutralizowania takiego kaznodziei. Rzecz jasna, ocena zagrożenia należała do subiektywnego odczucia konkretnego władcy. W przypadku Jana Chrzciciela nastąpił splot tzw. okoliczności, które, na podobieństwo fatum, przesądziły o jego losie. Oto bowiem w tzw. międzyczasie Antypas wyprawiał ucztę z okazji kolejnej rocznicy swoich urodzin. Na uczcie tej było wielu wybitnych gości, w tym także dygnitarzy z Galilei i Perei. I była na niej również Salome (Salome II), córka Herodiady z jej pierwszego małżeństwa (Herod Antypas był dla niej ojczymem). I ponoć oczarowany tańcem Salome złożył obietnicę, że w nagrodę za taniec spełni jej dowolne życzenie (tzw. carte blanche). Tancerka, za namową matki – Herodiady – zażądała dostarczenia na srebrnej tacy głowy Jana Chrzciciela. Do tego czasu Jan Chrzciciel był jedynie przetrzymywany w areszcie, gdyż Herod Antypas, przesadnie bojaźliwy i równie przesądny, chciał wybadać, czy uwięzienie kaznodziei wywoła jakieś echa, np. w postaci wystąpień jego zwolenników. A ponadto chciał ponoć sprawdzić, czy ten kaznodzieja włada jakąś tajemniczą mocą, np. może jest czarownikiem czy znawcą magii. Jednym słowem, kimś kto mógłby zaszkodzić, ale mógłby przecież okazać się także pomocny. Jednym słowem Antypas postępował kunktatorsko nie mogąc zdecydować się co począć z więźniem. W tej sytuacji sprawa rozstrzygnęła się za przyczyną publicznie złożonej obietnicy, bo tetrarcha chyba nie spodziewał się, że Salome zażąda tak ekstrawaganckiego, nawet jak na obyczaje praktykowane na dworach wschodnich despotów, trofeum. A że nie mógł się wycofać z publicznie danego słowa, więc Jan Chrzciciel, pomimo obaw przesądnego Antypasa, stał się ofiarą żądnej zemsty Herodiady. W źródłach pisanych nie ma pewności, gdzie odbyła się owa uczta, czyli gdzie znajdowało się miejsce kaźni proroka-kaznodziei. Raczej nie stało to się w Tyberiadzie, stolicy Galilei, która była oddalona od twierdzy w Macheroncie o około 140 km. Ale Herod Antypas miał w Perei także inną rezydencję, położoną w miejscowości zwanej Livias (a nazwanej tak na cześć żony cesarza Augusta Oktawiana - Liwii Druzylli (wcześniej zaś miejsce to nazywało się Beth-Aram), leżącej ok. 10 km na wschód od ujścia Jordanu do Morza Martwego. Dzieliło ją od lochów Macherontu niecałe 20 km, zatem nie było problemu z szybkim dostarczeniem czy to więźnia w całości, czy tylko jego głowy, jeszcze podczas trwania wspomnianych uroczystości jubileuszowych. Od dawna nie ma śladu po tej rezydencji, a na jej miejscu rozbudowuje się współcześnie zachodnie przedmieście stolicy Jordanii - Ammanu o nazwie Al-Rama.
A całkiem niedaleko, ale po zachodniej stronie Jordanu, na terenach tzw. Autonomii Palestyńskiej, nieopodal znacznie bardziej znanego Jerycho, dzisiaj znajduje się miejscowość o nazwie Bet Ha’Arawa (ok. 5 km od rzeki).
Kryzys autorytetu Świątyni
Wypada zatem rozstrzygnąć jakiego rodzaju przyczyny mogły połączyć osobę tetrarchy z Jezusem Galilejczykiem w Jerozolimie, w połowie miesiąca nisan 30 roku, gdy wyznawcy religii mojżeszowej obchodzą Pesah - swoje największe święto, pielgrzymując w tym celu do Świątyni Jerozolimskiej ze wszystkich stron świata.
Pierwsza jest dosyć oczywista, a mianowicie Herod Antypas był formalnym władcą terytorium na którym mieszkał i działał Mesjasz z Galilei, czyli Jezus był „z automatu” zaliczany do poddanych tetrarchy. Prefekt Poncjusz Piłat, czyli wojskowy namiestnik Judei, który uwikłany został w rozstrzyganie mało zrozumiałej dla niego kwestii winy Jezusa oskarżonego przez przywódców Wielkiego Zgromadzenia w Jerozolimie (Sanhedrynu), skwapliwie skorzystał ze sposobności podrzucenia Antypasowi tego niezbyt wygodnego zagadnienia. Gdyby bowiem tetrarcha pozbył się problemu na wzór załatwienia sprawy z Janem Chrzcicielem, wówczas Piłat nie musiałby przeprowadzać żadnej procedury procesowej, i co także istotne, nie zaszłaby potrzeba angażowania powagi Rzymu do rozwiązywania jakichś lokalnych sporów. Ponadto poprzez przekazanie do rozstrzygnięcia w gestię tetrarchy sprawy Jezusa okazywał, iż uznaje stosowność kompetencji Antypasa w przypadku dotyczącym mieszkańca Galilei. Jednym słowem prefekt Judei liczył na rozwiązanie sprawy cudzymi rękoma oraz bez zbędnego rozgłosu.
Następna przyczyna (a ściślej splot przyczyn) jest bardziej zagmatwana i jej ogląd opierać się będzie na wnioskowaniu pośrednim. I chociaż nie może ono posiadać statusu bezwzględnej trafności, niemniej pozwoli nakreślić scenografię ułatwiającą wskazanie istotnych motywów w postępowaniu tetrarchy wobec Jezusa Nazarejczyka.
Jakkolwiek Antypas uczestniczył w obrzędach religii mojżeszowej związanych z tzw. świętami pielgrzymkowymi, czyli udawał się w czasie takich świąt do Jerozolimy, gdzie w tym celu wybudował sobie pałac, to był monarchą mocno zhellenizowanym. Co w uproszczeniu oznacza, iż reprezentował sobą typowy galimatias ideowy, podobny do tego jaki demonstrują dzisiejsi „europeiści”, którzy zostali wykorzenieni z rodzimej tradycji, po czym zastąpili ją tandetnym confetti ideolo. W tamtej epoce zhellenizowani mieszkańcy Galilei, czyli zwolennicy akulturacji, oceniali teokrację judejską oraz zasady judaizmu świątynnego jako swego rodzaju przeżytek. Herod Antypas także ostentacyjnie odcinał się od tej tradycji.
W Galilei, oddzielonej od Judei oraz przywódców teokracji jerozolimskiej przez terytorium wrogiej wobec Judejczyków Samarii, wprowadzał bez przeszkód kanony owej akulturacji. Np. na teren budowy nowej stolicy w części wybrał tereny starego cmentarzyska, co automatycznie wykluczało, iż będzie mogła osiedlić w tej lokalizacji warstwa kapłanów i ortodoksyjnych wyznawców judaizmu. Antypas uczynił tak celowo, po to aby kapłani i gorliwi wyznawcy judaizmu omijali to miejsce.
Na domiar złego nadał miastu miano Tyberiada na cześć cesarza rzymskiego (Tiberius Claudius Nero, cesarz od AD 14), co stanowiło w tej pradawnej ziemi Izraelitów kolejną jawną prowokację.
Co prawda Herod Wielki, ojciec Antypasa, nazwał fenicką Wieżę Stratona Cezareą Nadmorską (Cesarea Maritima) na cześć poprzedniego cesarza, ale to była pogańska miejscowość położona na terenie heretyckiej Samarii, zatem Judejczycy i arcykapłani jerozolimscy nie odczuwali tego jako obrazy dla rygorów wynikających z judaizmu. Ponadto wystrój siedziby władcy w nowej stolicy zdobiły wizerunki zwierząt, co było także naruszeniem Prawa, które zakazywało ich tworzenia, gdy zachodziło podejrzenie o grzech idolatrii.
Czyli Antypas pełnił de facto rolę jednego z „lodołamaczy” mających za zadanie narzucenie wyznawcom judaizmu symboliki świata grecko-rzymskiego, a także „znieczulenie” ich wobec wprowadzania kultów pogańskich i czczenia jako postaci pogańskiego panteonu cesarzy rzymskich. Wśród mieszkańców Galilei wprowadzało to zamęt i dezorientację. Inaczej bowiem traktowali Antypasa przedstawiciele arystokracji i elit kapłańskich, a inaczej drobni rolnicy czy dzierżawcy, robotnicy dniówkowi czy niewolnicy. Ponadto oddzielną grupę stanowili zwolennicy Antypasa, czyli parweniusze których awansował na ważne funkcje, a jeszcze inną drobni plebejusze, stanowiący główny rezerwuar kadrowy dla faryzeuszów i skrybów. Tym samym rozmaite warstwy ludności wyznającej judaizm niejednakowo reagowały na narzucaną im akulturację, ale wszystkie oczekiwały jakiejś wykładni, która dostosowałoby wymogi Prawa do zmieniającego się świata. Nasilające się różnice w traktowaniu zasad Prawa powodowały osłabienie znaczenia judaizmu świątynnego, co wywoływało nadmiernie nerwowe kontrakcje ze strony teokracji jerozolimskiej. Tak więc judaizm istniał w rozmaitych, różniących się od siebie formach i żaden z nich nie był powszechnie uznawany za wyłączny. W latach działalności Jana Chrzciciela i Jezusa Nazarejczyka uznawanie autorytetu Świątyni Jerozolimskiej i teokracji judejskiej wśród wyznawców religii mojżeszowej (bez względu na jej odmiany) było już mocno osłabione. Taki był skutek kształtowania przez Heroda Wielkiego spolegliwej wobec siebie hierarchii teokracji świątynnej w Jerozolimie (bardziej szczegółowy opis tego procesu znajduje w części cyklu zatytułowanej „Kajfasz i Jezus”) – link:
http://dawidowicz.salon24.pl/717024,pilat-kajfasz-herod-i-jezus-3
http://dawidowicz.salon24.pl/718146,pilat-kajfasz-herod-i-jezus-4
Nowobogaccy parweniusze, chcąc jak najszybciej wzbogacić się, odznaczali się wyjątkową pazernością i bezwzględnością, a po zmonopolizowaniu wszystkich istotnych funkcji przez cztery rodziny kapłańskie, stali się również całkowicie bezkarni. Zaczęło się to kształtować ok. 30 lat przed narodzeniem Mesjasza z Nazaretu, a w 30 roku nowej ery system stworzony przez oligarchów z owych rodów kapłańskich uczynił ze Świątyni Jerozolimskiej sprawne narzędzie drenażu i dystrybucji dóbr wytwarzanych tak przez gospodarkę Judei jak również przez silne ośrodki diaspory (np. Aleksandria w Egipcie). Istotnym wyłomem w dotychczasowej hierarchii autorytetu (najwyżej w niej stał hierarcha pełniący aktualnie funkcję arcykapłana Świątyni Jerozolimskiej) było uzależnienie przez Heroda Wielkiego obsadzania funkcji arcykapłana od czynnika politycznego, czyli wówczas od króla Judei, co po włączeniu Judei do prowincji cesarskich (czyli odebraniu jej statusu wasalnego królestwa) kontynuowali rzymscy namiestnicy. Oznaczało to, iż arcykapłan nie pełnił swojej funkcji dożywotnio, ale corocznie musiała być ona obsadzana przez aktualną władzę polityczną. Zanim system oligarchiczny okrzepł, Herod Wielki zdążył przed swoją śmiercią wymienić kilku arcykapłanów. Oznaczało to, iż w ciągu roku klan aktualnego arcykapłana musiał zgromadzić pokaźne zasoby na „wykupienie” sobie przedłużenia kadencji. Mówiąc wprost musiał dawać sowitą łapówkę, której wysokości nie byliby w stanie przebić ewentualni konkurenci. I to właśnie kasta oligarchów z czterech klanów powiązanych rodzinnie (coś jak rodziny mafijne), która zmonopolizowała władzę w teokracji judejskiej, znana jest pod nazwą saduceuszy. W konsekwencji, gdy obsada funkcji arcykapłana (Świątyni Jerozolimskiej) przestała być dożywotnia, to mogło nawet żyć równocześnie kilku nich.
Już samo to podkopywało autorytet tej funkcji, skoro nie wiadomo było, który z arcykapłanów powinien mieć głos decydujący, czyli czyja wykładnia lub interpretacja rozstrzygnięć Prawa powinna być powszechnie uznana. W sytuacji skoncentrowania tej funkcji w ramach powiązanych ze sobą więzami matrymonialnymi klanów rodzinnych, niekoniecznie osoba aktualnego arcykapłana miała znaczenie nadrzędne, co jasno wynika z relacji Ewangelistów, gdzie równie wiele, a może i najwięcej, do powiedzenia w sprawie Jezusa Nazarejczyka miał poprzedni arcykapłan Annasz. Nic zatem dziwnego, że saduceusze dbali przede wszystkim o utrzymanie status quo i jakiekolwiek działania zmierzające do zreformowania rozbudowanego przez oligarchów sytemu bogacenia się i tyranii postrzegali jako bezpośrednie zagrożenie ich pozycji. Bezwzględne wykorzystywanie przez kastę oligarchów swojej dominującej pozycji w strukturze teokracji judejskiej odbywało się kosztem pozostałych warstw społeczeństwa, w tym przede wszystkim niższego kleru (kohanim heditojot - zwyczajnych kapłanów). Na sprzeczności czysto egzystencjalne nakładały się sprzeczności natury, określane jako ideowe.
Narastanie kontrastów powodowało, że społeczność hebrajska pierwszej połowy pierwszego stulecia nowej ery dzieliła się na różne odłamy, z których każdy żył wg odrębnego systemu, poczynając od kalendarza świąt, poprzez praktyki z nimi związane, aż po prawnicze wykładnie halachy. W rezultacie powyższego owe odłamy społeczności Izraelitów zajmowały odmienne stanowiska w relacji do Świątyni Jerozolimskiej. Podstawowy dylemat można zawrzeć w następującej kwestii; Skoro judaizm był religią Pisma, to w sytuacji podważenia autorytetu Świątyni i jej arcykapłanów, brakowało autorytetu gwarantującego poprawność stosowania w życiu codziennym wykładni i interpretacji tekstu owego Pisma. Pretendenci do tej roli jednak istnieli i konkurowali ze sobą. Spośród nich największa siłę w czasie ziemskiej misji Jezusa Nazarejczyka reprezentował ruch faryzeuszy.
Faryzeusze
Określenie faryzeusze to zhellenizowany hebrajski termin „peruszim”, który oznacza odłączeni, zaś jego grecki odpowiednik to pharisaioi. Początkowo nazwa ta miała konotację negatywną i była używana przez saduceuszy, a z czasem, gdy faryzeusze urośli w siłę i znaczenie, stała się zwykłą nazwą własną dla stronnictwa wywodzących się z drobnomieszczaństwa, wykształconych ludzi, których celem był powrót do judaizmu nieskażonego przez wpływy obce (hellenistyczne i rzymskie).
Faryzeusze stawiali bardzo radykalne postulaty „czystości” Prawa mojżeszowego w szczególności poprzez oddzielenie ludności zachowującej wszystkie wymogi określone w Prawie od ludności uchylającej się od ich spełniania. Ideologia faryzeizmu wyewoluowała po przybyciu społeczności Izraelitów z niewoli babilońskiej do Jerozolimy i Judei pod koniec VI stulecia starej ery, gdzie zastali ludność skażoną bezbożnictwem, która uległa kultom pogańskim, a zaniechała przestrzegania Prawa oraz związała się rodzinnie z gojim (narodami brudnymi, nieczystymi). Aby w przyszłości nie doszło do ponownego porzucenia Prawa i łączenia się z gojim, Wielkie Zgromadzenie (Sanhedryn) postanowiło wdrożyć do realizacji zadanie „wzniesienia palisady wokół Tory”. Oznaczało to otorbienie przykazań Tory gąszczem szczegółowych przepisów, których żadni inni, poza „czystym Izraelem”, nie będą w stanie ani zrozumieć, ani stosować. W ten sposób, obok Prawa pisanego zaczęło się rozwijać prawo ustne, zawierające interpretacje tego pierwszego. Ze względu na mnogość interpretacji istotną rolę zaczęli odgrywać skrybowie, którzy zapisywali mnożące się interpretacje, aby można było je porównywać oraz przekazywać do wszystkich miejsc, w których żyli Izraelici. Można w pewnym uproszczeniu przyjąć, iż skrybowie stanowili warstwę inteligencji, natomiast faryzeusze pełnili rolę ideologów. W rezultacie powstało 613 tzw. micwot, które składały się z 365 czynności zabronionych oraz z 248 obowiązkowych. Sztywny gorset micwot powodował, iż w życiu codziennym nikt nie był w stanie ich dokładnie przestrzegać, natomiast faryzeusze weszli w rolę strażników czystości takiego właśnie kształtu doktryny judaizmu. Ich rola zaczęła wzrastać w szczególności na terytoriach położonych dalej od Jerozolimy i w środowiskach diaspory, gdzie na co dzień nie odczuwano wpływu roli Świątyni i jej arcykapłanów, wobec czego faryzeusze zbudowali sieć instytucji pozostających pod ich wyłączną kontrolą. Były to synagogi, inaczej domy zgromadzeń (bet knesset), w ramach których funkcjonowały szkoła Prawa pisanego (bet ha-sefer) oraz szkoła Prawa ustnego (bet ha-Talmud). Tym samym kler Świątyni Jerozolimska utracił monopol na nauczanie i interpretowanie Prawa (Tory), gdyż wraz z rozwojem tego rodzaju instytucji zaczęła powstawać i rozrastać się nowa warstwa ludzi w nich wykształconych (hachamim), którzy swoją pozycję w społeczeństwie zawdzięczali wiedzy, a nie urodzeniu się w którejś z rodzin jerozolimskiej arystokracji kapłańskiej. Faryzeusze szczególny nacisk kładli na obrzędy żywieniowe. Uważali, że człowiek zachowuje wówczas czystość rytualną, jeśli spożywa pokarmy zgodnie z przepisami czystości lewickiej dotyczącymi kapłanów. Uważali ponadto, iż takie zasady powinny obowiązywać wszystkich, a nie tylko warstwę kapłańską. To była ta rewolucja radykalizmu, która wnieśli do judaizmu świątynnego faryzeusze, z przyczyny której dokonała się pierwsza i zasadnicza wyrwa w tym systemie religijnym. Radykalizm ten funkcjonował niczym centryfuga, odwirowując „czystych i nieczystych” poprzez proste i widoczne dla każdego zasady eliminacji. I, był silniejszy nacisk hellenizacji i romanizacji, tym bardziej agresywnie i fanatycznie zwalczali wspomniane tendencje faryzeusze. Ale każdy medal ma dwie strony. Zwiększała się w ten sposób liczba ludności „odrzuconej”, czyli dyskryminowanej i spychanej na margines poprzez wykluczenie ich ze społeczności mającej możliwość zachowywania narzucanych rygorów.
W latach dwudziestych i trzydziestych pierwszego stulecia nowej ery faryzeuszom udało się przeredagować dotychczasowa doktrynę judaizmu świątynnego i, tym samym, pozbawić saduceuszy (kler świątynny) monopolu w domenie sacrum. Naczelną dewizą faryzeuszy było, żeby tak używać świata doczesnego, aby zasłużyć na życie w przyszłym świecie. Bardzo to przypomina rdzeń chrześcijański, z tą zasadniczą różnicą, iż faryzeusze warunek uzyskania zbawienia uzależniali od ściśle formalistycznego i drobiazgowego przestrzegania tekstu (Prawa pisanego i micwot). W tym systemie religijnym nie było miejsca na żywą wiarę pozostawiającą inicjatywę człowiekowi (wolna wola), natomiast sprowadzono ją jedynie do wypełniania nakazów i przestrzegania zakazów (człowiek dla szabatu). Sprowadzało się to ostatecznie do dążenia, aby wszyscy ludzie zachowywali się jak kapłani. Oczywiście, w realnym świecie był to postulat niemożliwy do spełnienia.
W zarysowanym powyżej kontekście należy postrzegać reakcję jerozolimskich arcykapłanów oraz faryzeuszy na działalność czy to Jana Chrzciciela, czy Jezusa Nazarejczyka.
http://www.historian.net/coins.htm
cdn.
Inne tematy w dziale Kultura