Jaruzelski - symbol zaprzaństwa, zdrady polskiej sprawy, człowiek z życiorysem pełnym krwawych plam, domaga się szacunku Polaków. Czuje się zawiedziony brakiem wdzięczności Narodu, który zbrojnie najechał. Grubej kresce zawdzięcza wolne i dostatnie życie w Polsce. Teraz, gdy sądy zawiesiły procesy, w których został oskarżony o zbrodnie komunistyczne, może się cieszyć, że nie podzieli losu innych dyktatorów.
Włoski dziennikarz Riccardo Orizio, interesując się zagadnieniem dyktatury, przeprowadził wywiady z największymi tyranami współczesnego świata. Jego książka "Diabeł na emeryturze. Rozmowy z siedmioma dyktatorami", w której znalazł się również wywiad z Wojciechem Jaruzelskim, przypomina ludzi uważanych za wcielenie zła. Pokazani są, jak popełniają największe przestępstwa: mordy, ludożerstwo, jak torturują, porywają swoich przeciwników, skazują ich na głód, ucisk, dopuszczają się kradzieży gigantycznych bogactw. Orizio umyślnie wybrał przywódców, którzy zostali strąceni ze swoich stanowisk i popadli w niełaskę, mając nadzieję, że przyczyni się to do ich refleksji nad stanem własnego sumienia. Lecz jest rozczarowany. Dyktatorzy, jakby ilustrując maksymę, że "żaden człowiek nie jest łajdakiem we własnych oczach", uważają siebie za niewinnych. Myślą, że historia ich usprawiedliwi...
Siedmiu dyktatorów, których Orizio uważa za egzemplifikację zła, to trzech Afrykanów, trzech wschodnich Europejczyków i jeden Haitańczyk. Włoski dziennikarz próbował także zrobić wywiad z Egonem Krenzem, przywódcą NRD, który został skazany na sześć lat więzienia za wydanie rozkazu strzelania do uchodźców przekraczających mur berliński. Krenz odmówił. On także "cierpi" na poczucie niesprawiedliwości. Uważa, że jeśli jest winny, to również całe jego pokolenie. Tę opinię podzielają inni tyrani.
Wojciech Jaruzelski został przedstawiony przez Orizio jako stereotypowy wojskowy dyktator republiki bananowej. Czuje się potraktowany niesprawiedliwie z powodu nierozpoznania jego "cnót", ale także nie ma wątpliwości, że Polska powinna być mu wdzięczna, że zaoszczędził krajowi sowieckiej interwencji przez wprowadzenie stanu wojennego. Metodą Orizio jest pozwolenie tyranom, by sami mówili o sobie, z minimalnym własnym komentarzem, po to, aby wyjawili wobec świata, kim są naprawdę.
Zbrodniarze
Idi Amin Dada z Ugandy zostawił morze krwi, zezwalając tajnej policji mordować tysiące ludzi. Przechowywał głowy swoich przeciwników w lodówkach w swoim pałacu prezydenckim. W ogrodzie jednej ze swoich willi zorganizował obóz koncentracyjny, gdzie więźniowie jedli ciała swoich zmarłych towarzyszy.
Jean-Bédel Bokassa, który koronował się na cesarza Republiki Środkowej Afryki, został później oskarżony o ludożerstwo. Ciałami swoich przeciwników karmił również krokodyle. W jego kuchni i w basenie znaleziono ludzkie kości. Wymagał, aby licealiści kupowali mundurki szkolne z jego własnej fabryki. Gdy zaprotestowali, serią z pistoletu maszynowego zabił 150 uczniów.
Mengistu Haile Mariam, dyktator Etiopii, wzorował się na wschodnich Niemczech, utrzymywał potężną tajną policję, tysiące szpiegów i wojskowych doradców z ZSRS i Kuby. Ofiarą czerwonego terroru z lat 1977-1978 padło około pół miliona Etiopczyków. Mengistu był znany z tego, że odmawiał wydania ciał ofiar, dopóki rodzina nie zapłaciła za naboje użyte do egzekucji. Wyznał, że Breżniew był jak jego ojciec: obiecał dać mu wszystko oprócz bomby atomowej.
Nazwisko Envera Hodży, krwawego tyrana Albanii, i jego żony, nazywanej lady Makbet, wciąż wywołuje przerażenie u Albańczyków. Jego reżim posługiwał się przestępczymi metodami - funkcjonariusze co roku wymagali, aby każdy obywatel pisał szczegółowe sprawozdanie i denuncjował swoich sąsiadów, krewnych albo kolegów z pracy jako winnych rzekomych przestępstw. Ci, którzy nie chcieli wydawać innych, musieli oskarżać sami siebie.
Mirjana "Mira" Marković była żoną i politycznym partnerem Slobodana Milos˙evicia, przywódcy Serbii. Pochodziła z rodziny partyzantów komunistycznych z drugiej wojny światowej. Rozegrała jego dojście do władzy, posługując się kartą nacjonalizmu, antycypując styl Żyrinowskiego. Rzekomy ucisk Serbów przez inne republiki jugosłowiańskie posłużył jako pretekst do wywołania prześladowań i masakry mniejszości narodowych. Mira Milosević przyznaje, że "mali ludzie" poszli za daleko.
Uderza fakt, że wszyscy przywołani powyżej dyktatorzy znaleźli się w więzieniu albo na emigracji. Wszyscy oprócz Jaruzelskiego. On żyje dostatnio w Polsce. Ma swoje oficjalne biuro na głównej ulicy w Warszawie, sekretarkę, która mówi doskonałym rosyjskim, dwóch ochroniarzy, samochód z kierowcą, daczę na Mazurach i wysoką emeryturę. Jeszcze niedawno spędzał czas na utrzymywaniu kontaktów z innymi komunistycznymi liderami z Układu Warszawskiego.
III RP nie zdobyła się na sądowe rozliczenie Jaruzelskiego ani innych komunistów. Ale nawet bez wyroku dyktator otoczony jest powszechnym odium za swoją niechlubną przeszłość, co bardzo go denerwuje, bo za wszelką cenę chce być postrzegany jako bohater lub co najmniej tragiczna postać.
Oskarżony
W 2007 r. pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej oskarżył Jaruzelskiego o zbrodnię komunistyczną: jako szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, wprowadzając w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. stan wojenny, miał kierować "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw". Na początku sierpnia 2011 r. Jaruzelski został wyłączony ze względu na stan zdrowia z procesu autorów stanu wojennego, a w tym tygodniu Sąd Okręgowy w Warszawie zawiesił jego proces o wprowadzenie stanu wojennego. Wcześniej, w lipcu, ten sam sąd zawiesił proces Jaruzelskiego za "sprawstwo kierownicze" zabójstwa robotników Wybrzeża w grudniu 1970 roku. Z chwilą zawieszenia obu procesów szanse na osądzenie dyktatora i sprawiedliwy wyrok są nikłe.
Jaruzelski twierdzi, że w 1970 r. to Gomułka dał rozkaz strzelania do robotników, a nie on. Ale żaden żołnierz nie może strzelać bez rozkazu swojego zwierzchnika, więc taki rozkaz musiał przyjść od Jaruzelskiego, ówczesnego ministra obrony narodowej. W dodatku zaprzecza to innemu stwierdzeniu Jaruzelskiego w rozmowie z Orizio. Opisując wypadki z 1968 roku, Jaruzelski powiedział: "Byłem na odpowiedzialnym stanowisku. Mogłem mieć wpływ na wydarzenia. Mogłem zaryzykować tę walkę". Tak więc Jaruzelski miał władzę w 1968 r., gdy był szefem Sztabu Generalnego WP, tak samo miał ją w 1970 r., kiedy był ministrem obrony narodowej.
Jaruzelski argumentuje, że musiał wprowadzić stan wojenny, aby nie dopuścić do wkroczenia wojsk sowieckich. Zwala winę na historyczne okoliczności, chociaż ten argument nie był używany przez Gomułkę w 1956 roku. Tymczasem Orizio cytuje sowieckich generałów, szczególnie Witalija Pawłowa, rezydenta KGB w Warszawie, którzy twierdzą, że to sam Jaruzelski żądał interwencji armii sowieckiej, bojąc się, że nie będzie w stanie wprowadzić stanu wojennego bez pomocy. Co więcej, kiedy Sowieci opowiedzieli się przeciwko interwencji, Jaruzelski oskarżył ich o "zdradę dawnej przyjaźni". Jesienią 1981 roku Moskwa nie miała zamiaru interweniować w Polsce, ponieważ Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta Jimmy´ego Cartera, przekonał Rosjan w 1980 r., jak wysoką polityczną, ekonomiczną i dyplomatyczną cenę będą musieli zapłacić za inwazję na Polskę.
Nie tylko sowieccy generałowie twierdzą, że to Jaruzelski żądał wkroczenia armii sowieckiej. Generał Florian Siwicki mówi, że Jaruzelski wysłał go do Moskwy, aby prosić o zapewnienie, że polscy komuniści nie zostaną sami. Moskwa odmówiła. Jaruzelski krzyczy, że to wszystko kłamstwa. Ostatnim prezentowanym dowodem ma być list od Gorbaczowa, warto jednak zwrócić uwagę, że były sowiecki gensek nie pisze o żądaniu wojskowej interwencji, lecz o sprawie, którą Jaruzelski nazywa "mniejszym złem".
Jaruzelski przyjął kuriozalną linię obrony przeciw tym zarzutom. Tłumaczy, że te teorie ukazały się w polskich gazetach dokładnie w momencie, kiedy Polska była zainteresowana wejściem do NATO. Przedtem Rosjanie przyznawali, że zamierzali najechać na Polskę. Lecz gdy została podniesiona kwestia polskiego członkostwa w NATO, zdecydowali się przeszkodzić Polsce. Jaruzelski podkreśla, że nie jest to stwierdzenie antysowieckie ani antyrosyjskie, lecz pewien logiczny argument. Ale dlaczego Polska miałaby być zakładnikiem zdrady Jaruzelskiego w 1999 roku, kiedy nie był on już prezydentem?
Orizio nie jest przekonany i pyta, czy zewnętrzna pomoc wojskowa była rzeczywiście potrzebna. Jaruzelski mówi: nie, bo był pewny społecznego poparcia dla stanu wojennego. Podpiera się wynikami badań opinii publicznej, według których polska armia miała cieszyć się wysokim uznaniem społeczeństwa, żongluje wybiórczymi faktami co do poparcia "Solidarności" przez Naród, wszystko po to, by umniejszyć skalę oporu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Jeżeli Jaruzelski był tak pewny publicznego poparcia, to dlaczego wprowadził stan wojenny? Powtarza tylko propagandowe hasła, że wpływ "Solidarności" zanikał, zyskiwało za to na znaczeniu jej radykalne skrzydło "przeciwne dialogowi z rządem", więc nie pozostało mu nic innego, jak wprowadzić stan wojenny, inaczej 17 grudnia 1981 roku Polska byłaby podobna do Budapesztu w 1956 roku. Stwierdzenia całkowicie gołosłowne.
Miłość do Rosji
Kreśląc swoją biografię, Jaruzelski lubi akcentować, że aby go zrozumieć, trzeba znać historię jego życia i deportacji jego rodziny na Syberię na początku wojny. Paradoksalnie to doświadczenie doprowadziło do jego wielkiej miłości do Rosji. W rozmowie z Riccardo Orizio szeroko rozwodzi się, jak pracował z prostymi ludźmi tajgi, ścinając drzewa, i jak doceniał ich patriotyzm. "Zakochałem się w Rosjanach z ich nieposkromioną duszą, z krajem i jego kulturą". Później odkrył wielką literaturę rosyjską, gdzie poznał inną rosyjską duszę, "klas panujących, opisanych przez Tołstoja. Identyfikowałem się z obiema".
Lecz najważniejszym jego doświadczeniem była służba w armii. "Moi przełożeni, moi koledzy (...) wszyscy byli Rosjanami. Walczyłem obok nich. Widziałem ich odwagę i koleżeństwo". Skoro wszyscy, z którymi Jaruzelski miał do czynienia w wojsku, byli Rosjanami, wygląda na to, że był on w Armii Czerwonej, a nie w armii Berlinga.
Jaruzelski pozostaje również pod wrażeniem imperialnej pozycji Rosji. Wymienia cztery miejsca, dzięki którym poznał Rosjan i nauczył się ich kochać: tajga syberyjska, front wojenny, centrum kosmiczne Bajkonur i balet Teatru Bolszoj. Jaruzelski wiele razy mówi, jak kocha Rosję, lecz nigdzie nie powiedział, że kocha Polskę lub identyfikuje się z polską walką o niepodległość. Ciągle podkreśla, że jest inny od Polaków. I ma rację: inni Polacy podobnie doświadczeni jak on dokonali zupełnie innych wyborów w swoim życiu.
Usprawiedliwienia
Jak mantrę Jaruzelski powtarza, że nie jest odpowiedzialny za zło, które uczynił. Winna jest historia, nie on, on jest niewinny, nie miał wyboru. Jeżeli popełnił przestępstwo, to wybrał mniejsze zło. Idzie nawet dalej: chce wdzięczności od Polaków, utyskuje, że nie jest "traktowany fair". Lecz jego własne słowa i znane fakty zaprzeczają wizerunkowi, który wbrew prawdzie chce narzucić społeczeństwu.
Jaruzelski wybrał zgodę na porządek jałtański, usprawiedliwiając się, że dyktat Stalina zaakceptował Zachód, który również powinien być obwiniony. Lecz czy akceptowanie tego, czego Zachód nie mógł zmienić, jest tym samym, co wprowadzanie porządku jałtańskiego kosztem setek tysięcy ofiar? Tylko w oczach Jaruzelskiego.
Inna różnica pomiędzy nim a Polakami dotyczy romantyzmu. Jaruzelski mówi, że historia Polski obfituje w tragiczne bohaterstwo i romantyczne pozy. On tego nie podziela - dokonał realistycznego wyboru, aby nie rzucać się w przepaść w tragicznym geście. Dla Jaruzelskiego walka o niepodległość to bezużyteczny, tragiczny gest! On tylko praktykuje realpolitik.
A co Jaruzelski ma do powiedzenia w sprawie Katynia? Teraz lubi sobie przypisywać wielkie zasługi w odkrywaniu prawdy o zbrodni, ale w rozmowie z Orizio twierdzi, że akceptował sowiecką wersję zrzucającą odpowiedzialność na Niemców. Inny pogląd uważał za kapitalistyczną prowokację. Później zdał sobie sprawę z prawdy, lecz uznał, że atakowanie Moskwy za Katyń nie zwróci życia ofiarom, a zniszczy wzajemne stosunki - argument używany przez niektórych i dzisiaj.
Jaruzelski podkreśla, że ma olbrzymie poważanie dla moralnego nauczania Kościoła katolickiego, chociaż sam jest ateistą. Tłumaczył Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi, że chciałby, aby Polacy byli w większym stopniu posłuszni papieskiemu nauczaniu. Jaruzelski obraża Polaków, że on, ateista, bierze papieskie nauczanie bardziej poważnie niż katolicy. Przyznaje, że wybór ks. kard. Karola Wojtyły na Papieża zmartwił go na początku, ponieważ zwiększył wpływy Kościoła katolickiego, lecz później przyznał, że jego obawy były nieuzasadnione. O zamachu na Jana Pawła II Jaruzelski twierdzi, że wiedział tylko to, co przeczytał w międzynarodowych gazetach. Żiwkow zapewnił go, że nie było żadnego "bułgarskiego śladu". Dla Jaruzelskiego korzenie zamachu leżą w międzynarodowym terroryzmie, który zamanifestował się 30 lat później w atakach 11 września. Raczej odwrotnie: terroryści z 2001 roku byli wytrenowani przez Al-Kaidę, a terroryści z lat 70. przez KGB.
Jaruzelski ma największy żal o to, że nie miał wpływu na wydarzenia 1968 roku w czasie psychozy "antysyjonizmu". Imputuje, że Polska jest antysemicka i że mógł z tym walczyć, lecz "nie miał energii ani odwagi". Lecz prawda jest inna. Historycy: prof. Andrzej Paczkowski, dr Piotr Gontarczyk, przypominają, że Jaruzelski sam brał udział w kampanii antysemickiej i wyrzucał z wojska swoich kolegów pochodzenia żydowskiego. Czy nie za to wynagrodzono go awansem na urząd ministra obrony, a następnie członka Biura Politycznego KC PZPR?
***
Nawet pogardzany przez sąsiadów jest w lepszej sytuacji niż inni, podobni mu dyktatorzy.
Riccardo Orizio uważa Jaruzelskiego za człowieka o nieczystym sumieniu. Lata, jakie dzielą nas od prawdziwego coup d´état, który przeprowadził komunistyczny dyktator, tylko zademonstrowały rozmiar katastrofy spowodowanej przez Jaruzelskiego. Gorbaczow i Jaruzelski są ostatnimi najwyższego szczebla przedstawicielami komunizmu starego formatu - zawsze wyniośli i bez kontaktu z własnym społeczeństwem. "Stary człowiek, który jest moralnie i politycznie przegrany, mimo całego wysiłku, aby przekonać współobywateli, że zasługuje na ich szacunek" - uważa Orizio. Najwyższy czas, żeby Jaruzelski zauważył, że szacunku nie da się wymusić przy pomocy bagnetów. Jedyna rzecz, która mu pozostaje, to śmietnik historii.
Dr Łucja Świątkowska
Autorka mieszka w Nowym Jorku. W latach 90. była pracownikiem naukowym Center for Strategic and International Studies w Waszyngtonie.
Inne tematy w dziale Polityka