Kilka dni temu wysłannik Chin ds. Europy Lu Shaye skrytykował „bezczelną i dominującą politykę administracji Donalda Trumpa względem Europy. Chiński polityk mówił również, że „chińskie podejście dyplomatyczne kładzie nacisk na pokój, przyjaźń, dobrą wolę i współpracę korzystna dla wszystkich”. Wypowiedzi te zaginęły gdzieś w publicznej debacie, pomiędzy twiterowymi kłótniami ministra Sikorskiego z Elonem Muskiem i mam wrażanie, że nikt nie potraktował ich poważnie, moim zdaniem niesłusznie.
Ale po kolei. Po całej dyplomatycznej zawierusze, która towarzyszyła stosunkom Europa - USA wydaję się, że prezydent Trump osiągnął wszystkie zakładane przez siebie cele, natomiast dyplomacja Europy wykazała się jedynie „groźnym kiwaniem palcem w bucie”. Prezydent Żełeński został upokorzony i de facto wystawiony do wiatru przez europejskich partnerów, od których wydaje się, że miał jakieś gwarancję przez ostatnią wizyta w Białym Domu, o czym świadczy, że pierwszy telefon po jego opuszczeniu wykonał do prezydenta Macrona. Europa wreszcie po 3 latach wojny zauważyła, że musi się zbroić, bo przyjazd „wuja Sama” z odsieczą, która wgniecie prezydenta Putina w ziemię, nie jest już taki pewny. Czyli jeśli rzeczywiście wreszcie państwa europejskie spełnią swoje obietnicę i zwiększą wydatki na zbrojenia, USA będą mogły w większym stopniu skupić się na tworzeniu presji militarnej, w innych rejonach Świata. Ponadto próba normalizacji stosunków z Rosją, a nawet podobno za jej pośrednictwem z Iranem, ukazuje, że USA próbuję osiągnąć przynajmniej neutralność dotychczasowych sojuszników Chin, w nadchodzącym starciu dwóch największych globalnych potęg. Wszystko wydaję się iść zgodnie z planem, zaraz Ukraińcy i Rosjanie usiądą przy stole rozmów i osiągną, jakieś mniej lub bardziej trwałe porozumienie, USA zapewni sobie dostęp do ukraińskich surowców, Europa weźmie odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo, a w zamian za zniesienie części sankcji i normalizację stosunków uda się zapewnić neutralność Rosji.
I wtedy na arenę wchodzi ubrany cały na czerwono Lu Shaye i mówi, panie Macron, panie Merz, panie Starmer bardzo źle Was ten Trump traktuje, a my jesteśmy przyjaźni mamy dobrą wolę i na pewno Was nie oszukamy. Niby nic, a może jednak coś. Nie jest tajemnicą, że mimo wszystkich słabości Europy, to jednak jak słusznie zauważył premier Tusk ma więcej mieszkańców, niż Stany Zjednoczone, ponadto Francja i Wielka Brytania, to mocarstwa atomowe, które poprzez swoją kolonialną przeszłość mają swoje wpływy w różnych częściach świata. Te wpływy nie mają może większego znaczenia w starciu Europa vs Rosja, ale już w starciu Chiny vs USA mają całkiem spore. Wszak z Australii do Chin nie jest specjalnie daleko. Ponadto warto pamiętać, że centrum finansowym świata nie jest Nowy Jork, a londyńskie City, co też ma niebagatelne znaczenie w tej rozgrywce. Czy Chiny zaproponują Europie przynajmniej neutralność i zobaczymy odwrócenie sojuszy? Być może. Czy to jest dobry pomysł dla Europy? Być może. Czy to jest dobry pomysł dla Polski i innych krajów naszego regionu? Niekoniecznie.
Ale po kolei. Chiny mogą zaproponować Europie przede wszystkim pieniądze na inwestycję, których Europa bardzo potrzebuje, śmiem twierdzić, że bez tych pieniędzy za 20 lat zapomnimy, o istnieniu niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego. Ponadto transfer nowych technologii, też byłby bodźcem do rozwoju i zwiększenia konkurencyjności europejskim gospodarkom. Europa w zamian może zapewnić jeszcze szerszy dostęp do sporego rynku zbytu oraz pewną przemysłową kooperację. Zauważmy również, że ograniczenie roli dolara w transakcjach Chin z Europą, byłoby silnym ciosem w gospodarkę USA, która od wielu lat opiera się w dużej mierze na produkcji pieniędzy, czyli w uproszczeniu kolejnych jedynek i zer na koncie FED. Unia Europejska zapewne byłaby gotowa przynajmniej rozważyć chińską propozycję, jeśli ona by rzeczywiście padła. Wszak Niemcy w wielu sprawach już pokątnie dogadują się z Państwem Środka (porty, przemysł motoryzacyjny). Ponadto taka alternatywa byłaby niezwykle mocnym argumentem w dalszych negocjacjach z prezydentem Trumpem, który rzeczywiście nie traktuje Europy jak równorzędnego sojusznika, a bardziej jak swojego wasala.
Dlaczego w takim razie niekoniecznie ten sojusz byłby niekorzystny dla Polski? Gdyż układ Chin z Europą byłby najbardziej korzystny dla dużych europejskich graczy, których rola w UE jeszcze by wzrosła. Polska poza tranzytowym położeniem nie ma też wielu atutów w ręku, a Chiny tez nie zapewniłyby nam bezpieczeństwa w ewentualnym starciu z Rosją, zwłaszcza, że sam Lu Shaye kwestionował niezależność krajów byłego Związku Radzieckiego, a uważam, że atak na kraje bałtyckie byłby również poniekąd atakiem na nasz kraj. Polepszenie relacji z Chinami oznacza pogorszenie relacji z USA, które dotychczas są jednak gwarantem bezpieczeństwa naszego kraju (tak dalej są). Ale fakt ten wynika, z tego, że Polska jest USA potrzebne jako wschodnia flanka Europy. Utrzymanie w Polsce proeuropejskiego rządu i obsadzenie funkcji prezydenta przez pana Trzaskowskiego spowodowałoby pewnie łaskawsze spojrzenie na chińską propozycję, natomiast powrót proamerykańskiego PiS-u do władzy pewnie by zmienił tę optykę. Z całą pewnością żyjemy jednak w ciekawych, choć niezbyt pewnych czasach i wiele nas jeszcze może zaskoczyć....
Inne tematy w dziale Polityka