Przedstawiamy komentarz Barbary Garlacz – radcy prawnego w kancelarii Harvest Legal House, specjalizującej się w prawie rynków kapitałowych i finansowych - w sprawie kredytów hipotecznych w CHF.
"Podstawowym argumentem dla frankowiczów jest wadliwa konstrukcja umowy kredytowej w świetle przepisów prawa polskiego oraz wspólnotowego. Po pierwsze – banki jedynie w niewielkim zakresie posiadały otwarte dla nich linie kredytowe w CHF lub papiery wartościowe denominowane w CHF, co wynika z ich prospektów. Po drugie udostępniały kredytobiorcom kwotę w PLN, a zgodnie z prawem bankowym kredyt to właśnie udostępniona do dyspozycji kredytobiorcy określona kwota środków pieniężnych, a nie zarejestrowana na wirtualnym koncie kredytobiorcy kwota w walucie CHF, do którego kredytobiorca ma jedynie podgląd.
Po trzecie, sądy potwierdziły, że klauzule indeksacyjne są bezskuteczne. Oznacza to, że z prawnego punktu widzenia do spłaty pozostaje kwota udostępniona w PLN, oprocentowana wg stawki przewidzianej w tej pozostałej części umowy, tj. LIBOR plus marża. Po czwarte, Trybunał Sprawiedliwości UE odpowie niebawem na pytanie sądu węgierskiego, czy klauzula indeksacyjna stanowi instrument finansowy w rozumieniu dyrektywy MIFID i w końcu istnieją poważne argumenty za tym, aby klauzulę indeksacyjną uznać za nieważną, a to mogłoby nawet prowadzić do nieważności całej umowy. Oznaczałoby to, że klient przez lata korzystał za darmo z udostępnionego kapitału. Choć może to być mentalnie trudne do zaakceptowania, prawnie jest jak najbardziej realne.
Dlatego to w interesie banków leży, by przyjąć rozwiązania proponowane przez KNF, bo w sądach stracą znacznie więcej. Niestety, prezesi banków oceniają ważność czy skuteczność umów kredytowych przez pryzmat bilansów banków i uznają, że skoro dla zapewnienia równowagi bilansu zamiast pożyczać franka na rynku stosowali instrumenty zabezpieczające (CIRS), to automatycznie kredyty indeksowane do franka należy traktować jak kredyty udzielone we franku. Ten automatyzm nie wynika jednak z przyjętej konstrukcji umowy kredytowej.
Póki banki nie zrozumieją wadliwości zastosowanej konstrukcji prawnej umowy w świetle przepisów prawa polskiego i wspólnotowego, póty mentalnie będzie im trudno wziąć odpowiedzialność za straty poniesione przez kredytobiorców, zwłaszcza, że w bilansie wszystko się zgadza. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na kilka argumentów stanowiących prawne tło sytuacji.
Po pierwsze, kwestią bezsporną jest, że banki nie posiadały wystarczającej ilości franka i finansowały akcję kredytową w CHF z depozytów złotówkowych. Wynika to wprost przykładowo z prospektu emisyjnego akcji serii L Banku Millennium S.A., prospektu emisyjnego akcji serii J i K Banku Getin Noble Bank S.A., prospektu emisyjnego akcji serii D Banku PKO BP S.A.
W celu zapewnienia równowagi w bilansie stosowały krótko i długoterminowe swapy walutowo-procentowe, które nadal rolują, a jedynie w niewielkim zakresie posiadały otwarte linie kredytowe lub papiery wartościowe denominowane w CHF. Co ciekawe, zgodnie raportem Szwajcarskiego Narodowego Banku z lutego 2009 roku, który bazuje m.in. na danych NBP, o ile w strefie EURO banki zabezpieczały swoje pozycje rzeczywistymi przepływami we frankach, o tyle w Polsce i na Węgrzech stosowały instrumenty pozabilansowe (swapy), bo finansowanie w walucie CHF było wówczas trudno dostępne na rynku międzybankowym. Tak wykreowaną konstrukcję banki sprzedawały klientom w formie kredytu we franku.
Po drugie, banki udostępniały kredytobiorcom kwotę w PLN, a zgodnie z prawem bankowym kredyt to właśnie udostępniona do dyspozycji kredytobiorcy określona kwota środków pieniężnych, a nie zarejestrowana na wirtualnym koncie kredytobiorcy kwota w walucie CHF, do którego kredytobiorca ma jedynie podgląd. Przepływy we frankach były jedynie przepływami pozornymi/rejestrowanymi, zaś rzeczywiście były to przepływy w PLN. Kredyt we franku nie został nigdy klientowi udostępniony, więc nie ma przesłanek prawnych aby klient go zwracał.
Po trzecie, sądy potwierdziły, że klauzule indeksacyjne są bezskuteczne. A skoro tak, to bez względu na argumentację prawną banków, która czasami bywa absurdalna, umowa jest po prostu wykonywana bez tej klauzuli z zachowaniem pozostałych jej postanowień. Z prawnego punktu widzenia, do spłaty pozostaje kwota udostępniona w PLN oprocentowana wg stawki przewidzianej w tej pozostałej części umowy, tj. LIBOR plus marża. Oczywiście, gdyby banki udostępniły klientom rzeczywiste kwoty we frankach kwestia bezskuteczności klauzul w ogóle by się nie pojawiła, bo nie byłoby żadnego przeliczenia, do którego odnoszą się klauzule indeksacyjne. Waluty tej jednak banki nie mogły udostępnić, gdyż w większości przypadków jej nie posiadały.
Po czwarte, istnieją poważne argumenty za tym, aby klauzulę indeksacyjną uznać za nieważną, a to mogłoby nawet prowadzić do nieważności całej umowy, skutkującej z prawnego punktu widzenia koniecznością rozliczenia się z bankiem. Dla niektórych kredytobiorców rozwiązanie to może być bardzo lukratywne. Przykładowo, jeśli bank udostępnił kwotę 300 tys. zł, klient spłacił 140 tys., to winien oddać bankowi 160 tys., ale jednocześnie cała kwota 140 tys. zostanie zaliczona na udostępniony kapitał. Oznaczałoby to, że klient przez lata korzystał za darmo z udostępnionego kapitału. Choć może to być mentalnie trudne do zaakceptowania, prawnie jest jak najbardziej realne.
Po piąte, Trybunał Sprawiedliwości UE wkrótce odpowie na pytanie prejudycjalne postawione przez sąd węgierski, czy wbudowana w umowę kredytu klauzula indeksacyjna jest instrumentem finansowym pod dyrektywą MIFID. Jeśli Trybunał wypowie się pozytywnie, a są ku temu racjonalne podstawy, oznaczać to będzie, że oferując kredyt z taką klauzulą banki miały obowiązek szerokiego informowania o ryzyku walutowym oraz sprawdzenia m.in. czy klient zarabia w walucie szwajcarskiej.
I w końcu, akceptacja pomysłu szefa KNF dla banków niweczy jedno ryzyko, jakie jest związane z obecnie wytoczonymi pozwami zbiorowymi: banki nie będą musiały wypłacać klientom kwot z tytułu nadpłat za spłacone raty, które frankowicze wyliczają w oparciu o saldo kredytu w PLN (bez indeksacji do CHF) przy zachowaniu oprocentowania według stawki jak dla franka (LIBOR plus marża). Te nadpłaty mogłyby bowiem zaliczyć na dopłaty przez frankowiczów zasugerowane przez Przewodniczącego KNF. Propozycja KNF, choć określana jako radykalna, paradoksalnie może sprawić, że sprawa kredytów frankowych zostanie ostatecznie rozwiązana w sposób mniej drastyczny dla banków niż mogłoby to mieć miejsce w toku procesów sądowych".
Inne tematy w dziale Gospodarka