Wszystko zaczęło się w 2002 roku, gdy do domu Państwa Baryłów zapukał pewien człowiek zainteresowany zakupem ruin zamku na gruntach wsi Bobolice... . Potem wszystko nabrało rozpędu, aby ostatecznie, po wielu latach, zakończyć się źle - i dla miejscowych, i dla prawdziwych turystów.
***
Zamek w Bobolicach zbudowano właściwie na nowo, trudno tu mówić o rekonstrukcji - coś takiego można z powodzeniem postawić w jakimś Disneylandzie, ale nie na Jurze. Obok posadowiono karczmę, hotel z pokojami za kilkaset złotych, pod prysznicami zainstalowano lepiące się do pleców kotary, zaś na śniadania serwowano parówki.
Zamek w Mirowie miał podzielić ten sam los, ale konserwator zabytków ponoć się sprzeciwił (mandat inwestora - senatora z PO wygasł, a posłem nie został), ale to zapewne nie miało znaczenia.
We wczorajszą niedzielę przelała się szala goryczy: okazało się, że cały teren od Mirowa do Bobolic został już ogrodzony, tym samym nie pospacerujecie przepiękną Grzędą Mirowską pomiędzy zamkami; nawet jeśli zapłacicie po 7 zł za osobę za wstęp na "błonia" wspomnianych budowli.
Tak oto, w majestacie prawa, jeden z najciekawszych obszarów na Jurze stał się praktycznie niedostępny dla P.T. Turystów.
Furda Turyści!, furda zwierzęta!
"- Chronię Jurę przed napływem turystów, (których sam tu sprowadziłem): - ale nie tych, którzy nie śpią w moim zamku, - którzy nie piją piwa z plastikowych kubków z mojej karczmy; - którzy nie przechodzą pod bramą mego nazwiska (dawniej Czarcie Wrota); - do tego miłosiernie zabijam zwierzęta, które się zaplatały w siatkę odgradzającą dla ochrony przyrody mój teren (wszak należę do Polskiego Związku Łowieckiego)".
***
To wszystko tylko mi się zdawało, zdenerwowany byłem, za gorąco było. Cały ten tekst to "licentia poetica" człowieka, który za długo przebywał na słońcu.
Inne tematy w dziale Kultura