Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
Przywilej lokacyjny dla Równi wydał w 1541 r. starosta przemyski Piotr Kmita niejakiemu Hryćkowi, byłemu kniaziowi w Łobozwi. Wieś powstała na prawie wołoskim w miejscu określonym jako "Rowien na Okoliszczach". Część jej terenu była już wtedy wykarczowana, więc mieszkańcy otrzymali krótszą niż zwykle, dwunastoletnią wolniznę. Choć Równia powinna była należeć do królewszczyzn starostwa przemyskiego, Kmita prawem kaduka przyłączył ją do sąsiadujących dóbr sobieńskich, które były jego prywatną własnością W podobny sposób założył jeszcze trzy wsie: Dźwiniacz Dolny, Maćkową Wolę i Strwiążyk. W 1921 r. wieś liczyła 132 domy i 853 mieszkańców (752 grek., 72 rzym., 29 mojż.).
W latach 1945-51 wieś leżała w granicach ZSRS. W tym czasie rozebrano dwór (prawdopodobnie siedemnastowieczny). Do opustoszałej wsi sprowadzili się osadnicy z Sokalszczyzny, spod Andrychowa, a później z zalanej przez jezioro Soliny.
W Równi znajduje się jedna z najpiękniejszych w polskich Bieszczadach cerkwi. Jest to pochodząca z I poło XVIII w. filialna cerkiew p.w. Opieki Matki Bożej, obecnie adaptowana na kościół. Wyposażenie wnętrza nie zachowało się. Przy cerkwi kilka nagrobków, wśród nich żelazny krzyż o niespotykanej w tych stronach formie.
Przez Równię przebiega szlak z Ustrzyk Dolnych do Polany.
Tekst z przewodnika "Bieszczady" za zgodą O.W. REWASZ
Rosnących dziko śród rozwalin...
Serdeczności,
Anna, Sówka
Zdjęcia miasteczka niecodzienne,niczym widokówki sprzed stu lat; te z niebieskimi fasadami domów prawie że "nikifory".
Z myślą o Myszulku zrobiłem fotkę jakiegoś kolesia albo koleżanki z Ustrzyk Dolnych:
Odnowione Ustrzyki Dolne widziane z góry okazują się malownicze, tu okolica rynku widziana od południa. Boczne zachodnie oświetlenie i spora odległość nadały widokowi nieco odrealniony nastrój.
Może dal ma tak, może brak ludzi na zdjęciach to sprawia...
Brak ludzi na zdjęciach jest tutaj przypadkowy, bo drzewa i domy zasłoniły ulice i chodniki. Ale nie ma przecież nastroju opuszczenia - widać przytulne miasteczko.
To mi przypomina pewną ciekawostkę. Dawna technika fotograficzna (jeszcze z XIX w.) do zdjęć plenerowych wymagała bardzo długiego czasu naświetlania, bo nie można pleneru oświetlić. Widziałem stare zdjęcia ulic Rzymu powstałe po wielogodzinnej ekspozycji. Choć były to ruchliwe miejskie ulice - nie ma na nich ludzi, ani żadnych pojazdów, gdyż wszystko co się ruszało, nie mogło być utrwalone - i widać jedynie budynki widziane przez kamerę przez wiele godzin.
Technologia przeprowadziła w tym przypadku eksperyment filozoficzny: jaki czas pokazuje takie zdjęcie, na którym utrwaliło się kilka godzin ekspozycji?
Podobno wśród wydawców panuje zasada, że okładka książki jeśli już jest ilustrowana to powinna pokazywać jakichś ludzi.
Może tu działa definicja sensu jako pochodnej związku z człowiekiem. Wówczas przedstawienia semantyczne powinny pokazywać ludzi, natomiast artystyczne - nie powinny ich umieszczać.
Powiedzielibyśmy do niego przyjaźnie "miau", ale boimy się, że tak daleko od nas raczej nie usłyszy. Więc chociaż przyjaźnie myślimy i marzymy o pięknych Ustrzykach.
Sówka i Myszulek