Na pierwszy rzut oka potencjały ekonomiczne, polityczne czy społeczne Polski i Ameryki są tak różne, że wydaje się, iż nie ma nic na czym moglibyśmy zbudować jakiekolwiek partnerstwo. Jednak jest coś co w sposób unikalny te gospodarczo-polityczne dysproporcje niweluje i pozwala myśleć o wspólnym działaniu. Tym czymś co łączy Polskę i Amerykę jest… wiara.
„Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście”. To fragment amerykańskiej Deklaracji Niepodległości uchwalonej 4 lipca 1776 roku. W projekcie Deklaracji przygotowanym przez Thomasa Jeffersona, powyższy fragment zaczynał się od słów: „Uważamy następujące prawdy za uświęcone i niepodważalne …”. Słowo „oczywiste” wprowadził Beniamin Franklin. Być może z siły tej oczywistości bierze się przekonanie, że gdy Amerykanin mówi, że wierzy to wcale nie wierzy tylko – on wie! Albo inaczej rzecz ujmując Amerykanin kiedy coś wie jest gotów czynić z tego doktrynę i w iście religijnym duchu dążyć do realizacji postawionego sobie celu.
Na Deklaracji Niepodległości Amerykanie zbudowali credo swojej politycznej religii. Ono określa i jednoczy ten naród do dzisiaj poprzez podkreślanie przywiązania do zasad politycznych: wolności, równości, demokracji, indywidualizmu, praw człowieka, rządów prawa oraz własności prywatnej. Z tego credo czerpie siłę amerykański indywidualizm, którego niezłomna pionierska wola przeżycia nie pozwala sobie na słabość wątpienia.
To jest właśnie amerykańska, ale i polska wiara oparta na optymistycznym przekonaniu, że jednostka jest w stanie „ruszyć z posad bryłę świata” i zmienić go zgodnie ze swoją wolą. Euforia, żywotność i wiara w możliwości pojedynczego człowieka to trzy elementy tak bliskie polskiej i amerykańskiej duszy.
W tym miejscu aż proszą się o przywołanie przykłady z polskiej i amerykańskiej historii, gdy wielkie i z pozoru niemożliwe do dźwignięcia wyzwania, nie gasiły w nas wiary w sens działania. Jednak nie przywołam odległych przykładów, tylko dwa których sam byłem świadkiem.
Od dwóch lat, przy współpracy z Atlantic Council of the United States, w Polsce realizowany jest projekt Wrocław Global Forum (www.wgf2011.eu) – transatlantyckiego spotkania gdzie na najwyższym poziomie rozmawia się o europejsko-amerykańskich relacjach. WGF daje okazję obserwowania naszych amerykańskich przyjaciół i ich postaw wobec globalnych wyzwań. Ubiegłoroczne Forum toczyło się w czasie jak się wydawało kompletnej flauty amerykańskiej polityki w wymiarze międzynarodowym i krajowym. Czasie niepewności i nieodłącznego zwątpienia. Jednak wbrew temu Amerykanie nie zwijali żagli. Czekali na wiatr, wierzyli, że przyjdzie. Nie ustawali w pracy, w szukaniu rozwiązań i nowych pomysłów.
Miesiąc temu, przy okazji kolejnego dorocznego spotkania Atlantic Council w Waszyngtonie zobaczyłem jak już złapali ten wiatr. W każdej telewizyjnej relacji i przy okazji każdego ze spotkań, w których uczestniczyłem widziałem jak odzyskuje moc „you can” Prezydenta Obamy. Wierzą, że potrafią. Pokazali Europie i światu, że są ciągle liderem. Wbrew pesymistom i mimo realnych trudności i wyzwań, które pozostają wciąż do pokonania.
To samo stało się dwa lata temu z Polakami. Zobaczyli na czerwonej mapie europejskiego kryzysu zieloną polską wyspę i uwierzyli! Wbrew światu, wbrew podejrzeniom, że to tylko PR-owska sztuczka i na przekór tej politycznej wojnie co zdaje się rozrywać Polskę na pół. Zrobiliśmy to co, zrobić powinniśmy – kupowaliśmy, inwestowaliśmy i zarażaliśmy innych swoją wiarą.
Na przeciwnym biegunie mam doświadczenie spotkań z urzędnikami Komisji Europejskiej. Kompetentni, sprawni i profesjonalni, a jednak ostatnio jakby bez wiary w sprawę dla której pracują. W rozmowach słychać wyraźnie pytania o idee i wyczekiwanie na impuls który mógłby odnowić europejski projekt. Europa bardzo potrzebuje wiary w moc przezwyciężenia swoich obiektywnych trudności – ekonomicznych, politycznych i kulturowych.
Aby Europa zakwitła potrzebujemy przywrócić naszym społeczeństwom wiarę w przyszłość oraz silną tożsamość. Tylko w ten sposób wytworzymy dość energii aby wprowadzić tak dziś pilne zmiany w europejskim projekcie.
Polacy są w dzisiejszej Europie społeczeństwem, które prawdopodobnie najłatwiej w ten „reformatorski trans” wprowadzić. Dowodzi tego nie tylko nasza historia ale i momentami gorszący ale jednak istniejący gorący i niepoprawny politycznie polsko-polski spór o pryncypia, o rozumienie i odczytanie wyzwań współczesności. Podobnie jak Amerykanie chcemy w coś wierzyć i naszą wiarę przekuwać w nowoczesne polskie państwo i gospodarkę. Wizje mamy różne, metody debatowania z lekka sarmackie ale chęć zmian niezachwianą, w pewien sposób młodzieńczą i naiwną w szlachetnym znaczeniu tych słów.
Alexis de Tocqueville w swojej „O demokracji w Ameryce” pisał, że w Amerykanom udało się doskonale połączyć ducha religii i ducha wolności. A czy nie jest to w gruncie rzeczy opis polskiego republikanizmu, którego owocem była Konstytucja 3 Maja 1791 roku, w swoim duchu tak bliska amerykańskiej Deklaracji Niepodległości?
Wszystko to po raz kolejny dowodzi, jak blisko nam do Ameryki i jak wiele wartości dzielimy. Amerykanie każdego dnia nie tylko z altruistycznych powodów sprzedają swój entuzjazm i wiarę w przyszłość globalnej wiosce. Może i my w europejskim wymiarze możemy te wartości eksportować?
Maciej Witucki, zasiada w Radzie Dyrektorów Atlantic Council of the United States, jest prezesem Grupy TP
Inne tematy w dziale Polityka