Będzie aktem niesprawiedliwości niepokazanie ich dziś jeszcze, tych wciąż kwitnących na jesieni. Chciałem to zrobić, dodać do tego co już było choć następny fragment części III i szkic reszty. Zdopingowała mnie, acz nieskutecznie, sobotnia obserwacja dwojga spóźnialskich:

Z wielkim zaskoczeniem zobaczyłem bzyga karmiącego się na odętce

Nawiasem mówiąc – czym różnią się te dwa zdjęcia – poprzednie i następne?

Jak widać, muchówki mogą sobie jeszcze tak raźno poczynać. Przecież już ponad tydzień temu tamta mucha ledwo łaziła.

Oczywiście też się jeszcze dożywiała.

O tej porze spodziewałem się jedynie zabłąkanych trutni, które na zimę wypędzane z uli dożywają ostatnich dni "na pastwiskach nieba"

Na noc się truteń wtula w przytulniejsze zakamarki.

Było więc tych gości jeszcze trochę od ostatniej pogawędki, choćby wczoraj spotkana w piwnicy rusałka pawik – kolejna chętna do hibernowania w moim domu. Ujął mnie kominiarz sprawdzający piec CO – zobaczył ją na posadzce i wziął w palce, żeby ją wyrzucić na dwór. Zawróciłem go i wskazałem donicę z fuksją – tam została odstawiona, bądą razem hibernować. Zdjęcie kiepskie, bo w piwnicy słabe oświetlenie. Ale widać opadły kwiatek fuksji.

Z aparatem nie ma co chodzić, bo rusałka szybko się uspokoiła, złożyła skrzydełka i prawie jej nie widać.
***
To było w sobotę, a w niedzielę wychodzę na taras, żeby sprawdzić temperaturę, 13 stopni, rozglądam się więc przez chwilę, a na szarłacie po którym wspinał się różowy wilec – kolejny gość – i też na liściu, ale już zeschłym:

Liści już mało na szarłacie, ale są niepozorne, żywe liczne kwiatki.

Kręcił się gość po całym badylu, w górę i w dół, i pozwalał się oglądać ze wszystkich stron, także od brzuszka

Nogi przypominają mi chodzące roboty z Gwiezdnych wojen, ktoś chyba podglądał i tak wykorzystał niewinne stworzonka

Ale tamte roboty tak by nie umiały się poderwać, rozwijając skrzydła składane starannie jak spadochron:

Biedronka poleciała w moją stronę i usiadła na mnie. Niestety, nie zdołałem uchwycić jej widoku na mojej kamizelce. Gdy zastanawiałem się co z nią zrobić, sfrunęła, odbiła mi się od ręki i poleciała w stronę domu. Minimalnie rozminęła się z otwartymi drzwiami, odbiła się od ściany i pofrunęła na ogródek.
Natychmiast wywołałem zdjęcia i zauważyłem, że ich jakość nie jest najlepsza, jednak mój aparat ślepnie w dzień pochmurny. A dodatkowo było pozostawione wczorajsze ustawienie światła „dzień słoneczny”. Przełączyłem i wyszedłem znów na taras. Na szarłacie siedziała znów biedronka, ha ha, wiem że nie uwierzycie, ale niech ktoś policzy kropki:

Na pewno ta jest inna, bo nie wierzę, żeby tamta wróciła.
A ta odleciała w nieznane, nie dziwicie się chyba, że musiałem patrzeć w okienko aparatu, i nie mogłem się rozglądać widząc że rozkłada skrzydełka do lotu.

I tak mnie wciąż coś odciąga od tematu, którym nie mieli być goście siadający na liściach, ale to wszystko, co wciąż w moim ogródku kwitnie, albo wręcz dopiero rozkwita.
Jednak przekonaliśmy się, że są pożytki z tak późnego rozkwitania kwiatów o chłodzie. Jest w tym coś szlachetnego, kiedy truteń zamiera nie gdzieś w błocie, lecz na dnie kielicha róży, a biedronka poszukując miejsca do przezimowania pożywi się na wytrwale dojrzewającym krewnym zbóż – szarłacie.
Niech zatem mi nic nie przeszkodzi abym przed zimą zdołał o tych kwitnących jeszcze opowiedzieć. Ona wśród nich jest:

Inne tematy w dziale Rozmaitości