Zamieszczam tekst polskiego emigracyjnego historyka Andrzeja Pomiana (notka o Autorze pod notką) na temat genezy PW '44. Tekst został opublikowany na łamach londyńskich "Wiadomosci" w 1964 r. (nr 962) pod tytułem "Zryw stolicy" na dwudziestą rocznicę Powstania Warszawskiego.
Moim zdaniem publikacja autostwa A.P. przedstawia wszystkie istotne aspekty sytuacji, w jakiej podejmowano decyzje o wszczęciu walki w Warszawie w sierpniu 1944 r. i, co ważniejsze, mój pogląd dotyczący przyczyn i skutków PW jest bardzo zbliżony do zawartego w przywołanym tekście.
W porównaniu do wersji opublikowanej w "Wiadomościach" pominąłem przypisy, gdyż w zdecydowanej większości stanowią one odnośniki do literatury specjalistycznej, z której korzystał Andrzej Pomian.
23 czerwca 1944 wojska sowieckie podjęły na Białorusi gigantyczną ofensywę. W ciągu jedenastu dni zadały Niemcom katastrofalną klęskę, większą od stalingradzkiej, i rwąc w pościgu za cofającym się bezładnie wrogiem przekroczyły na Wileńszczyźnie przedwojenną granicę Rzeczypospolitej. 5 lipca sowiecki minister spraw zagranicznych Mołotow przyjął na Kremlu ambasadora Stanów Zjednoczonych Harrimana i przedstawił mu dalsze zamiary strategiczno-polityczne.Jak utrzymywał, wojska sowieckie posuwać się będą wprost na Królewiec, a następnie skręcą przez Prusy Wschodnie na południo-zachód, aby obejść od tyłu Warszawę. Temu ruchowi na północy może towarzyszyć ofensywa w południowej Polsce. Warszawę zajmie jednakże nie Armia Czerwona, lecz wojsko polskie i polscy partyzanci.
Tym „wojskiem polskim" miała być wedle ówczesnej terminologii moskiewskiej zorganizowana w Rosji armia Berlinga a „partyzantami polskimi” - oddziały komunistyczne Armii Ludowej. Tak oto Moskwa przystępowała do urzeczywistnienia ostatniej fazy swego gotowego od dawna planu rozwiązania sprawy polskiej. W tym celu jeszcze na początku r. 1942 założyła w okupowanym Kraju Polską Partię Robotniczą, a w roku następnym udzieliła błogosławieństwa Związkowi Patriotów Polskich, zerwała stosunki dyplomatyczne z rządem Rzeczypospolitej w Londynie i rozpoczęła tworzenie zawiązku armii Berlinga. Rozporządzając w ten sposób fałszywą fasadą polską, mogła teraz przystąpić do urządzania po swojemu wnętrza gmachu.
OFENSYWA NA WARSZAWĘ
18 lipca 1944, w chwili gdy wojska sowieckie spływające z Białorusi wyszły na linię Swisłocz-Prużana, a wielka ofensywa marszałka Koniewa posuwająca się Małopolską Wschodnią i Wołyniem przekroczyła Bug, sowiecka kwatera główna rzuciła nagle z rejonu Kowla w kierunku Warszawy pod wodzą marszałka Rokossowskiego potężne świeże ugrupowanie Pierwszego Frontu Białoruskiego wsparte tysiącami czołgów i armat oraz dwiema flotami powietrznymi. Na ziemiach polskich od północnego cypla Wileńszczyzny po łuk Karpat znalazło się ponad pięć milionów sowieckiego żołnierza. Rokossowski już 20 lipca przełamał obronę niemiecką na Bugu i parł na zachód z szybkością na jaką mu pozwalała wytrzymałość własnych oddziałów, nie miał bowiem przed sobą żadnych sił nieprzyjaciela zdolnych do stawiania skutecznego oporu. W ciągu zaledwie tygodnia pokonał przestrzeń 200 km do Wisły, nad którą się znalazły pod Dęblinem już 25 lipca. Jeszcze szybciej działały sowieckie władze polityczne. Ogłosiły, że 21 lipca powołano w Chełmie t zw. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, choć Chełm zajęli Rosjanie dopiero następnego dnia. Niebawem Komitet przeniósł się do świeżo zajętego Lublina, ale i Lublin w intencjach rosyjskich mocodawców - P.K W.N. miał być dlań tylko chwilową przystanią. Na właściwą bowiem jego siedzibę upatrzono już sobie Warszawę.
Stalin krzątał się gorliwie, aby sfałszować obraz stosunków w Polsce w oczach świata. Rząd polski w Londynie zabiegał od wielu miesięcy o wznowienie stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim. Starał się również o uzgodnienie współdziałania operacyjnego pomiędzy Armią Krajową, a zbliżającymi się do Polski wojskami sowieckimi. Gdy Rosjanie wkroczyli na nasze ziemie, oddziały A.K. w ramach t zw. planu „Burzy" przeszły do jawnych działań bojowych przeciwko Niemcom, które swym natężeniem przewyższyły znacznie walki z czasów powstania styczniowego. Ale Stalin nie dawał odpowiedzi na propozycje współpracy, oskarżał natomiast nasze Podziemie o bierność, jednocześnie gdy oddziały AK w miarę przesuwania się frontu chwytały za broń, otaczał je, rozbijał i osadzał w obozach. Chodziło mu bowiem nie o naszą aktywność, lecz o wygrywanie argumentu naszej bezczynności. Zależało mu na tym. aby świat mógł dojrzeć w Polsce tylko jego komunistycznych pupilów. W tym też duchu depeszował do Churchilla 23 lipca:
Nie chcemy i nie będziemy tworzyli własnej administracji na terytorium Polski. ponieważ nie chcemy wtrącać się do wewnętrznych spraw polskich. Powinni to uczynić sami Polacy. Dlatego tez uznaliśmy za stosowne nawiązać kontakt z Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego, utworzonym niedawno przez Krajową Radę Narodową, która ukonstytuowała się w Warszawie w końcu ub.r. spośród przedstawicieli demokratycznych partii i grup. Nie znaleźliśmy w Polsce żadnych innych sił, które mogłyby stworzyć polską administrację. T.zw. organizacje podziemne, kierowane przez rząd polski w Londynie, okazały się efemerydami pozbawionymi wpływów. . . Co się tyczy Mikołajczyka, oczywiście nie odmówię jego przyjęcia. Byłoby jednak lepiej gdyby się zwrócił do Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.
Dlaczego Stalin zgodził się teraz przyjąć Mikołajczyka, choć przedtem stale odmawiał? 0dpowiedź jest prosta. Uważał że Polskę ma już w garści. Spodziewał się lada dzień zajęcia Warszawy. Chciał więc postawić premiera Rzeczypospolitej przed faktami dokonanymi i albo zmusić go do zupełnej uległości, albo stworzyć sytuację, która by pozwalała na przedstawienie go jako człowieka bez oparcia we własnym kraju i znaczenia. Chciał - krótko – zlikwidować ostatecznie zagadnienie polskie jako zagadnienie międzysojusznicze.
Pierwszym faktem dokonanym, jak już wspomnieliśmy, było stworzenie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Drugim - stało się zawarcie formalnej umowy pomiędzy nim a władzami sowieckimi w sprawie administrowania ziem polskich, co nastąpiło 26 lipca w chwili gdy Mikołajczyk odlatywał z Londynu do Moskwy. Trzecim miało być zainstalowanie Komitetu w Warszawie zaraz po jej wyzwoleniu i powierzeniu mu władzy nad Polską jeszcze za pobytu premiera Rzeczypospolitej w Rosji. Toteż gdy Mikołajczyk przybywszy do Moskwy 31 lipca wieczorem, podczas spotkania z Mołotowem począł mówić o planach powstania w rejonie stolicy Polski, sowiecki minister spraw zagranicznych osadził go lapidarnym stwierdzeniem, że Amia Czerwona jest już o 10 km od miasta. Była tam wtedy istotnie. Rokossowski przynaglany stale do pośpiechu, otrzymał 28 lipca nowe dyrektywy, które nakazywały mu zajęcie Pragi między 5 a 8 sierpnia. Jego lewe skrzydło wysforowane bardzo naprzód i pozbawione ubezpieczenia. Od północy i wschodu, mogło się było nadziać na niemieckie przeciwuderzenie. Ale marszałek sowiecki wolał nie czekać, następnego dnia rzucił ku Warszawie wschodnim brzegiem Wisły całą Drugą Armię Pancerną Gwardii i do wieczora 31 lipca zajął Otwock, Wołomin, Okuniew i Radzymin. Jednocześnie propaganda komunistyczna szalała. 29 lipca Związek Patriotów Polskich nadał na falach radiostacji moskiewskiej powtarzane odtąd wielokrotnie "wezwanie do Warszawy” zapowiadające rychłe wyzwolenie stolicy i nawołujące jej ludność do powstania przeciw Niemcom. A następnego dnia w gromkie surmy bojowe uderzyła radiostacja imienia Kościuszki:
Ludu Warszawy! Do broni! Niech ludność cała stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej armii podziemnej. Uderzajcie na Niemców! Udaremniajcie ich plany burzenia budowli publicznych. Pomagajcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę. Przesyłajcie wiadomości i pokazujcie drogi. Milion ludności Warszawy niechaj się stanie milionem żołnierzy, którzy wypędzą niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność.
Komuniści wiedzieli doskonale że ludność nie może się porwać na wroga z gołymi rękami. Pragnęli jednak stworzyć odpowiedni klimat psychiczny, który mógłby ułatwić Armii Ludowej urządzenie ruchawki i zapewnić jej pomoc ze strony choćby części nie zorientowanych mieszkańców, co pozwoliłoby na obwieszczenie całemu światu, że lud Warszawy usłuchał wezwań komunistów, poparł ich zryw zbrojny i dał w ten sposób autentyczny wyraz woli narodu polskiego. Zgodnie z tym planem – AL w mieście przygotowywała się gorączkowo do wystąpienia. W rejon Dęblina ruszył już wcześniej pluton „Czwartaków", który miał przywieźć stamtąd sowiecką broń zrzutową. Pod koniec miesiąca sztab główny AL zaczął się zbierać na odprawy dwa razy dziennie. 30 lipca przygotowano nawet tekst odezwy „Do walki Warszawo", która powtarzała niewolniczo hasła radiostacji imienia Kościuszki. Na noc z 31 lipca na 1 sierpnia zarządzono ostre pogotowie.
ARMIA KRAJOWA CHWYTA ZA BROŃ
I Stalina, i komunistów spotkały jednak teraz dwie niespodzianki. 31 lipca dowódca AK, biorąc obecność czołgów sowieckich pod Pragą za dowód że Armia Czerwona wkroczy wkrótce do miasta, wyznaczył na następny dzień datę wybuchu powstania. Tymczasem Niemcy przypuścili nieoczekiwane koncentryczne przeciwuderzenie na wysunięty klin rosyjski pod Warszawą. Rokossowski nie zdołał więc z marszu zająć miasta i 1 sierpnia o 4.10 rano musiał czasowo przejść do obrony. A w stolicy za broń porwała nie komunistyczna AL, lecz prawdziwie polska AK. Stalin zrazu sądził że powstanie zdoła przetrzymać zaledwie kilka dni i skończy się klęską. Toteż choć podczas spotkania z Mikołajczykiem 3 sierpnia, przyrzekł półgębkiem pomoc, w dwa dni później depeszował do Churchilla:
„Armia Krajowa Polaków składa się z kilku oddziałów, które niesłusznie nazywają siebie dywizjami. Nie mają one ani artylerii, ani lotnictwa, ani czołgów. Nie wyobrażam sobie, jak takie oddziały mogą zdobyć Warszawę, do której obrony Niemcy wystawili cztery dywizje pancerne …”
8 sierpnia rada wojenna Pierwszego Frontu Białoruskiego zawiadomiła Stalina, że Rokossowski podciągnąwszy siły, będzie mógł uderzyć na Warszawę z dwóch kierunków. Od południa z przyczółka nad Pilicą na zachodnim brzegu Wisły i od strony Pragi - na wschodnim i zajmie miasto.
Już następnego dnia marszałek sowiecki wznowił działania zaczepne i zaczął się zbliżać ku stolicy Polski szerokim frontem od wschodu, a jednocześnie na przyczółek nad Pilicą przeprawił gros armii Berlinga, której przypaść miało zadanie wkroczenia do Warszawy. Tego samego dnia wieczorem 9 sierpnia Stalin znów rozmawiał z Mikołajczykiem na Kremlu, znów przyrzekł mu pomoc, znów powiedział że wszystko skończy się dobrze, a nawet się zwierzył że zajęcia stolicy Polski oczekiwał 6 sierpnia, przeszkodziło temu jednak - nieoczekiwane przeciwuderzenie niemieckie. Rokossowski był widać gotów wcześniej niż przewidywał do nowego natarcia na Warszawę, gdyż 13 sierpnia naczelne dowództwo wojska polskiego ogłosiło rozkaz nr 6, w którym czytamy:
Żołnierze! Dziki barbarzyńca niemiecki, nim ostatecznie padnie, chce zniszczyć nam stolicę. W desperackim, zwierzęcym szale burzy i pali, morduje ludność, wybija dzieci! kobiety, nie oszczędza nikogo. Żołnierze! Przypadł wam wielki zaszczyt wzięcia udziału w walce o wyzwolenie Warszawy, o skrócenie męczarni mordowanych rodaków. Cały naród na was patrzy... Naród, który w zaciętej walce z Niemcami wyłonił demokratyczne zwierzchnictwo, Krajową Radę Narodową i Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego jako naczelne – władze, które prowadzą nas do nowej przyszłości Polski. Ramię w ramię z najlepszą armią świata, bratnią Armią Czerwoną musicie okryć chwałą biało-czerwone sztandary odrodzonego Wojska Polskiego... Rozkazuję: oficerowie, podoficerowie, żołnierze jednostek 1-j Armii na froncie warszawskim … wytężyć wszystkie siły, całą wiedzę i doświadczenie do skoncentrowanego szturmu na Warszawę. Musicie światu pokazać jak Polak walczy o swoją stolicę. Naprzód - za Warszawę. Za Polskę.
MOSKWA WSTRZYMUJE DZIAŁANIA
W przytoczonym przed chwilą rozkazie nie ma ani słowa o powstaniu, ani o AK w Warszawie. Mowa jest tylko o ludności mordowanej przez Niemców i organach komunistycznych, które „prowadzą do nowej przyszłości Polski". Komuniści sądzili widać dalej te można jeszcze sfałszować rzeczywistość. Ale Stalin przestał już wierzyć w dalsza maskaradę. Tego samego dnia oficjalna sowiecka agencja telegraficzna TASS wydała komunikat w którym rząd sowiecki potępił prasę i radio rządu polskiego za pomawianie Sowietów za brak pomocy dla Warszawy, odciął się zdecydowanie od powstania, a odpowiedzialność za jego wybuch złożył całkowicie na barki emigracji polskiej w Londynie.
Jeszcze dalej poszedł Stalin w depeszy do Churchilla z 16 sierpnia:
W wytworzonej sytuacji dowództwo sowieckie doszło do wniosku, że powinno się odgrodzić od warszawskiej awantury, gdyż nie może ponosić bezpośredniej ani pośredniej odpowiedzialności za akcję warszawską.
Najbardziej bodaj szczery był sowiecki wiceminister spraw zagranicznych Wyszinskij, który zakomunikował na piśmie ambasadorowi Stanów Zjednoczonych Harrimanowi, że rząd sowiecki uważa powstanie za aferę czysto awanturniczą, której nie chce udzielać pomocy. Skutek decyzji Stalina był natychmiastowy. Zapowiadane nowe uderzenie nie ruszyło. Na wschód od Warszawy działania frontowe najpierw zamarły, a następnie przybrały charakter akcji tylko oczyszczającej. Moskwa nie tylko sama nie udzielała powstaniu żadnej pomocy, ale i czyniła wszystko aby inni nie mogli jej okazać. Gdy gen. Bór rozkazał prowincjonalnym oddziałom AK marsz na odsiecz stolicy, Rosjanie rozbrajali je i osadzali w obozach. A gdy Warszawie pomóc chcieli Amerykanie, Rosja paraliżowała ich dobre zamiary. Oto od 11 sierpnia trzy stacjonowane w Anglii dywizje 8-ej Floty Powietrznej Stanów Zjednoczonych, gotowe do zrzucenia powstańcom broni i amunicji czekały na zezwolenie z Moskwy, aby po locie nad Warszawę, móc wylądować na bazach amerykańskich w Sowietach specjalnie im przydzielonych dla celów wypraw dalekiego zasięgu.
Zamiast zezwolenia - przyszła kategoryczna odmowa.
Stanowisko Stalina wywołało na całym Zachodzie oburzenie. Sowiecki dyktator w depeszy do Churchilla 22 sierpnia próbował tłumaczyć, że jedyną skuteczną pomocą dla powstania może być tylko nowa sowiecka ofensywa na Warszawę, którą się właśnie przygotowuje. Ale postąpił wręcz odwrotnie. 29 sierpnia nakazał armiom sowieckim od Jełgawy do Józefowa przejść do obrony. Zmienił jedynie taktykę. We wrześniu zgodził się na lot amerykański, ale tylko na jeden. Sam zaczął Warszawę zaopatrywać z powietrza, co prawda przeważnie w suchary i w amunicję rosyjską, która wyprowadzała powstańców z cierpliwości, nie pasowała bowiem do ich broni. Rokossowski zajął nawet Pragę, zresztą czysto lokalnym uderzeniem. Nie wznowił jednakże natarcia na Warszawę. A gdy Berling, wykroczywszy poza rozkazy, zamiast działać rozpoznawczo, próbował przyjść powstańcom z pomocą, został pozbawiony dowództwa.
SOWIECKIE WYKRĘTY A PRAWDA
Sam Stalin w październiku powiedział Churchillowi, że nie zezwolił na uderzenie na Warszawę,. nie chciał bowiem niszczyć miasta i wystawiać ludności na zagładę. Nie twierdził, że Warszawy nie można było zająć. Czynili to jednak historycy sowieccy, a głównie – polscy komuniści. Utrzymywali więc przez lata, że Warszawa nie była celem ofensywy sowieckiej. Kłam temu zadają zarówno słowa samego Stalina, wypowiedzi ówczesnej prasy rosyjskiej, audycje i wezwania radiowe, jak i świeżo ogłoszone dyrektywy sowieckiej kwatery głównej i radiodepesza Pierwszego Frontu Białoruskiego. Apologeci Moskwy głosili przez lata, że wojska sowieckie, które przyszły pod Warszawę, przebyły bardzo długą drogę od swych baz wyjściowych na Białorusi i były zbyt wyczerpane, by się móc pokusić o zdobycie stolicy.
Fakty mówią co innego.
Główne siły Rokossowskiego pod Warszawą składały się ze świeżych jednostek, które w ofensywie białoruskiej udziału nie brały, weszły do akcji dopiero 18 lipca, posunęły się nad Wisłę jedynie znad Bugu, aż do końca miesiąca miały stosunkowe bardzo łatwe zadanie, korzystały z baz, podciągniętych już w połowie sierpnia powyżej Dęblina i do Mińska Mazowieckiego i górowały niesłychanie nad Niemcami liczbą i uzbrojeniem. Gdy Rosjanie rozpoczynali zwycięska ofensywę od Witebska do Bobrujska, rozporządzali trzykrotną w ludziach i w artylerii, czterokrotną w czołgach i w lotnictwie. Pod Warszawą w drugiej połowie sierpnia mieli w artylerii przewagę czterokrotną, a w ludziach i w broni pancernej - aż siedmiokrotną. Posiadali nadto tylko pod stolicą Polski 2400 samolotów, podczas gdy Niemcy mieli ich razem na wszystkich frontach 3000 .Obrońcy Rosji twierdzili dalej że wskutek położenia pozycji niemieckich w Warszawie na wysokim brzegu, atak od strony Pragi przez Wisłę był ogromnie trudny jak tego dowiodły niepowodzenia Berlinga na Czerniakowie.
Ale do początków września cały niemal brzeg Wisły był w rękach powstańców. Następnie, gdy już było inaczej, Berling nigdy nie otrzymał ani należytego wsparcia artyleryjskiego, ani dostatecznych środków przeprawy. Rosjanie zresztą nie musieli uderzać na Warszawę frontalnie. Mogli ją byli zdobyć natarciem oskrzydlającym: znad Pilicy i z rejonu Modlina, jak to Rokossowski planował na początku sierpnia, nim go Stalin powstrzymał, jak to komendant korpusu warszawskiego AK „Monter” proponował 21 września i jak to się później stało w styczniu 1945. Najświeższa wreszcie wymówka powiada, że sowiecka kwatera główna nie mogła się była zgodzić na nowe natarcia Rokossowskiego, jej bowiem uwaga była zaprzątnięta mająca się niebawem rozpocząć ofensywą w Rumunii. Jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Z wojsk Rokossowskiego odeszła na południe jedynie grupa konna gen. Pijewa, która i tak nie brała udziału w działaniach pod stolicą Polski. Stanowiła ona zresztą bardzo nieznaczna cząstkę sił Rokossowskiego górujących nadal ogromnie nad Niemcami. Żadne wybiegi nie potrafią więc zatrzymać prawdy historycznej. Rosja głosem radia moskiewskiego wzywała najpierw ludność Warszawy do powstania. Gdy się jednak przekonała, że za broń porwali żołnierze AK, wstrzymała działania i pozostawiła miasto furii niszczycielskiej Hitlera. Dlaczego? Odpowiedź leży w niepowodzeniach planów sowieckich, które przedstawiłem na początku. Zdobycie Warszawy miało być dla Stalina ukoronowaniem zdobycia Polski. W stolicy miała wystąpić komunistyczna AL, zagrać rolę jedynej siły walczącej z Niemcami, i w ten sposób dostarczyć uzasadnienia dla przekazania władzy Komitetowi Lubelskiemu.
Warszawa przekreśliła te zamiary. Zdemaskowała maskaradę. Przemówiła prawdziwie polskim, niepodległym głosem. I za to właśnie, za pragnienie wolności i niepodległości, spotkała ja straszliwa zemsta Stalina.