IV
Rdestowiec kwitł przez cały wrzesień. Dwa podmuchy nocnych przymrozków go przetrzebiły. Wcześniej pokazywałem go w rozkwicie, dziś tylko widok z góry na całą kępę czterometrowej wysokości (widziane z okna na I piętrze). Czerwone plamki to spadłe liście dzikiego wina.

Dziś już śladu nie ma po tych późnych kwiatach i nawet liście już odwędrowały. Kiedyś na nie popatrzymy, gdyż za mało się o liściach mówi.
*
Ciemiernik może ponoć kwitnąć jeszcze w styczniu.
Dlatego został sprowadzony do ogrodu. Przymrozki naprawdę go nie obeszły.

*
Wrzos nie przyciąga wzroku w pojedynkę, ale to wyłącznie sprawa wymiarów. Jeśli się przyjrzeć w odpowiedniej skali trudno oderwać oczy.

*
Fiolet marcinków dekoruje skromnie
schyłek jesieni.

Przymiotno ogrodowe
swą ludową nazwę zawdzięcza Marcinowi,
gdyż kwitnie jeszcze w jego święto,
nawet gdy przedtem je nadsiecze mróz.

Jest za pan brat z jesienią, a właściwie
to zwodzi ją, może się przed nią kryje
pod płaszcz płatków złota.

A może to jest trybut wasala?
Pokłon oddany okolicznościom?

Nie, choć w swej prostocie występuje tylko
w dosyć egalitarnym tłumie

– to jednak zasługuje na królewską cześć gdyż
w rzeczypospolitej kwiatów
jest najdzielniejszym z książąt.
Fioletowej krwi nie szczędzi.
Na polu bitwy z wrogim odbarwieniem
sam trwa
kiedy ze sceny schodzi
królowa róża
roniąc ostatnią łzę.

Inne tematy w dziale Rozmaitości